Łączna liczba wyświetleń

sobota, 30 marca 2013

Rozdział XLII


*Z perspektywy Oliwi*

Minęły już dwa tygodnie od felernego dnia, w którym spotkaliśmy Horana i Tomlinsona. Od tamtego czasu, na moje szczęście, w ogóle się z nimi nie kontaktowałyśmy. Caroline ciągle próbuje zrozumieć swój sen, a ja? Siedzę w swoim pokoju, od czasu do czasu wychodząc na balkon. Znów powróciły moje humorki z dzieciństwa. W jednej minucie jestem najszczęśliwszym człowiekiem na tej ziemi, a w kilka sekund później świat zaczyna się walić. Moje myślenie czasem naprawdę mnie załamywało, ale musiałam z tym żyć, niestety... Tego dnia po raz kolejny wstałam dość wcześnie. Pogoda rozpieszczała Londyn już od około miesiąca, a w  moim sercu gościła nadzieja, że tak pozostanie do końca rozpoczynających się wakacji.
Spojrzałam na termometr, który wskazywał ponad 20 stopni na plusie. Uchyliłam cicho drzwi balkonowe i wyszłam na zewnątrz powoli siadając na leżaku. Wiał delikatny wietrzyk, rozwiewający moje niesfornie ułożone kosmyki włosów, ograniczając mi tym widoczność. Położyłam głowę na jednej z poduszek. Było mi tak dobrze. Nie miałam zamiaru ruszać się z tego miejsca nawet na krok. Nic nie było wstanie wyprowadzić mnie z równowagi. Na małym, białym stoliku stało srebne radio. Wcisnęłam guziczek i ustawiłam częstotliwość fali. Z głośników wypłynęły pierwsze dźwięki melodii. Nie słyszałam jej jeszcze nigdy, dlatego bardzo mnie zaciekawiła. Głosy wokalistów były mi dziwnie znajome, ale w tym momencie liczył się tylko tekst. Gdy piosenka dobiegła końca ja nadal leżałam w bezruchu, a w uszach obijały mi się słowa refrenu "They don't know about us"... Oni nie wiedzą o nas... Nagle zrobiłam się senna. Powieki same mi się zamykały. Jedną nogą byłam już w krainie marzeń, z której wytrącił mnie nie tyle czyiś głos, jak krzyk.
-Oli? Oli! Gdzie jesteś?!- usłyszałam wołanie Caroline dobiegające z korytarza. 
-Tutaj!- wrzasnęłam tak, że ptaki przesiadujące w ogrodzie spłoszyły się i odleciały.
Słychać było jak biegnie i po chwili staje przede mną.
-Co się stało?- spytałam, zakrywając usta dłonią i ziewając.
-Jakąś minutę temu napisał do mnie Niall! Zapraszają nas dziś do Nandos! Podobno ma z nimi przyjść trójka innych chłopców.- na ostatnie słowa zadławiłam się wciągając powietrze. Zaczęłam kaszleć, a dłoń mojej przyjaciółki boleśnie wylądowała na moich plecach, powtarzając tą samą czynność wielokrotnie.
-Ała! Już dość! Starczy...- złapałam się za obolałe miejsce. Dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą.
-Widzimy się na dole za pół godziny. Dochodzi 11:00, a w Nandos mamy być o 12:00, także ruchy baby!- złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wejścia do pokoju, zamykając drzwi balkonowe. 
-Ubierz się jakąś ładnie, a nie ciągle szerokie bluzki, okey?- kiwnęłam głową i wręcz siłą wyrzuciłam ją z pokoju. Oparłam się o drzwi i zsunęłam po nich na ziemię. Zakryłam twarz dłońmi. Dlaczego?! Przecież wiedzą, że się nienawidzimy. Mogą się zaprzyjaźniać z samą Carmen, mi do szczęścia są nie potrzebni. Pewnie nie mają kozła ofiarnego i znów zaczną się na mnie wyżywać. A co jak nie będę miała takiego farta jak kiedyś? I On znów mnie zgwałci? Tego bałam się najbardziej. Wstałam z podłogi i podeszłam do szafy wyciągając z niej białe shorty, niebieską bluzkę na ramiączka i różowe sandały na małym koturnie.
