*Z perspektywy Oliwi*
Minęły już dwa tygodnie od felernego dnia, w którym spotkaliśmy Horana i Tomlinsona. Od tamtego czasu, na moje szczęście, w ogóle się z nimi nie kontaktowałyśmy. Caroline ciągle próbuje zrozumieć swój sen, a ja? Siedzę w swoim pokoju, od czasu do czasu wychodząc na balkon. Znów powróciły moje humorki z dzieciństwa. W jednej minucie jestem najszczęśliwszym człowiekiem na tej ziemi, a w kilka sekund później świat zaczyna się walić. Moje myślenie czasem naprawdę mnie załamywało, ale musiałam z tym żyć, niestety... Tego dnia po raz kolejny wstałam dość wcześnie. Pogoda rozpieszczała Londyn już od około miesiąca, a w moim sercu gościła nadzieja, że tak pozostanie do końca rozpoczynających się wakacji.
Spojrzałam na termometr, który wskazywał ponad 20 stopni na plusie. Uchyliłam cicho drzwi balkonowe i wyszłam na zewnątrz powoli siadając na leżaku. Wiał delikatny wietrzyk, rozwiewający moje niesfornie ułożone kosmyki włosów, ograniczając mi tym widoczność. Położyłam głowę na jednej z poduszek. Było mi tak dobrze. Nie miałam zamiaru ruszać się z tego miejsca nawet na krok. Nic nie było wstanie wyprowadzić mnie z równowagi. Na małym, białym stoliku stało srebne radio. Wcisnęłam guziczek i ustawiłam częstotliwość fali. Z głośników wypłynęły pierwsze dźwięki melodii. Nie słyszałam jej jeszcze nigdy, dlatego bardzo mnie zaciekawiła. Głosy wokalistów były mi dziwnie znajome, ale w tym momencie liczył się tylko tekst. Gdy piosenka dobiegła końca ja nadal leżałam w bezruchu, a w uszach obijały mi się słowa refrenu "They don't know about us"... Oni nie wiedzą o nas... Nagle zrobiłam się senna. Powieki same mi się zamykały. Jedną nogą byłam już w krainie marzeń, z której wytrącił mnie nie tyle czyiś głos, jak krzyk.
-Oli? Oli! Gdzie jesteś?!- usłyszałam wołanie Caroline dobiegające z korytarza.
-Tutaj!- wrzasnęłam tak, że ptaki przesiadujące w ogrodzie spłoszyły się i odleciały.
Słychać było jak biegnie i po chwili staje przede mną.
-Co się stało?- spytałam, zakrywając usta dłonią i ziewając.
-Jakąś minutę temu napisał do mnie Niall! Zapraszają nas dziś do Nandos! Podobno ma z nimi przyjść trójka innych chłopców.- na ostatnie słowa zadławiłam się wciągając powietrze. Zaczęłam kaszleć, a dłoń mojej przyjaciółki boleśnie wylądowała na moich plecach, powtarzając tą samą czynność wielokrotnie.
-Ała! Już dość! Starczy...- złapałam się za obolałe miejsce. Dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą.
-Widzimy się na dole za pół godziny. Dochodzi 11:00, a w Nandos mamy być o 12:00, także ruchy baby!- złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wejścia do pokoju, zamykając drzwi balkonowe.
-Ubierz się jakąś ładnie, a nie ciągle szerokie bluzki, okey?- kiwnęłam głową i wręcz siłą wyrzuciłam ją z pokoju. Oparłam się o drzwi i zsunęłam po nich na ziemię. Zakryłam twarz dłońmi. Dlaczego?! Przecież wiedzą, że się nienawidzimy. Mogą się zaprzyjaźniać z samą Carmen, mi do szczęścia są nie potrzebni. Pewnie nie mają kozła ofiarnego i znów zaczną się na mnie wyżywać. A co jak nie będę miała takiego farta jak kiedyś? I On znów mnie zgwałci? Tego bałam się najbardziej. Wstałam z podłogi i podeszłam do szafy wyciągając z niej białe shorty, niebieską bluzkę na ramiączka i różowe sandały na małym koturnie.
