Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 18 lipca 2013

Imaginy o Zaynie i Liamie

Hej. :) Dodaję dzisiaj dwa imaginy. :) Więcej na : http://we-are-one-direction.blogspot.com/

Imagin z Zaynem:


Polecam do czytania: http://www.youtube.com/watch?v=bq_PWQTCT2A

______________________________________________________________________

Znów leżał bezwładnie na kanapie, zatapiając lewą dłoń w czarnych włosach, przeczesując je delikatnie
Przed jego oczyma widniała pewna szatynka, której uśmiech w porównaniu z nim, nigdy nie schodził z pełnych karmazynowych warg. Jej tęczówki ilekroć płakała czy przechodziła kryzysy, nadal błyszczały, uwydatniając swój kolor- szary. [T.I] często przebywała w jego towarzystwie nie wiedząc, jak wielką stanowi część jego niegdyś poukładanego świata. Pocieszała go w trudnych chwilach, cieszyła się z jego sukcesów, poprawiała humor i wielokrotnie wyciągała z kłopotów, w które Mulat uwielbiał się pakować.
W oczach innych stanowili przyjaźń tak idealną, że wręcz niemożliwą. Pomimo tego, że ów szatynka posiadała miłość swojego życia, zawsze potrafiła wygospodarować czas dla przyjaciela, który zakochany był w niej po uszy. On nie widział w niej normalnej dziewczyny, tak jak większość. Dla niego była ideałem. Aniołem bez skrzydeł, chodzącym po ziemi. Czymś nieosiągalnym. Po prostu tą jedyną.
Wnet dźwięk dzwonka pobudził Malika do wszelkich działań. Poprawszy swą koszulę, szybkim krokiem ruszył ku drzwiom, za którymi stała jak zwykle rozpromieniona [T.I]. Kobieta widząc swego kamrata, rzuciła się na jego szyję, ściskając najmocniej jak potrafiła. Mulat nie pozostawał dłużny, zapraszając ją do środka. Wszędzie panowała czystość, która u ludzi jego pokroju była czymś normalnym, codziennym. Odsunął krzesło kuchenne, pozwalając jej usiąść. Rozgadana szatynka natychmiast zaczęła opowiadać mu scenariusz ostatnich dni, które spędziła z swoim chłopakiem. Zayn z uśmiechem wpatrywał się w towarzyszkę, udając, że to co mówi, sprawia mu przyjemność. Niestety... Tak nie było. Każde jej słowo, a zwłaszcza imię jej wybranka bolało niczym żyletka, przecinająca dane części ciała, a w tym przypadku- serce. Jedynie widok dziewczyny przyprawiał go o uśmiech. Sposób w jaki poruszała rękoma, ustami.
W pewnym momencie wstała, przechodząc na drugi koniec pomieszczenia w celu odebrania telefonu.

 "When you walk by, I try to say it.
But then I freeze, and never do it.
My tongue gets tied, the words get trapped."

Westchnął cicho, opierając głowę o kant siedzenia. Dokładnie analizował jej zdania i ruchy, które miała w zwyczaju wykonywać w podobnych sytuacjach. W pewnym momencie szatynka uśmiechnęła się szeroko, odkładając komórkę.
-Zayn, słuchaj. Jerom ma dla nas coś w stylu... Niespodzianki. Prosi, byśmy przyjechali do niego za około 15 minut. Pójdziesz ze mną?- zatrzepotała słodko rzęsami, wiedząc, że to podziała na Mulata natychmiastowo.
-Jasne. Chodź.- ukazał rząd równych śnieżnobiałych zębów, delikatnie obejmując ją w talii.

"I hear the beat of my heart, 
getting louder whenever I'm near you."

Ruszyli w stronę czarnego Lang Rovera chłopaka, który był dla niego jak oczko w głowie. Rzecz, z której duma rozpierała go od środka. Otworzył drzwi, wpuszczając szatynkę do środka, a sam okrążył samochód, by zasiąść na miejscu kierowcy. Powoli włożył kluczyki do stacyjki, odpalając silnik. Ruszyli z podjazdu, kierując się w stronę domu znienawidzonego przez niego człowieka, który odebrał mu wszystko.
Włączył radio, w którym leciała jedna z piosenek zespołu, którego był członkiem. Jakie było jego zdziwienie, gdy usłyszał swój głos, wykonujący jedną ze zwrotek utworu "I wish". Policzki chłopaka przybrały odcień czerwieni, a wzrok utkwił w drodze. Kątem oka dostrzegł, że piękna szatynka przygląda mu się z uwagą, jakiej mało. Dojechali... Pospiesznie wysiadł z wozu, wypuszczając z niego [T.I.], która posłała mu wdzięczne spojrzenie. Równym krokiem, ramię w ramię, ruszyli w stronę mieszkania Jeroma, które urządzone było gustownie i nowocześnie.
Wcisnęła dzwonek, by dać znać ukochanemu, że dotarła na miejsce. Raz, drugi... I nic. Cisza. Zdenerwowana chwyciła za klamkę. Drzwi otworzyły się naroścież ukazując wnętrze, w którym panował mrok. Wszystkie rolety, żaluzję i firany, zasunięte były w dół. Wolnym krokiem weszli do środka, rozglądając się na wszystkie strony. W pewnym momencie światła zapaliły się, ukazując wszystkich im dobrze znanych. Rodzinę, przyjaciół, a na przedzie samego chłopaka. Oczy Malika i [T.N.] przypominały małe spodki, błyszczące się płomykiem niewiedzy. Jerom- wysoki blondyn o zielonych tęczówkach, zmierzał w kierunku zdziwionej dziewczyny, która nie wiedziała co ma począć. Jej usta rozchyliły się jeszcze bardziej, gdy mężczyzna uklęknął przed nią na jednym kolanie, wyciągając z kieszeni czarnych rurek, małe bordowe pudełeczko. Uchylił je, ukazując skromny srebrny pierścionek. Dar ten, zapewne wspaniały dla wszystkich, jednej osobie przekreślił życie oraz szczęście. 
- [T.I. i T.N.], czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- w oczach szatynki pojawiły się łzy. Jedyne na co było ją stać to skinięcie głową. Jej teraz już narzeczony, wsunął dowód swojej miłości, na serdeczny palec dziewczyny. Ta rzuciła mu się na szyję, mocno przytulając. Rozległy się głośne brawa i okrzyki radości. Jedynie Mulat z niedowierzaniem malującym się na jego twarzy, wpatrywał się w miłość swojego życia, która powoli przechodziła na nową drogę życia. Narzeczeni oderwali się od siebie, pieczętując nowy rozdział w ich związku, namiętnym pocałunkiem. 