Z swoim dzisiejszym zestawem udałam się do łazienki. Stanęłam przed lustrem i prawie wybuchnęłam śmiechem. Wyglądałam komicznie. Włosy rozwalone na wszystkie strony świata, podkrążone oczy i wystający stanik z napisem "I sexy and i know it". Przewróciłam oczami i zabrałam się za poranną toaletę. Umyłam zęby, rozczesałam włosy,  wyjątkowo zostawiając rozpuszczone, zrobiłam bardzo delikatny make-up i spryskałam się ulubionymi perfumami. Ubrałam świeże ciuchy i opuściłam łazienkę. Z pokoju zabrałam małą torebkę wkładając do niej portfel i komórkę z słuchawkami. Zeszłam po schodach na dół, kierując się za zapachem unoszącym się z kuchni. Moim oczom ukazała się niska szatynka trzymająca patelnię w ręku. Moja Caroline. Wiem, że to zabrzmiało dziwnie, ale jak na razie ona była dla mnie jedyną bliską osobą i wsparciem, za co ją kochałam jak siostrę, której nigdy nie miałam.
-O widzę, że już gotowa? Siadaj.- poleciła i postawiła na stole talerz z stosem naleśników. Zjadłam jednego i odstawiłam talerz do zlewu.
-Co tak mało?- rzuciła z uniesioną brwią.
-Nie jestem głodna. To przez ten upał.- skłamałam i chwyciłam puszkę z colą. Wypiłam połowę i ponownie opadłam na swoje poprzednie miejsce. 
-Która godzina??- spytałam zdenerwowana całym tym spotkaniem. Nie należę do ludzi, którzy chętnie spotykając się z wrogami.
-12:05. Możemy już wychodzić.- ścisnęło mnie w dołku, ale starałam się być twarda.
Opuściliśmy dom, zamykając go na klucz i ruszyliśmy uliczką na piechotę. Całą drogę spędziłyśmy w ciszy Caroline, bo spotykała zespół z swojego snu, a ja gdyż dziś miałam stanąć oko w oko z przeszłością.
A co jeśli oni nam coś zrobią? Albo znów zaczną się ze mnie śmiać? Ja ich nienawidzę! Dlaczego ona musi mnie tam ciągnąć?
-Yyy...Oli? Dlaczego patrzysz na mnie jakbyś chciała mnie co najmniej zabić?- spytała, a ja wtedy zorientowałam się, że podczas moich przemyśleń spoglądałam na nią, a ona widziała prawie każdą gestykulację.
-Nie, tylko chciałam cię nastraszyć...Nie wyszło..- zaśmiałam się nerwowo pod nosem. Na moje nieszczęście wreszcie zdaniem Car dotarłyśmy na miejsce.
Weszłyśmy do środka, gdzie roiło się od głodnych ludzi (czyt. klientów). Dziewczyna zaczęła rozglądać się po sali w poszukiwaniu tych przygłupów. Wtedy dostrzegłam jak jacyś chłopacy machają rękoma w naszą stronę. Szturchnęłam Caroline w ramię, a na jej twarzy natychmiast zagościł uśmiech. Chwyciła mnie pod ramię i skierowała się w stronę stolika najbardziej ustawionego w kącie. Gdy zobaczyłam ich, gdy zobaczyłam jego... Wszystko wróciło. Zmienił się. Cholernie się zmienił. Lekki zarost, kruczoczarne włosy z białym pasemkiem po środku. Przełknęłam głośno ślinę. Najwyraźniej tamta dwójka nie powiedziała mu, że to mnie spotkali, a reszta mnie nie poznała. Jedyny pozytyw tej sytuacji.
-Hej dziewczyny!- Louis wstał i przytulił mocno Carmen. To samo uczynił Niall. Już wtedy wyczułam, że coś jest nie tak. Pozostała trójka dziwnie się na mnie spojrzała. Prawie nic się nie zmienili. Liam skrócił trochę włosy, a Harry spoważniał. 
-Chłopacy to jest właśnie Caroline.- wskazał na Car, która lekko się zarumieniła. Wiedziałam...
-A to Oliwia McOwlln.- wszyscy, bez wyjątków dziwnie spojrzeli się na Louisa. Caroline z zdziwieniem, Niall z niepewnością, Harry z uniesioną brwią, Liam z nie do wierzeniem, Zayn z strachem i szokiem w oczach, a ja z rozszerzoną buzią.
-Miło nam.- jako pierwszy ocknął się Payne.
Car ściągnęła swoje okulary, więc poszłam niepewnie w jej ślady. Wtedy cała trójka spojrzała na Louisa kiwającego z uśmiechem głową.
-Oliwia? To naprawdę ty?- Harry wstał z miejsca, a Carmen dziwnie się na nas spojrzała. 
-To może my pójdziemy coś zamówić? Chodź.- Horan chwycił szatynkę za rękę i pociągnął w stronę kas.
-Mówiłem wam? Wróciła.- rzucił Louis obejmując mnie ramieniem, które szybko z siebie zrzuciłam.
-Oli? Nie wierzę!- Payne rozszerzył oczy. Jako jedyny zawsze mi pomagał i karcił chłopaków.