Z swoim dzisiejszym zestawem udałam się do łazienki. Stanęłam przed lustrem i prawie wybuchnęłam śmiechem. Wyglądałam komicznie. Włosy rozwalone na wszystkie strony świata, podkrążone oczy i wystający stanik z napisem "I sexy and i know it". Przewróciłam oczami i zabrałam się za poranną toaletę. Umyłam zęby, rozczesałam włosy, wyjątkowo zostawiając rozpuszczone, zrobiłam bardzo delikatny make-up i spryskałam się ulubionymi perfumami. Ubrałam świeże ciuchy i opuściłam łazienkę. Z pokoju zabrałam małą torebkę wkładając do niej portfel i komórkę z słuchawkami. Zeszłam po schodach na dół, kierując się za zapachem unoszącym się z kuchni. Moim oczom ukazała się niska szatynka trzymająca patelnię w ręku. Moja Caroline. Wiem, że to zabrzmiało dziwnie, ale jak na razie ona była dla mnie jedyną bliską osobą i wsparciem, za co ją kochałam jak siostrę, której nigdy nie miałam.
-O widzę, że już gotowa? Siadaj.- poleciła i postawiła na stole talerz z stosem naleśników. Zjadłam jednego i odstawiłam talerz do zlewu.
-Co tak mało?- rzuciła z uniesioną brwią.
-Nie jestem głodna. To przez ten upał.- skłamałam i chwyciłam puszkę z colą. Wypiłam połowę i ponownie opadłam na swoje poprzednie miejsce.
-Która godzina??- spytałam zdenerwowana całym tym spotkaniem. Nie należę do ludzi, którzy chętnie spotykając się z wrogami.
-12:05. Możemy już wychodzić.- ścisnęło mnie w dołku, ale starałam się być twarda.
Opuściliśmy dom, zamykając go na klucz i ruszyliśmy uliczką na piechotę. Całą drogę spędziłyśmy w ciszy Caroline, bo spotykała zespół z swojego snu, a ja gdyż dziś miałam stanąć oko w oko z przeszłością.
A co jeśli oni nam coś zrobią? Albo znów zaczną się ze mnie śmiać? Ja ich nienawidzę! Dlaczego ona musi mnie tam ciągnąć?
-Yyy...Oli? Dlaczego patrzysz na mnie jakbyś chciała mnie co najmniej zabić?- spytała, a ja wtedy zorientowałam się, że podczas moich przemyśleń spoglądałam na nią, a ona widziała prawie każdą gestykulację.
-Nie, tylko chciałam cię nastraszyć...Nie wyszło..- zaśmiałam się nerwowo pod nosem. Na moje nieszczęście wreszcie zdaniem Car dotarłyśmy na miejsce.
Weszłyśmy do środka, gdzie roiło się od głodnych ludzi (czyt. klientów). Dziewczyna zaczęła rozglądać się po sali w poszukiwaniu tych przygłupów. Wtedy dostrzegłam jak jacyś chłopacy machają rękoma w naszą stronę. Szturchnęłam Caroline w ramię, a na jej twarzy natychmiast zagościł uśmiech. Chwyciła mnie pod ramię i skierowała się w stronę stolika najbardziej ustawionego w kącie. Gdy zobaczyłam ich, gdy zobaczyłam jego... Wszystko wróciło. Zmienił się. Cholernie się zmienił. Lekki zarost, kruczoczarne włosy z białym pasemkiem po środku. Przełknęłam głośno ślinę. Najwyraźniej tamta dwójka nie powiedziała mu, że to mnie spotkali, a reszta mnie nie poznała. Jedyny pozytyw tej sytuacji.
-Hej dziewczyny!- Louis wstał i przytulił mocno Carmen. To samo uczynił Niall. Już wtedy wyczułam, że coś jest nie tak. Pozostała trójka dziwnie się na mnie spojrzała. Prawie nic się nie zmienili. Liam skrócił trochę włosy, a Harry spoważniał.
-Chłopacy to jest właśnie Caroline.- wskazał na Car, która lekko się zarumieniła. Wiedziałam...
-A to Oliwia McOwlln.- wszyscy, bez wyjątków dziwnie spojrzeli się na Louisa. Caroline z zdziwieniem, Niall z niepewnością, Harry z uniesioną brwią, Liam z nie do wierzeniem, Zayn z strachem i szokiem w oczach, a ja z rozszerzoną buzią.
-Miło nam.- jako pierwszy ocknął się Payne.
Car ściągnęła swoje okulary, więc poszłam niepewnie w jej ślady. Wtedy cała trójka spojrzała na Louisa kiwającego z uśmiechem głową.
-Oliwia? To naprawdę ty?- Harry wstał z miejsca, a Carmen dziwnie się na nas spojrzała.
-To może my pójdziemy coś zamówić? Chodź.- Horan chwycił szatynkę za rękę i pociągnął w stronę kas.
-Mówiłem wam? Wróciła.- rzucił Louis obejmując mnie ramieniem, które szybko z siebie zrzuciłam.
-Oli? Nie wierzę!- Payne rozszerzył oczy. Jako jedyny zawsze mi pomagał i karcił chłopaków.