"...Does all the things, I know that I could. 
If only time, could just time back..."

Gdyby tylko zrobił to wcześniej... Gdyby tylko wcześniej powiedział jej jak wiele dla niego znaczy... Jak bardzo ją kocha... Niestety. Jest za późno... Jego ukochana już postanowiła, a jeżeli jest szczęśliwa, to on też będzie, a przynajmniej spróbuje. Rodzina zaczęła podchodzić do zakochanej pary, składając im życzenia, ściskając, całując. Zayn nie zauważalnie opuścił dom, szybkim krokiem kierując się w stronę samochodu. Dla niego to był koniec... Niestety. Nie przyjął tego tak jak chciał... Bał się... Bał się, że już nigdy nie zazna tego szczęścia, co [T.I.]...

"Oh, How I wish that was me..."


Imagin z Liamem


___________________________________________________________

Kolejny miesiąc... Kolejny miesiąc bez ciebie. Dokładnie wyliczam każdy dzień, godzinę, a nawet minutę, kiedy ostatni raz poczułam twoje ciepło. Dotyk warg i dwa słowa, które zniszczyły mój dotychczas poukładany świat- do widzenia. Od tej pory bez przerwy stoisz przed moimi oczyma, uśmiechając się przyjaźnie, jak miałeś w zwyczaju. Ciągle słyszę twój poważny głos, który zawsze doradzał, wspierał i sprawiał, że czułam się wyjątkowa. Wystarczyły nam dwa miesiące, byśmy mogli stworzyć związek, który wydawał się być idealnym, dopóki wakacje nie dobiegły końca. Ty- światowej sławy gwiazda. Ja- zwykła dziewczyna z Polski, która przyjechała do Londynu na obóz językowy. Oby dwoje musieliśmy zejść na ziemię. Wkroczyć w szarą rzeczywistość, która nie zapisała w swym scenariuszu NAS. Wszystko miało być takie jak kiedyś. Ty powrócić miałeś do przyjaciół, z którymi wspólnie podbijałeś scenę, a ja wrócić miałam do swej ojczyzny, by wspiąć się na kolejny etap życia- studia.
Czyż nie proste? Tylko w oczach tych, którzy nie doświadczyli tego na własnej skórze.
Pamiętasz jak to się zaczęło?