-Nie święty Mikołaj w czerwcu, ale zmartwię was, byliście niegrzeczni, więc nic nie dostaniecie.- wywróciłam oczami. Malik siedział jak wryty i przyglądał mi się z nie do wierzeniem.
-Macie coś jeszcze do powiedzenia?- warknęłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Zmieniłaś się McOwlln.- szepnął mi do ucha Louis. Poczułam nieprzyjemne dreszcze na swojej skórze. Będę musiała odciągnąć od niego Caroline, bo na nią też ma oko i to zbyt "duże".
-Wyładniałaś.- Styles jak zwykle strzelił swój uśmiech numer "4", który nigdy na mnie nie działał i nie zbierało się na zmianę.
-Dobrze, że w tą lepszą stronę, nie to co nie którzy.- przeleciałam ich wzrokiem, głównie zatrzymując się na Louisie. Wiem, że to Malik mnie zgwałcił, ale po mimo tego i tak bardziej nienawidziłam Tomlinsona. 
-Uuu.. Zadziorna.- zaśmiał się irytująco. Miałam ochotę utrzeć mu nosa.
-Pewnie nadal tchórzliwa jak kiedyś.- zaśmiał się Hazza. 
-Nie wiesz dlaczego musiałam opuścić X Factor, więc się nie wypowiadaj popaprańcu.- warknęłam, a on poklepał mnie po ramieniu.
-To może zdradzisz nam ten "ważny problem"?- nad ostatnimi słowami, zrobił cudzysłów w powietrzu.
-Hmm... Pomyślmy... Śmierć matki?- spojrzeli na mnie zszokowani, a wredny uśmieszek Stylesa momentalnie znikł z jego twarzy, chowając przy tym dwa dołeczki.
-Przykro mi..- skomentował Liam. Dobrze, że chociaż on był jeszcze jako tako normalny.
-Spoko.- kątem oka dostrzegłam wracającego Nialla z Caroline. 
-Przepraszam was, muszę na stronę.- rzekłam i szybkim krokiem udałam się w stronę toalet. Cały czas czułam na sobie czyiś wzrok. Przedzierałam się przez tłumy ludzi, by dostać się do wc, ale w ostatniej chwili, ktoś objął mnie w talii i zatkał usta dłonią. Poczułam jak unoszę się na ziemią i zostaję brutalnie wepchana w jakiś kantorek. Sprawca zamknął drzwi, nie zapalając światła, przez co nie mogłam dostrzec jego twarzy. Po chwili puścił mnie i przygwoździł do  ściany.
-Znów się spotykamy McOwlln.- czyiś niski głos szepnął mi wprost do ucha, otulając je ciepłem.
-Kim jesteś? I skąd znasz moje nazwisko?!- warknęłam, próbując się wyszarpać.
-Kim? Skąd? Hahaha... Oj Oli... Ty mnie doskonale znasz.- tym razem szepnął mi wprost w wargi. Odwróciłam głowę na bok.
-Dziś spotkałam tu pięć osób, które znam, więc wiesz. Może mnie oświecisz?- jego głos nie należał do żadnego z chłopaków, gdyż przed chwilą z nimi rozmawiałam i raczej bym ich rozpoznała...
Rozmawiałam... Ale nie z każdym z nich.
-Jestem jednym z nich.- uniosłam ręce, przejeżdżając po jego włosach. Już wiedziałam z kim tu byłam. 
-Malik.. Puść mnie po dobroci.- bąknęłam, a on się cicho zaśmiał.
-No chyba żartujesz... Czekałem na ciebie od czterech lat. Codziennie w nocy przypominał mi się nasz mały incydent... Brakuje mi tego McOwlln, cholernie..- szepnął po raz kolejny w moje ucho, podgryzając jego płatek.
-Nic się nie zmieniłeś. Nadal wredny, nieczuły i odpychający. Mam nadzieję, że kobieta, która pojawi się na twojej drodze nie zostanie potraktowana tak jak ja.- syknęłam i odepchnęłam go.
-Nie zostanie... Jak ty? A kto powiedział, że jakaś będzie? Nie skończyłem z tobą... Teraz gdy Tomlinsonowi wpadła w oko ta laska, nie będzie się wokół ciebie kręcił, a ja...- musiałam mu się jakąś wyrwać, gdyż nie mogłam słuchać tej chorej konwersacji. Odruchowo, mocno ugryzłam go w dolną wargę. Chłopak puścił mnie, łapiąc się za obolałe miejsce, a ja zwinnym ruchem od kluczyłam kantorek i wybiegłam z niego, opuszczając lokal.
___________________________________________________________________
Kolejny, za długą nie obecność. Mam nadzieję, że się spodoba. Doma. <333