-Nie święty Mikołaj w czerwcu, ale zmartwię was, byliście niegrzeczni, więc nic nie dostaniecie.- wywróciłam oczami. Malik siedział jak wryty i przyglądał mi się z nie do wierzeniem.
-Macie coś jeszcze do powiedzenia?- warknęłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Zmieniłaś się McOwlln.- szepnął mi do ucha Louis. Poczułam nieprzyjemne dreszcze na swojej skórze. Będę musiała odciągnąć od niego Caroline, bo na nią też ma oko i to zbyt "duże".
-Wyładniałaś.- Styles jak zwykle strzelił swój uśmiech numer "4", który nigdy na mnie nie działał i nie zbierało się na zmianę.
-Dobrze, że w tą lepszą stronę, nie to co nie którzy.- przeleciałam ich wzrokiem, głównie zatrzymując się na Louisie. Wiem, że to Malik mnie zgwałcił, ale po mimo tego i tak bardziej nienawidziłam Tomlinsona.
-Uuu.. Zadziorna.- zaśmiał się irytująco. Miałam ochotę utrzeć mu nosa.
-Pewnie nadal tchórzliwa jak kiedyś.- zaśmiał się Hazza.
-Nie wiesz dlaczego musiałam opuścić X Factor, więc się nie wypowiadaj popaprańcu.- warknęłam, a on poklepał mnie po ramieniu.
-To może zdradzisz nam ten "ważny problem"?- nad ostatnimi słowami, zrobił cudzysłów w powietrzu.
-Hmm... Pomyślmy... Śmierć matki?- spojrzeli na mnie zszokowani, a wredny uśmieszek Stylesa momentalnie znikł z jego twarzy, chowając przy tym dwa dołeczki.
-Przykro mi..- skomentował Liam. Dobrze, że chociaż on był jeszcze jako tako normalny.
-Spoko.- kątem oka dostrzegłam wracającego Nialla z Caroline.
-Przepraszam was, muszę na stronę.- rzekłam i szybkim krokiem udałam się w stronę toalet. Cały czas czułam na sobie czyiś wzrok. Przedzierałam się przez tłumy ludzi, by dostać się do wc, ale w ostatniej chwili, ktoś objął mnie w talii i zatkał usta dłonią. Poczułam jak unoszę się na ziemią i zostaję brutalnie wepchana w jakiś kantorek. Sprawca zamknął drzwi, nie zapalając światła, przez co nie mogłam dostrzec jego twarzy. Po chwili puścił mnie i przygwoździł do ściany.
-Znów się spotykamy McOwlln.- czyiś niski głos szepnął mi wprost do ucha, otulając je ciepłem.
-Kim jesteś? I skąd znasz moje nazwisko?!- warknęłam, próbując się wyszarpać.
-Kim? Skąd? Hahaha... Oj Oli... Ty mnie doskonale znasz.- tym razem szepnął mi wprost w wargi. Odwróciłam głowę na bok.
-Dziś spotkałam tu pięć osób, które znam, więc wiesz. Może mnie oświecisz?- jego głos nie należał do żadnego z chłopaków, gdyż przed chwilą z nimi rozmawiałam i raczej bym ich rozpoznała...
Rozmawiałam... Ale nie z każdym z nich.
-Jestem jednym z nich.- uniosłam ręce, przejeżdżając po jego włosach. Już wiedziałam z kim tu byłam.
-Malik.. Puść mnie po dobroci.- bąknęłam, a on się cicho zaśmiał.
-No chyba żartujesz... Czekałem na ciebie od czterech lat. Codziennie w nocy przypominał mi się nasz mały incydent... Brakuje mi tego McOwlln, cholernie..- szepnął po raz kolejny w moje ucho, podgryzając jego płatek.
-Nic się nie zmieniłeś. Nadal wredny, nieczuły i odpychający. Mam nadzieję, że kobieta, która pojawi się na twojej drodze nie zostanie potraktowana tak jak ja.- syknęłam i odepchnęłam go.
-Nie zostanie... Jak ty? A kto powiedział, że jakaś będzie? Nie skończyłem z tobą... Teraz gdy Tomlinsonowi wpadła w oko ta laska, nie będzie się wokół ciebie kręcił, a ja...- musiałam mu się jakąś wyrwać, gdyż nie mogłam słuchać tej chorej konwersacji. Odruchowo, mocno ugryzłam go w dolną wargę. Chłopak puścił mnie, łapiąc się za obolałe miejsce, a ja zwinnym ruchem od kluczyłam kantorek i wybiegłam z niego, opuszczając lokal.
___________________________________________________________________
Kolejny, za długą nie obecność. Mam nadzieję, że się spodoba. Doma. <333