Co roku w zwyczaju miałam wyjeżdżać za granicę w celu dokształcania się z języka angielskiego. Rzym, Ateny, Bukareszt, Paryż, Berlin, Madryt. Te miasta były magiczne, jednak nie dorastały do pięt ostatniemu, które odwiedziłam- Londynowi. Wiesz dlaczego? Bo poznałam tam osobę, która już na zawsze pozostanie w moim sercu- ciebie. 6 lipca. Dzień, który pamiętać będę do końca swojego żywota. Dzień, który odmienił moje życie. Z aparatem w dłoniach i wiatrem we włosach, żwawo przemierzałam kolejne londyńskie ulice, by wreszcie znaleźć obiekt godny upamiętnienia. Jedną z moich pasji była fotografia. Poświęcałam jej sporo czasu, a moje zdjęcia wielokrotnie otrzymywały zaszczyt widnienia w niektórych czasopismach. Gdy przeniosłam się do mniej zaludnionej części tego miasta, dojrzałam osobę siedzącą na murku z plecami opartymi o idealnie wyrzeźbioną marmurową kulę. Spoglądała w dół, gdzie słychać było szum Tamizy. Promienie zachodzącego słońca padały wprost na nią, rozpromieniając jej twarz. Widok ten wydawał mi się czymś cudownym, oryginalnym, niezwykłym. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę ów chłopaka, czując że nogi uginają się pod moim ciężarem. 
-Przepraszam?- rzuciłam cicho, a on drgnął. Wolno odwrócił się w moją stronę, lekko rozszerzając oczy. Stałam przed nim uśmiechnięta, zabawnie poruszając aparatem. 
-Wybacz, ale dziś nie rozdaję autografów.- zmarszczyłam brwi. Nie miałam pojęcia z kim rozmawiam. Nie miałam pojęcia ile dała by każda inna dziewczyna by być teraz na moim miejscu.
-Ammm... Jakich autografów?- spytałam, przyglądając mu się z uwagą. Dopiero teraz dostrzegłam rysy jego twarzy. Smukły nos, pełne usta, zarysowane kości policzkowe, gęste brwi i oczy, które najbardziej przyciągnęły moją uwagę. Mieniły się na brązowo w ostatnich promieniach słońca. Włosy miał kręcone, a ich pojedyncze pukle opadały na wysokie czoło. 
-Nie wiesz kim jestem?- rozchylił lekko wargi, jakby nie mógł uwierzyć w to co mówię.
-Yyy... Nie, niestety.- wzruszyłam ramionami.-Chciałam tylko poprosić się o pozowanie do moich zdjęć. Od rana szukam czegoś... Nowego, a ty...- zacięłam się, ale było za późno. Dostrzegłam tylko lekki zarys uśmiechu na jego twarzy.- Wydajesz się być tym, czego poszukuję.- wtedy nie zdawałam sobie sprawy jak wielkie znaczenie mieć będą słowa, które wypowiedziałam pod wpływem impulsu.
-No dobrze...- przeciągnął, powracając do pierwotnej pozycji. Odpaliłam sprzęt, ustawiając odpowiednią ostrość, światło i flesz tak, by nie zaprzepaścić tak idealnej sesji. Włączyłam lampę błyskową, by polepszyć choć odrobinę jakość. Wcisnęłam guzik do połowy, by nakierować się na dobre ujęcie. Udało się. Chłopak siedział tak jak przedtem z głową spuszczoną w dół. Jego tors opinała biała koszulka, a dolną część zdobiły piaskowe rurki. Ciemne loki mieniły się na wiele kolorów, ubarwiając wykonywane zdjęcia.
Po skończonej sesji podeszłam bliżej, wyciągając w jego kierunku prawą dłoń.
-Dziękuję ci za poświęcenie mi swojego czasu.- uśmiechnęłam się nieśmiało ukazując dwa mało widoczne dołeczki w policzkach.
-Nie ma sprawy. Jestem Liam.- tak. To byłeś ty. Uścisnąłeś ją delikatnie, spoglądając na mnie wyczekująco.
-[T.I.].- ukazałeś rząd idealnie równych białych zębów.
-Wiesz... Myślałem nad przysługą za pozowanie... Co byś powiedziała na shake'a?- jedyne na co było mnie stać to skinięcie głową. Ruszyliśmy w stronę wspomnianego przez ciebie MSC, poznając się lepiej.
Powiedziałeś mi kim jesteś, a ja zdradziłam ci skąd pochodzę i czym się znajduje. Tematy, które nas łączyły z tymi, które chcieliśmy poruszać nie miały końca. Od tego przełomowego momentu rozpoczęła się nasza znajomość, która szybko przerodziła się w coś więcej- miłość.
Zakochałam się w tobie jak w nikim innym, pomimo to, że obiecałam sobie tego nie zrobić.
Staliśmy się niemal nie rozłączni. Codziennie spędzaliśmy sporo czasu, zwiedzając różne części Londynu. Poznałeś mnie z swoimi przyjaciółmi, którzy okazali się równie świetnymi ludźmi, jak ty.
Wszystko wydawało się być jak z bajki, dopóki nie nadszedł ostatni dzień mojego pobytu w Anglii. Nasz związek runął. Odszedł w niepamięć. Staliśmy na lotnisku spoglądając w swoje oczy pełne łez. Twój czuły głos, zapewniający mnie o uczuciu, którym mnie darzyłeś, ostatni dotyk twoich warg na moich i chwile w twoich ramionach... 
Przekroczyłam bramkę ostatni raz odwracając się w twoim kierunku, widząc cię na żywo.
-You always will be my summer love, Liam...