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział XLI

Hejo. Tu Doma.:D Trochę się zamieszało, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Prosimy o komentarze.<3
______________________________________________________________

*Z perspektywy Oliwi*

Stałam przy tostownicy, pilnując by nie przypalić świeżo do niej wstawionych kromek chleba. Dziś wstałam wyjątkowo wcześnie jak na czerwcowy dzień. Promienie słońca wpadały bezpośrednio przez średniej wielkości okno z zielonymi firankami. Oparłam się o blat i uchyliłam je lekko, by już po chwili móc zaciągnąć się świeżym powietrzem. Uśmiechnęłam się pod nosem i jednym zwinnym ruchem wyciągnęłam nasze śniadanie. Sięgnęłam do szafki po talerz i w tym momencie usłyszałam głośne krzyki dobiegające z sypialni Caroline. Szybko odstawiłam naczynia i pędem ruszyłam w stronę schodów. Wpadłam do jej pokoju. Leżała na łóżku cała spocona i zapłakana. Podeszłam bliżej niej i szturchnęłam dość mocno w brzuch. Dziewczyna momentalnie otworzyła oczy pełne smutku i przerażenia.
-Płakałaś i krzyczałaś przez sen.- wyjaśniłam, widząc jej pytający wyraz twarzy.
-To był sen?- spytała zdziwiona podrywając się z miejsca. Zmrużyłam oczy.
-Tak, to musiał być sen.- pogłaskałam ją po ciemnych włosach.
-A Lou i chłopcy?!- tym pytaniem całkowicie wytrąciła mnie z równowagi. Nie zupełnie wiedziałam o kogo jej chodzi. 
-Kto? Carmen, przyśniło ci się.- zmarszczyłam brwi, drapiąc się po brodzie.- Opowiesz mi ten sen?- dziewczyna pokiwała twierdząco głową i zaczęła. Zajęło jej to dość długo. Mianowicie akcja toczyła się w ferie świąteczne. Poznaliśmy nie jakiego Liama, Harrego, Louisa, Niall i Zayna. Słysząc jedno z tych imion skrzywiłam się i domyśliłam o kogo jej chodzi. Byłam w związku z Stylesem, podobałam się Paynowi, a potem chodziłam z Malikiem. Ona natomiast wpadła w sidła Tomlinsona.
Dowiedziałam się jeszcze o tym, że była chora na raka, Hazza mnie zdradził i wyjechałam do Polski. Obudziła ją rozpacz po mojej "śmierci" i uderzenie samochodu ciężarowego. Próbowałam udawać, że kompletnie nie wiem o kogo jej chodzi, a nawet wybiłam z głowy głupi pomysł sprawdzania informacji na temat tego zespołu. Byłam trochę poddenerwowana. Zeszłam na dół do kuchni by dokończyć śniadanie. 
Pewnie zastanawiacie się skąd ich znam. Osobiście? Tylko jednego i to aż za bardzo. Po mimo tego, że byłam Polką, mieszkałam kilka lat w Anglii. Uczęszczałam do jednej z tutejszych szkół, w której uczył się też on. To przez niego miałam zniszczone życie. Poniżał mnie, wyśmiewał i przystawiał się w każdej możliwej sytuacji. Wiem, że to okropne, ale nawet... Mnie.. Zgwałcił. W mediach twierdził, że w wieku młodzieńczym przeżył swój pierwszy raz. Tak.. Może on i przeżył, ale ja... Z oczu popłynęło mi kilka łez. Jednak szybko je starłam słysząc krzyki Car.
-Oli! Oni mieszkają niedaleko nas! Czy ty to rozumiesz?!- zacisnęłam zęby. Nie chciałam nigdy ich spotkać, a zwłaszcza jego. Dlaczego jakiś głupi sen miałby teraz wszystko zepsuć?
Dziewczyna szybko zbiegła po schodach, zdradzając mi resztę szczegółów. Przewróciłam oczami i podałam jej talerz z tostami. Zjadłyśmy śniadanie w zupełnej ciszy.
-Idziemy się przejść?- zaproponowała przerywając moje refleksje. Potrząsnęłam lekko głową i uśmiechnęłam się do niej.
-No jasne!- wrzuciłam brudne naczynia do zmywarki i ruszyłam do przed pokoju. Wyciągnęłam z szafki swoje niebieskie adidasy i ubrałam je na nogi. Car poszła w moje ślady i już po kilku minutach byłyśmy gotowe. Zakluczyłam drzwi od domu i schowałam je do beżowej torebki. Założyłam swoje ciemne Ray Bany i wyszczerzyłam się do przyjaciółki.
-Piękny mamy ten czerwiec. Koniec szkoły, wakacje...- westchnęłam rozkoszując się promieniami słońca.
-Idziemy na lody?!- pisnęła wprawiając mnie w napad głupawki. Kątem oka zauważyłam, że dwójka chłopaków przyglądała nam się z rozbawieniem. Wydawali się bardzo znajomi jak widać nie tylko dla mnie, gdyż tak samo przykuli uwagę Caroline. Ni stąd ni zowąd zaczęłyśmy śpiewać piosenki, wygłupiając się przy tym i świetnie bawiąc. Blondyn i chłopak z artystycznym nieładem na głowie przyłączyli się do nas. Po ich głosach serce mi zamarło. Już wiedziałam kogo spotkałyśmy, ale to było nie możliwe, czemu wszystko miało się komplikować? Przybrałam sztuczny uśmiech i dosiadłam się do nich na murku. 
-Ładnie śpiewacie. Jestem Niall.- wyciągnął do nas rękę. Nie musiał mi się przedstawiać. Wiedziałam, że mnie poznał. W końcu nie raz spotkaliśmy się na jakiejś imprezie i sam naśmiewał się ze mnie razem z nimi i Nim.
-A ja Louis.- przyjrzał mi się figlarnie, ale jego uwagę bardziej przykuła Carmen.
-Jestem Oliwia, a to moja przyjaciółka Caroline.- przedstawiłam ją i siebie niepotrzebnie.
Jeszcze cztery lata temu, całą piątką, za czasu ich kariery naśmiewali się ze mnie. Tak.. Też startowałam w X Factorze, ale śmierć matki ściągnęła mnie do Polski...
-Może przejdziemy się na kawę? Znam fajną restaurację.- rzucił farbowany.
-Ja tam wolę Starbucks. Mam ochotę na frappucino.- zachichotała.
Tak też zrobiliśmy. Wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę budynku.
-No więc opowiedzcie nam coś o sobie.- zwrócili się bardziej do Car niż do mnie.
-Jesteśmy Polkami, studiujemy, kochamy muzykę i dobrą zabawę.- na to pierwsze spojrzeli na mnie dziwnie, a ja uśmiechnęłam się głupio.
-To teraz wy.- bąknęłam, żeby nie wyszło, że nie jestem nimi zainteresowana.
-Hmm.. Również tu mieszkamy, mamy własny Boys Band, kochamy imprezować...- zaczęli wymieniać, lecz moja uwaga nie była podzielna. Skupiłam się bardziej na wspomnieniach, które mocno bolały.
Nawet się nie zorientowałam kiedy siedzieliśmy w środku. Gdy chłopacy zsunęli z nosów okulary przeciw słoneczne, Caroline wydała z siebie cichy pisk. Raczej nie sądzę, żeby to było wywołane ich reakcją, bo zaraz koło lady dostrzegłam jej byłego- Frank'a.
Dziewczyna wstała od stołu i pędem ruszyła w stronę  łazienek. Tego się obawiałam. Zostałam z nimi sama.
-Co jej się stało?- spytał Niall. Zebrałam wszystkie siły by móc udzielić im odpowiedzi.
-Spójrzcie tam.- wskazałam palcem, tak wiem, że to nie ładnie, na wysokiego bruneta.- To jej były.- wydali z siebie ciche "aha" i powrócili do picia zamówionych wcześniej napojów.
-Oli! Witaaj! Jest może z tobą Caroline?- wzruszyłam ramionami.
-Sorry Frank, wyjechała...Na... Biegun południowy ratować rekiny.- powstrzymywałam się od wybuchu śmiechem. Brunet dziwnie na mnie spojrzał i odszedł bez słowa. Chłopaki spojrzeli na mnie zszokowani, ale po chwile ocknął się jeden z nich.
-Pamiętasz nas?- szepnął po chwili Louis. Podniosłam oczy i uniosłam jedną brew.
-A powinnam?- przedrzeźniałam się z nimi.
-No raczej tak.- syknął pasiasty. Posłałam mu groźne spojrzenie, przechodzące w krzywy uśmiech na widok wracającej Carmen.
-Spławiłam go, ale pytał o ciebie.- dziewczyna przewróciła oczami.
-Oj tam! Dzięki!- upiła łyk swojej kawy.
Zaczęliśmy się dźgać, powodując napad śmiechu u tych przygłupów. Nie powiem, było całkiem miło, dzięki temu, że była przy mnie Caroline. Rozmawialiśmy dość długo na każdy temat. Po godzinie musieli wracać, więc wymieniając się z nimi numerami, które i tak miałam później zamiar skasować, przytuliliśmy ich na pożegnanie. Zrobiłam to bardzo niepewnie. Z Niallem było nawet miło, ale z Louisem już mniej. Znów uśmiechnął się kpiąco i odszedł w raz z blondasem. Odetchnęłam z ulgą zapominając o towarzystwie Car.
-Oli? Wszystko ok?- spytała, uważnie mi się przyglądając.
-Taak.. Jasne. Chodźmy już.- wysiliłam się na uśmiech i złapałam ją pod rękę.  Opuściliśmy Starbucksa. Droga powrotną stał się mały park biegnący przez środek miasta. W pewnym momencie Caroline zatrzymała się.
-Oli... To byli oni z mojego snu.- przybrałam udawany wyraz zdziwienia i objęłam ją ramieniem.
-Będzie dobrze. To jeszcze nic nie znaczy.- usiadłyśmy na pobliskiej ławeczce.
-Ale... Co teraz będzie? Uznają mnie za wariatkę!- skrzywiłam się.
-Sami nimi są...- szepnęłam pod nosem, co nie umknęło jej uwadze.
-Co?- spytała.
-Niee.. Nic, nic.. Nie wiem co o tym myśleć, ale jak na razie nie przejmujmy się tym. Mamy piękny zachód słońca.. Wykorzystajmy to!- uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniła mój gest.
Zgodnie włożyłyśmy słuchawki w uszy, włączając ulubione play listy. Miałam cichą nadzieję, że nie zaproponują żadnego spotkania i Car nie weźmie na nie, powodując powrót złych wspomnień.