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział XLVI

*Z perspektywy Oliwi*


Zaparkowałam tuż obok sklepu, gasząc silnik. Otworzyłam drzwi, czekając aż Malik także opuści samochód. Gdy wreszcie raczył wysiąść, zakluczyłam pojazd i szybkim krokiem ruszyłam w stronę supermarketu. Usłyszałam kroki za sobą i już po chwili szłam ramię w ramię z Zaynem. 
-Ej Oli... Bądź wreszcie łaskawa i odezwij się do mnie.- prychnęłam pod nosem, przechwytując w dłonie wózek. Nie obdarowując chłopaka nawet spojrzeniem, weszłam do środka, rozglądając się po wypełnionych po brzegi regałach. Widziałam tylko jak wywraca oczami i sam zaczyna szukać rzeczy dla siebie. Zgarnęłam trzy bochenki chleba, wrzucając je do wózka, którym pojechałam nieco dalej. W kolejności pakowała ogórki, ketchupy, musztardy, kiełbasę, chipsy, różnego rodzaju napoje i przekąski. 
-Widzę, że pamiętasz jeszcze zwyczaje żywieniowe Horana.- zażartował, a ja puściłam każde jego słowo pomimo uszu. Dostrzegłam jak zaciska pięści oraz szczękę, jednak obiecałam sobie, że nie ulegnę. Zbyt wielkie plamy pozostawił na mojej psychice. Nie mogłam się poddać.
Podeszliśmy do kasy, wyładowując wszystko na ladę. Chłopak zabrał jedną paczkę papierosów, kładąc ją na samym końcu. Wtedy podskoczył w miejscu, biegnąc w głąb sklepu. Uniosłam pytająco jedną brew, ładując zakupy do torby. Po kilkunastu sekundach wrócił z trzema czteropakami piwa.- Jak imprezować, to na całego.- zaśmiał się, puszczając oczko do młodej kasjerki, która dopiero teraz wiedziała z kim ma do czynienia.
-Em... Przepraszam... Wiem, że to nie odpowiedni moment, ale... Czy mogłabym prosić o autograf?- parsknęłam cicho śmiechem, szukając portfela.
-Jasne.- wyszczerzył się wyciągając długopis. Machnął kilka razy prawą dłonią, oddając jej świstek.- Proszę.
-Dziękuję bardzo. Jestem wielką fanką.- uśmiechnęła się nie śmiało, a ja znacząco odchrząknęłam.
-Ile płacę?- rzuciłam, a ona zakłopotana zerknęła na kasę.
-210 funtów.- podałam jej odpowiednią kwotę, zabierając siatki. Nie czekając dłużej na Mulata ruszyłam w stronę samochodu. Otworzyłam bagażnik, wkładając do niego torby. Cicho westchnęłam, odwracając się. 
Przede mną stał Malik z uniesioną brwią.
-Ale tak beze mnie?- wyminęłam go, zasiadając na miejscu kierowcy. Gdy chłopak również poszedł w moje ślady, odjechałam z piskiem opon ku ruchliwej ulicy.
By nie prowokować czarnowłosego do jakichkolwiek konwersacji, włączyłam radio, wsłuchując się w lecącą muzykę. Wystarczyło dwadzieścia minut i mogłam z ulgą opuścić samochód. Dostrzegłam rozłożony w ogrodzie parasol. To właśnie tak powędrowałam, stawiając zakupy na stole.
-Proszę. Wedle życzenia.- uśmiechnęłam się do przyjaciółki, która automatycznie podniosła się.
-Dzięki Oli. Słuchaj, ja pójdę przygotować rzeczy na grilla. Zostań z chłopcami.Wrócę za niedługo.- pokiwałam przecząco głową, szeroko otwierając oczy.
-Nie!- wrzasnęłam, ale widząc ich miny szybko zmieniłam ton.- Znaczy... Nie trudź się. Chętnie zrobię to za ciebie.- przybrała myślący wyraz twarzy, a ja modliłam się by odpowiedź była pozytywna.
-Ja jej pomogę.- przymknęłam oczy, by dać upust emocją. Dlaczego?! Dlaczego on musiał zabrać głos?!
-Harry jest świetnym kucharzem, na pewno nic nie uszkodzi.- Louis przytulił Loczka, który był wniebowzięty. A jednak... Larry nadal istnieje.
-No dobrze. Niech wam będzie, ale jeżeli będziecie potrzebować pomocy, wołajcie!- krzyknęła za nami, jednak nie posłuchałam jej. Już wolałam być sam na sam z Stylesem niż z resztą tego zespołu.
Weszłam do środka, kierując się w stronę kuchni, gdy poczułam mocny uścisk na nadgarstku.
Chłopak oparł mnie o ścianę, unosząc lewą brew.
-Jakiś problem?- rzuciłam z pogardą, jednak on nie odezwał się.
-Tęskniliśmy za tobą Oli. A zwłaszcza Louis i Malik.- zaśmiał się, a ja skrzywiłam się w grymasie.
-Wybacz kolego, ale mi jakąś nie specjalnie było tęskno.- wydęłam dolną wargę, a on wywrócił oczami.
-Chociaż ten jeden wieczór, kiedy jest z tobą twoja przyjaciółka, udawaj, że nas polubiłaś.- zaśmiałam się sarkastycznie.
-To nie jest takie proste jak się wydaje. Nawet najlepszym by to nie wyszło.- puścił mnie odkładając siatki na siedzenia.
-Trzymaj.- podawał mi produkty, które albo zamieszczałam w lodówce, albo odkładałam na półkę. Gdy wreszcie torby były puste, stanęliśmy przy stole, patrząc na siebie pytająco.
-Co robimy najpierw?- zamyśliłam się, jednak szybko ocknęłam.
-Myślę, że kroimy kiełbasę, by już mogli smażyć.- pokiwał głową i zajął się wyznaczoną przeze mnie rzeczą.
Ja natomiast chwyciłam szklanki i miski, napełniając je łakociami, napojami i innymi wysokokalorycznymi przysmakami.
_____________________________________________________________
Heeej! :D Witam was po bardzo długiej nieobecności. Oczywiście
przepraszamy, gdyż nauka i inne obowiązki nie pozwalały na nam wrzucanie rozdziałów.
Teraz postaramy się robić to regularnie czyli co 2-3 dni. Na sam początek krótki, by sprawdzić, czy ktokolwiek jeszcze czyta. :) Liczymy na komentarze. 2- a nowy rozdział pojawi się niebawem. :) Pozdrawiam i życzę miłych wakacji. :D

niedziela, 12 maja 2013

Imaginy o Harrym i Niallu


Na jednym z swoich blogów, w ramach konkursu dodałam 2 imaginy.:) Nie mam czasu  napisać rozdziału, więc daję to. :) Pozdrawiam. :D
~Doma



O Harrym:


Zapewne wielu z was, zastanawia się jak to jest prowadzić podwójne życie... Nie chodzi mi tu o show biznes, codzienność czy romanse... O nie. To o co chodzi mi, [T.I.], zdecydowanie wyróżniającej się od reszty płci żeńskiej, dziewczynie, jest bardziej skomplikowane, niż się wydaje. Nie jestem taka jak reszta moich rówieśniczek, z którymi uczęszczam do trzeciej klasy liceum. Różni nas wiele cech i wyrzeczeń, jednak zdecydowanie najistotniejszą z nich jest to, że nie należę do ich gatunku- człowieka.
Może w połowie, ale jednak. Więc teraz pada pytanie. Kim w takim razie jestem? To trudne do wyjaśnienia. Sporo osób nie uwierzy, w to co teraz powiem, ale niestety. Rzeczywistość jest inna.
Mój prawdziwy dom znajduje się kilkaset metrów pod wodą... Tak. Nie przesłyszeliście się. Tam miałam rodzinę, która opiekowała się mną do momentu, gdy jej życie na tej planecie dobiegło końca. W starciu z inną odmianą syren, bo nią właśnie jestem, zginęli moi rodzice oraz dwójka starszych braci. Zostawili małą pięciolatkę pod opieką chorej już babci, która zdążyła usamodzielnić swoją wnuczkę, opuszczając świat żywych... Tak więc, co robię tu? Wśród ludzi? Prowadzę inne życie. Mam osoby, które zastępują mi rodzicieli, przyrodnie rodzeństwo i tylko jednego, lecz prawdziwego przyjaciela.
Podobno miłość damsko-męska nie istnieje... Owszem. To prawda. Mój "przyjaciel" już od dawna jest kimś więcej, niż tylko druhem. Kiedyś obiecałam sobie, że nie zakocham się w żadnym z przedstawicieli rasy człowieka. Czy dotrzymałam słowa? Bez wątpienia... Nie. Pokochałam go jak nikogo innego, tym samym narażając na niebezpieczeństwo. Spotykaliśmy się regularnie. To w szkole, to w parku, w domu czy z resztą jego przyjaciół. Wielokrotnie próbowałam spełnić ich marzenia, którymi było założenie zespołu i koncertowanie po świecie. Mieli niesamowity dar. Ich głosy, przepełnione magią, razem tworzyły jedność, przepuszczając przez pryzmat muzyki, doskonałość. O tego momentu, minęły trzy lata. Udało się. Osiągnęli swój szczytny cel, zarazem spełniając i mój. Dzięki wielokrotnym namową, kłótnią i radykalnym próbą ściągnięcia ich na casting, udało się stworzyć jeden z najsławniejszych zespołów na świecie.
Czy moje uczucia przetrwały próbę czasu? Bez wątpienia. Ośmielę się rzec, że nasilają się z każdym dniem, spędzonym w jego towarzystwie.