Part XL



*Perspective by Car*
Usłyszałam piosenkę Kings of Lion - Sex on Fire wydobywającą się z kieszeni moich szarych rurek.
-Halo?? - rzuciłam zmęczonym głosem.
-Car, Oli miala wypadek. Jest w szpitalu św. Józefa. Przyjedz. - na jednym wydechu rzucił Niall.
-Okk.. Zaraz będe. Papa. - spojrzałam na falujaca Tamize.
- Dobrze. A gdzie właściwie jesteś?? - zapytał uważnie.
- Nad brzegiem Tamizy. Włącz wiadomości. - bezbarwnym tonem rzuciłam.
Po chwili usłyszałam głos spikera telewizyjnego mówiący "znana już dzięki swojej przyjaźni z 1D Caroline Adams, była dziewczyna jednego z członków zespołu Louisa Tomlinsona, stoi właśnie nad brzegiem Tamizy przy Oxford Street i trzydziestej piątej i najwyraźniej probuje popełnić samobójstwo"
-Car!! Ty idiotko!! Jadę po Cb!! - krzyknął Niall.
-Nie. Zobaczymy się w szpitalu. - szepnęłam i powoli zeskoczyłam z murku i z mostu. Stanęłam na asfalcie i popatrzyłam w oczy reporterom, którzy otoczyli mnie ciasnym kołem. Podniosłam dumnie głowę i pobiegłam w str. szpitala. Na szczęście by; blisko, bo nie dałabym rady długo biec. Od kiedy pokłóciłam się z Louisem i wyprowadził się ode mnie, nic nie jadłam. A to było trzy dni temu. Od tamtej chwili nie kontaktowałam z nikim. Po prostu Lou pomagał mi przeżyć. A teraz byłam sama i postanowi;am, ze zakończę to życie. Weszłam do budynku szpitalnego i zaczepiłam pielęgniarkę.
- Gdzie znajduje się Oliwia McOwlln?? - zapytałam ja.
- jest operowana w sali 390. A pani z rodziny??- rzuci;a podejrzliwie.
-Tak jakby
Pobiegłam na drugie piętro i wpadłam w maleńką poczekalnie. Stanęłam z rozwianymi włosami, uwalona błotem, z rozwalonymi spodniami, poobcieranymi kolanami i dłońmi, zdyszana i zapłakana. Piątka chłopaków popatrzyła na mnie dziwnie. Jedynie Niall poderwal sie z miejsca i mocno mnie objal.
- Nigdy więcej nie próbuj robić takich rzeczy. - zauważyłam, ze płakał.
- Nie zrobie juz nic wiecej.
W tym momencie z sali wyszedl lekarz.
- Ci sie pani stalo?? - zaczal ogladac moje dłonie i kolana.
-Wywrocilam sie jak tu bieglam. - odparlam.
Z sali wyszla mloda pielegniarka i powiedziala do lekarza.
- Doktorze, czas zgonu 00:34. Zapisane. - po tych słowach odeszli. Sekundę później wyszła pani chirurg i zwrócila się do Li.
- Przykro nam. Nie udało się jej uratowac. - ze smutkiem potrząsnęła głową. Słysząc te słowa zamarłam.
- Zostałam sama. - wyszeptałam i powoli, jak w transie wyszłam ze szpitala. Za mna szedl Lou i ciągle co mowil. Ale nie wiedziałam co. Zobaczyłam światła i poczułam mocne uderzenie w brzuch.
Otworzylam oczy i ujrzalam Oliwie ze zmartwiona mina.
- Plakalas i krzyczalas przez sen. - pogladzila mnie po czole.
- To byl sen??
- Tak. To musial byc sen. - zachichotala.
- A Lou i chlopcy?? - zapytalam z niedowierzniem.
- Kto?? Przysnilo Ci sie. - zmarszczyla brwi i dodala. - opowiedz mi ten sen.
Za jej namowa opowiedzialam sno-koszmar i, choc Oli stwierdzila zebym tego nie robila, ja sprawdzilam nazwe zespolu w internecie.
Byli z Londynu. I to dokladnie z tej dzielni
I prawdopodobnie z tej dzielnicy co my.
- Oli!! Oni mieszkaja tu niedaleko!! - wrzasnelam, bo moja przyjaciolka byla w kuchni na dole i robila snoadanie. Szybko sie umylam, ubralam krotkie dzinsowe spodenki i luzna koszulke mocno opinajaca sie na biuscie. Zbieglam po schodach i krzyknelam - Po sniadaniu spacer!!
Szybko zjadlysmy tosty z nutella i ubralysmy buty.
- Ale mamy śliczny czerwiec. - westchnela radosnie.
- Chodz na lody!! - pisnęlam radosnie, a dwojka chlopakow w okularach zaczela nam sie ze smiechem przygladac. Zaczęlysmy sie glosno smiac i jak zawsze dostalysmy glupawki. Zaczelam spiewac piosenke Olly'ego Mursa " Heart skips a beat. Oli wraz ze mna, a po chwili dolaczyl sie do nas jeden z chlopcow. Taki farbowany blondyn. Byli ubrani bardzo drogo. Mialam wrazenie, ze ich znam. Potem zaczelam rapowac razem z szatynem w bluzce w paski. Gdy skonczylismy, przysiadlismy na murku i zaczelam I'm Yours by Jason Mraz. Oczywiscie oni wraz ze mna. Znalam ich glosy, ale nie mialam pojecia skad. Po piosence glosno sie zasmialam i rzucilam.
- Chodzicie na kawe.
- Spoko. Jestem Niall. - wyciagnal reke blondyn.
- A ja Louis. - rzucił drugi.
- Ja Oliwia, a to Caroline. - przedstawila nas Oli. I dobrze, bo ja stanelam z otwartymi ustami i wpatrywalam sie w nich zszokowana.
Wiedzialam skad znam te dwojke. To zespol z mojego snu.
- Znam fajna kawiarnie, chyba ze Starbucks?? - usmiechnal sie blondyn.
- Starbucks. Ja chce frapuccino. - ocknelam sie i usmiechnelam.
Poszliśmy w stronę kawiarni i podczas drogi zaczęlismy się poznawać. Opowiedziałyśmy im o tym, ze studiujemy itd. W Starbucksie ściągnęli okulary, a ja wydalam z siebie cichy pisk. Popatrzyli po sobie niespokojnie.
- Przepraszam. Ja.. - urwałam i poszłam w stronę łazienek. Weszłam do kabiny i starałam uspokoic oddech. Nie chodziło o to, ze rozpoznałam chłopaków. Za nimi stal mój były. Podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim. Długie ciemne włosy i ładna twarz. Tak. Zawsze uważałam, ze jestem ładna. No możee nie zawsze. Wyszłam i pewna siebie wróciłam do stolika.
- Poszedł, ale pytał o Cb. - złośliwie rzuciła Oli.
- Oj tam. Dzięki. - uśmiechnęłam i wzięłam łyk kawy, która zamówiła mi Oli.
- Wytłumaczyłam im czemu się darłaś. - dźgnęła mnie palcami pod zebra.
- Przestań!! - zaczęłam się śmiać. Chłopcy patrzyli na mnie jak na debilkę, ale po paru minutach sami zaczęli się śmiać.
Na wygłupach i rozmowach minęła nam cala godzina.
- Musimy lecieć, ale było naprawdę milo. - pożegnaliśmy się i wymieniliśmy numerami. Wyszłyśmy z kawiarni i wracałyśmy parkiem do domu.
- Oli, to byli oni. Oni z mojego snu. - szepnęłam gorączkowo.