-[T.I.]! Jedziemy!- usłyszałam jego niski, zachrypnięty głos, który za każdym razem wywoływał stado motyli w moim brzuchu. Stukając szpilkami o drewniane schody, trzymając kawałek fioletowej, uszytej z jedwabiu sukni, sięgającej do kostek zeszłam na sam dół, gdzie wraz z swymi towarzyszkami czekała reszta. Liam jak zwykle w garniturze świetnie podkreślającym umięśniony tors, obejmował w pasie szatynkę o kręconych włosach, ubraną w kremowy kostium, która na imię miała Danielle.
Louis, ubrany w bordowe rurki, białą koszulę i szelki, czule całował Eleanor- szczupłą dziewczynę, o brązowych włosach i hipnotyzującym spojrzeniu, której zgrabną talię, podkreślała zwiewna sukienka po kolano. Zayn i Perrie. Wzorowa para. On wystylizowany podobnie jak Payne i ona- blond włosa, z przyjaznym uśmiechem, otrzepująca swoją czerwoną mini.
Niall? On zawsze czuł się dobrze jako singiel. Również w czarnym garniturze oraz włosami postawionymi na żelu, prezentował się nienagannie. I nadszedł czas na niego... Wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta, o kręconych włosach, niesfornie opadających na czoło, zielonych jak pierwszy wiosenny liść, oczach i promiennym uśmiechu, uwydatniającym rząd równych, białych zębów. Ręce chował w kieszeniach czarnych rurek, na które swobodnie opadała szara marynarka. Wpatrywał się we mnie, dokładnie lustrując każdy szczegół. Wolnym krokiem, skierował się w moim kierunku, szepcząc na ucho dwa słowa, które za każdym razem, poprawiały mój humor.- Wyglądasz pięknie.- uniosłam lewy kącik ust ku górze, a on objął delikatnie moją talię. Nie czekając chwili dłużej, opuściliśmy dom, wsiadając do długiej, białej limuzyny, stojącej na podjeździe. Na co wybierała się nasza dziewiątka? Na jedną z najważniejszych dla zespołu uroczystości, a mianowicie, trzeciej rocznicy założenia zespołu. Każdy z swoją partnerką przy boku, bądź ważną dla niego towarzyszką, przemierzał czerwony dywan, skąpany w blaskach fleszy. Uśmiechnięta od ucha do ucha, z Harrym pod rękę, przemierzałam dzielnie drogę, kierując się w stronę przestronnego lokalu, w którym miejsca grzali, najważniejsze osoby w karierze chłopców. JR, rodzina, wytwórnie, producenci, menager, przyjaciele, w tym też my. Wcześniej serdecznie witając przybyłych gości, zajęliśmy miejsce przy wyznaczonym dla nas stoliku. Gustownie urządzony lokal, wprawiał w nastrój, pozwalający na cieszenie się swoją obecnością. Ciągłe znoszenie toastów, wspomnienia, śmiechy i dyskusje, udzielały się każdemu z nas.
Jednak w pewnym momencie, wydarzyło się coś, o czym nie ośmieliłam się śnić w nawet najskrytszych snach.
-Panie, panowie, proszę o uwagę.- Harry, najwidoczniej mocno zdenerwowany, podniósł się z siedzenia, przenosząc swój wzrok na mnie.- Mam wam coś do powiedzenia...A zwłaszcza jednej osobie, która była ze mną od początku... [T.I]...- wyszeptał, sprawiając, że moje serce, zabiło sto razy mocniej.- To właśnie ty pokazałaś mi, czym jest wiara w marzenia, przyjaźń bez zobowiązań, szczerość i bezinteresowność. To ty byłaś ze mną w każdej trudnej sytuacji, przyczyniłaś się do spełnienia moich pragnień i pokazałaś mi czym jest miłość... Tak miłość... Przekonałem się o tym już dawno, jednak wmawiałem sobie, coś, co było nie prawdą... Więc... Chciałbym... Cię o coś poprosić... Czy zostałabyś moją wybranką życia?- w moich oczach zalśniły łzy... Łzy szczęścia, a zarazem ogromnego smutku. Tego się bałam... Nadszedł czas pożegnania.
-Harry... Ja nie mogę...- nastała cisza. Wszyscy zawzięcie wbijali w nas zainteresowane spojrzenia.
-Ale...- zająknął się.  Wybiegłam z budynku, kierując się ku rzece, znajdującej się nie opodal. Nie dostrzegłam jednak, że chłopak biegnie za mną. Powstrzymał mnie przed skoczeniem do wody.
-Harry. Przepraszam... Nie mogę. Kocham cię, ale nie potrafię...- uniósł mój podbródek.
-[T.I.], co stoi na przeszkodzie?- spuściłam wzrok.
-To, że... Jestem syreną...- zamilkł. Stał znieruchomiały, przyglądając się mi z nie do wierzeniem.
-To nie możliwe...- szepnął po chwili, a ja pokręciłam głową, roniąc łzę.
-Jedna realne... Czas się pożegnać...- z całej siły wtuliłam się w chłopaka. Po dłuższej chwili odsunął mnie od siebie, zachłannie wpijając się w usta... Drżące usta, próbujące nie uwolnić wszystkich emocji, targających wnętrzem... 
-Żegnaj...- nie zważając na błagania chłopaka, wskoczyłam do wody, by na zawsze zakończyć jedno z dwóch żyć...

O Niallu :



Życie... Największy prezent, jaki otrzymaliśmy od swoich rodziców. Coś, czego nie kupimy za żadne pieniądze, coś, co dostajemy tylko raz, coś, co tak łatwo stracić. Jednak na świecie istnieją osoby, które utrzymują nas przy nim, sprawiają, że jest lepsze, a wielokrotnie je ratują. Przekonałam się o tym na własnej skórze kilkanaście lat temu...

Ja, [T.I. i T.N.], byłam na pozór szczęśliwą i ułożoną dziewczyną. Jednym z moich nielicznych talentów i pasji stało się pisanie opowiadań. Jak większość nastolatek, zakładałam blogi, tworząc internetowe książki. Nie potrafię opisać słowami, jak wielką radość sprawiał mi każdy komentarz, umieszczony pod danym rozdziałem czy postem. Każde wyświetlenie, powodowało, że uśmiech mimowolnie wskakiwał na moją ponurą twarz. To było coś w stylu oderwania się od szarej rzeczywistości i wkroczenia w świat marzeń... Marzeń, które nigdy się nie spełnią, a przynajmniej tak, jako czternastolatka myślałam...
Z roku na rok moje życie nie ulegało znaczącym zmianą. Ukończyłam gimnazjum z wyróżnieniem, dostałam się do prywatnego liceum, a następnie na studia w Londynie, obejmując kierunek literacki. Tak... Moja miłość z młodości nie wygasła, a wręcz przeciwnie- stała się przyszłym zawodem.
Jako dwudziestoletnia kobieta, wynajęłam mieszkanie, mieszczące się nieopodal uczelni.
Jedyną istniejącą przeszkodą, która mogłaby przekreślić wszelkie starania, włożone w moją edukacje, byłby nagły rozwój choroby, z którą walczę praktycznie od urodzenia- białaczki. Rak nie stwarzał zagrożenia dla mojego życia, to też zbytnio nie przejmowałam się owym schorzeniem.
Ustatkowanie się w nowym kraju nie zajęło mi dużej ilości czasu. Szybko znalazłam przyjaciół, złapałam dobry kontakt z wykładowcami, a nawet znalazłam partnera- Josh'a. Był on dla mnie wielkim wsparciem i miłością, jak się później okazało- ślepą.
Z każdym miesiącem mój stan zdrowia i samopoczucie widocznie ulegały zmianie. Osłabienie, nudności, wypadanie włosów i wiele innych objawów, potwierdziły mój mroczny scenariusz. W listopadzie zapisałam się na wizytę u lekarza pierwszego kontaktu- dr. Williama Rossa. Mężczyzna przeprowadził wszelkiego rodzaju badania, by 10 grudnia, wezwać mnie po odbiór wyników, który przewrócił moje obecne życie, do góry nogami. Okazało się, że białaczka nawróciła, zagrażając mojemu życiu. Przeszczep szpiku kostnego był jedyną nadzieją na przeżycie. Załamałam się. Opuściłam się w nauce, a moje stosunki z Joshem zmieniły się radykalnie. Gdy chłopak dowiedział się, że cierpię na ową chorobę, bez nuty współczucia, znikł. Wstałam rano, szukając go po całym domu, który świecił pustkami. Zabrał swoje rzeczy, zostawiając jedynie kartkę, na której napisane było, iż chce on żyć normalnie, założyć rodzinę i związać się w pełni zdrową osobą. Słowa, które przeczytałam, spowodowały, że załamałam się całkowicie. Czułam się jak ta gorsza część społeczeństwa... Nie potrzebna nikomu. Wtedy, gdy cała nadzieja w przyszłość wygasła, pojawili się oni. Piątka chłopaków, których zapoznałam na wieczorku literackim, organizowanym przez moją uczelnię. Liam Payne, Harry Styles, Zayn Malik, Niall Horan i Louis Tomlinson tworzyli jeden z najsławniejszych Boys Bandów w Wielkiej Brytanii. To właśnie oni zainspirowali mnie w dzieciństwie do pisania... Dzięki nim odkryłam swój talent i pasję. Directionerką, którą byłam już od dawien dawna, byłam i teraz. Nigdy nie spodziewałam się, że spotkam osoby, które w dużym stopniu, przyczyniły się do początku mojej kariery.
Oni jako pierwsi z nielicznych, dowiedzieli się o mojej chorobie. Czy mi współczuli? Ba... Potrafili jeździć po całej Anglii, szukając odpowiedniego dawcy. Jednak najbardziej zaangażowaną osobą był Niall.
Blondyn, pochodzący z Irlandii, o uroczym uśmiechu i niebieskich jak morze oczach.
Z nim zawsze dogadywałam się najlepiej. Zawsze mogłam polegać na jego osobie. Nie spodziewałam się, że tacy ludzie istnieją na tej planecie. To co zrobił dla mnie później, gdy szanse na przeżycie były bliskie zeru, nie równało się z niczym. Gdy moje dni były policzone, a stan zdrowia bliski krytycznemu, chłopak podjął decyzję, o której nie śniłam nawet w najśmielszych snach. Bez mojej zgody stał się dawcą szpiku. Szpiku, który miał uratować moje życie, a przynajmniej przedłużyć je o kilkanaście lat...
Granica, która dzieliła naszą przyjaźń, z miłością, była naprawdę bardzo cienka. Wystarczyło dosłownie kilka dni, bym zakochała się w tym blondynie. Udało się... Szpik się przyjął... Przeżyłam, będąc jedną nogą na tamtym świecie. Uratował rzecz, którą dostajemy tylko raz... Moje życie...
Od tamtego momentu, po dwóch latach, ukończyłam studia, wydając pierwszą książkę, napisaną o nich. Ich przygodach, dzieciństwie, marzeniach i upokorzeniach. Horan stał się najbliższą memu sercu osobą. Zostaliśmy parą. Szczęśliwą parą, wspólnie zarabiającą na swoje utrzymanie. On- światowej sławy gwiazda, ja- jedna z najwybitniejszych pisarek...
-Zaręczeni, po upływie sześciu miesięcy, wzięliśmy ślub, by zaraz po kilku tygodniach, spłodzić swojego pierwszego potomka.- Gregor uśmiechnął się do mnie, ukazując małe, lśniące ząbki.
-Mamusiu, a czy ty będziesz przy mnie zawsze?- jego błękitne, po ojcu oczka, rozbłysły radośnie. Wzięłam małego na ręce, mocno przytulając do serca.
-Słyszysz je?- pokiwał twierdząco głową.
-Ono na zawsze bić będzie dla ciebie, tatusia i siostrzyczki, która niebawem przyjdzie na świat.- pogłaskałam się po brzuchu. Przy szyi poczułam gorący oddech męża, który objął mnie ramieniem, zajmując miejsce obok.
-Mamusia ma rację. Ja także, nie opuszczę was nigdy. Przyrzekam.- jego usta wylądowały na moich, a jedyne co usłyszałam, to głośne oklaski synka...