----------------
Eloo!! Wrócilam. Po prawie dwoch miesiacach wrocilam do formy. Przedtem opiekowala sie wami Doma, ale teraz obiecuje, ze Was nie opuszcze xdd Mam nadzieje,ze Wam sie podoba ^.^ taki sen!! Mika da next dzis lub jutro. Buziaki, wasza Carmen xoxo

sobota, 9 marca 2013

Rozdział XXXIX

Heej.:) Kolejny:D Pozdrawiam.:)
Doma~
________________________________________________________

Zapukałam do środka z myślą, że będąca w domu Caroline mi otworzy. Jednak pomyliłam się. Dobijałam się do drzwi już około piętnastu minut, na nic. Bezradnie osunęłam się po nich lądując tyłkiem na chłodniej posadzce. Podciągnęłam kolana pod brodę i w tuliłam w nie twarz. Nie chciałam na siebie patrzeć, nie potrafiłam. Nie miałam gdzie się podziać. Przecież nie mogę tam wrócić. Siedziałam tak już z dwie godziny. Wyciągnęłam  z kieszeni wyciszony telefon, gdy właśnie dzwonił Zayn. Zawahałam się czy odebrać, ale podjęłam to wyzwanie.
-Halo?- zapytałam zachrypniętym głosem.
-Oli?! Gdzie ty jesteś!- krzyknął do słuchawki, a ja nieco się skrzywiłam.
-Pod drzwiami mojego domu. Caroline nie ma  w środku.- rzuciłam beznamiętnie.
-Zaraz tam będę.- usłyszałam ostatnie słowa i dźwięk zakończonego połączenia.
Ziewnęłam, zatykając swoje usta. Na polu panował trzydziestostopniowy mróz. W Wielkiej Brytanii panował wielki chaos. Ja siedziałam na zewnątrz w samej bluzce. Powoli traciłam świadomość.
Próbowałam się rozruszać. Mozolnie wstałam i skierowałam się na ulice. Rozejrzałam się w obie strony i weszłam na pasy. Jednak pożałowałam tego. Kilka sekund później usłyszałam głośne trąbienie tira, uderzenie, ból i ciemność.