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział XLV

Hejo! :) Jak na razie taki krótki, ale nie długo pojawią się dłuższe. Mam nadzieję, że skomentujecie. :) Pozdrawiam i zapraszam na inne moje blogi : http://liampayne-mojahistoria.blogspot.com/ i http://onedirection-loveadventure.blogspot.com/.
~Doma
______________________________________________________________

*Z perspektywy Oliwi*

Podczas, gdy reszta śmiała się z Louisa, on siedział, wpatrując się we mnie nieodgadnionym wzrokiem.
Wzruszyłam ramionami i ciężko opadłam na kanapę.
Dokładnie zlustrowałam każdego z nich, włącznie z Caroline, która siedziała koło Harrego.
Skrzywiłam się w widocznym niesmaku. Po kilku minutach wreszcie się opanowali na tyle, by można było z nimi normalnie porozmawiać.
-Myślę, że Louis nie odgryzł by ręki tak ładnej dziewczynie, prawda Marcheweczko?- Styles uśmiechnął się ironicznie, wskazując na swojego przyjaciela, który poruszał zalotnie brwiami.
-Oczywiście, że nie.- zaśmiał się pod nosem, a ja z każdą chwilą traciłam cierpliwość.
-Liam, co ty taki smutny?- Carmen szturchnęła szatyna, który natychmiast potrząsnął głową.
-Ja? Nieee... Zamyśliłem się.- uśmiechnął się sztucznie i przeniósł na mnie smutne spojrzenie. Zmarszczyłam czoło i wbiłam wzrok w Mulata, który zawzięcie sms-ował z kimś przez telefon.
Westchnęłam i wstała, kierując się w stronę wyjścia.
-Ej, ej! Zaraz. Dokąd to się wybiera?- uniósł jedną brew, a ja przełknęłam głośno ślinę.
-Doo.. Swojego pokoju...- jąkałam się, a on schował komórkę do kieszeni.
-Wydajesz się być ciekawą osobą. Chciałbym cię poznać lepiej.- zamarłam. W jego oczach dostrzegłam ten sam błysk co przed kilkoma latami- wtedy, gdy mój koszmar się zaczynał. 
-Mylisz się.- zacisnęłam zęby i odwróciłam się. 
-Oli, mam do ciebie wielką prośbę.- wywróciłam oczami, słysząc głos brunetki.
-Tak???- spytałam, posyłając jej sztuczny uśmiech.
-Pojechałabyś do sklepu po rzeczy na grilla?- ręce mi opadły, podobnie jak szczena. Czytała mi w myślach. Mogłam uciec od tych wrednych...
-Więc...?- odchrząknęła.
-Jasne!- rzuciłam już o wiele radośniejsza niż przedtem.
-Hmm... Przydałaby mi się paczka papierosów. Pojadę z tobą.- Mulat podszedł do mnie, chwytając za rękę.
-Coo?- rozszerzyłam oczy, a reszta umilkła.
-Chodź, nie marudź.- prawie siłą wyciągnął mnie na zewnątrz, pomimo tego, że co chwila się wyrywałam.
-Spier...- przyłożył mi palce do ust.
-E, e , eee... Nie przeklinamy skarbie.- uniósł jedną brew i otworzył mi drzwi. Bez słowa weszłam do samochodu, wkładając kluczyk do stacyjki. Miałam cholerną ochotę odjechać stąd z piskiem opon, zostawiając czarnowłosego samego.
Niestety. Wpakował się swoim tyłkiem i to jeszcze na miejsce pasażera.
Odpaliłam silnik i odjechałam z podjazdu. Zawsze, gdy miałam doła, prowadziłam samochód, z prędkością co najmniej 80 km/h. Widziałam strach w oczach Malika, gdy wyprzedzałam wszystkie pojazdy, z nogą na gazie. Poczułam jak kładzie mi dłoń na kolanie. Poczułam wstręt i obrzydzenie jak przed kilkoma latami.
Strąciłam ją, odkładając rękę na kierownicę.
-Łapy precz.- warknęłam, a on zaśmiał się głośno.
-Oj Oli, Oli, Oli... Widzę, że nic się nie zmieniłaś..- parsknęłam śmiechem, wpatrując się w niego z morderczym spojrzeniem.
-Widocznie mało mnie znasz Zayn. I niech tak pozostanie.- odwróciłam wzrok i resztę drogi spędziliśmy w błogiej ciszy.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Eloo ^.^

Po długiej przerwie witam Was ja!! - Carmen!!
Chciałam Was przeprosić, za braki, ale obie z Miką mamy mało czasu ;/
Spróbuję dodać rozdział jutro, ale nie obiecuję ;]
+ zapraszam na mój nowy blog    goodnightblue.blogspot.com
Buziaki - Car xoxo