*Z perspektywy Zayna*

Gdy tylko dowiedziałem się, że Oliwia siedzi teraz na tym siarczystym mrozie czym prędzej ruszyłem do samochodu, by po nią pojechać. Spóźniałem się, bo na ulicy panowały potężne korki. Najwidoczniej  musiał być jakiś wypadek. Coś podpowiadało mi, by wyprzedził wszystkie pojazdy i czym prędzej ruszył pod odm dziewczyn. Tak też zrobiłem. Dojechałem i widok jaki ujrzałem spowodował, że moje serce rozbiło się na miliony ostrych jak żyletka kawałków. Na drodze cała zakrwawiona leżała moja Oliwia. 
Sanitariusze wkładali ją na nosze. Szybko wybiegłem z samochodu, krzycząc w ich kierunku.
-Kim pan jest?- zapytał starszy mężczyzna.
-Jej chłopakiem! Co z nią?!- wymachiwałem rękoma, ocierając co chwila łzy.
-Dziewczyna walczy o życie. Może pan jechać z nami.- te słowa spowodowały napad paniki. Moje ciało momentalnie odmówiło posłuszeństwa. Jak to możliwe?! Dlaczego ona?!
Przed oczami zagościła ciemność, lecz nie zemdlałem, po prostu oślepłem.
-Panie doktorze, ja nic nie widzę.- rzuciłem lekko przerażony.
-Przeżywa pan potężny szok, to minie.- poklepał mnie po ramieniu.
Na sygnale dojechaliśmy do szpitala. Szybko przenieśli ją na salę operacyjną. Usiadłem na krześle i bezradnie schowałem twarz w dłoniach. To musi być tylko jakiś tani sen.
To nie może być rzeczywistość. Moja Oliwia, jest zdrowa i nie walczy teraz o życie.
Boże..Dlaczego! Zadzwoniłem do chłopaków. Byli strasznie zdenerwowani. Od razu wsiedli w samochód i po półgodzinie byli na miejscu. Gdy zobaczyłem Harrego nerwy mi puściły.
-To przez ciebie ona teraz walczy o życie!- wydarłem się na cały szpital.
-Sądzę, że już przegrała.- usłyszałem głos jakiegoś mężczyzny, a słowa te obijały mi się bez przerwy po głowie.

niedziela, 3 marca 2013

Imagin o Niallu

Hej. Dziś dodam imagina o Niallu.
Zapraszam do czytania!:D
Doma~
___________________________________________________________________________
Kolejny dzień trasy koncertowej chłopców, na której jesteś razem z nimi by wspierać ich i podnosić na duchu w trakcie występów i promowania nowej płyty "Take me Home".
One Direction daje dziś występ w Los Angeles o godzinie 15:00, dlatego do przygotowania nie zostało ci za wiele czasu. Z szafy wyciągasz miętowe rurki i jasną tunikę w paski. Biegniesz zająć jedyną wolną łazienkę, do której już zmierza Zayn. Na szczęście jesteś szybsza. Wskakujesz do nie i zamykasz pomimo błagań Mulata.
Stajesz przed lustrem z zaciekawieniem spoglądając w swoje odbicie. Co widzisz? Zwykłą dziewczynę o nie przeciętnej urodzie i pięknych niebieskich oczach oraz długi, jasno brązowych włosach, układających się w lekkie fale. Chwytasz szczotkę i rozczesujesz je zostawiając w spokoju. Myjesz zęby i podkreślasz oczy kredką, a rzęsy tuszem. Wkładasz świeże, wybrane przez siebie ubrania i spryskujesz się ulubionymi perfumami. Gdy jesteś gotowa opuszczasz toaletę, napotykając na sobie wściekłe spojrzenie Zayna. Wszyscy chodzą z ogromnymi uśmiechami na twarzy, prócz Nialla. On jako jedyny jest spięty, zestresowany i lekko wystraszony. Wiedziałaś, że koncerty są dla niego stresujące, ale zawsze sobie jakąś radził.
Gdy wybiła 14:30, pod Tour Busa podjechała czarna limuzyna. Wsiedliście do niej i ruszyliście na halę, na której miał się odbyć koncert. Przyszło mnóstwo fanów. Chłopcy byli rewelacyjni. Wyściskałaś ich wszystkich i po skończeniu sesji fotograficznej i podpisywania płyt, wróciliście z powrotem do siebie.
One Direction, by uczcić udany występ, zaproponowało wam pójście do clubu. Wszyscy byli chętni, prócz ciebie i Horana. Chłopak twierdził, że boli go brzuch i głowa. Zostałaś z nim w razie gdyby mu się pogorszyło. Zaparzyłaś mu ciepłej herbaty i kubkiem w dłoni udałaś się do jego łóżka, siadając na boku.
-Niall, wszystko gra?- blondyn odwrócił się do ciebie lustrując cię swoimi błękitnymi tęczówkami, które tak bardzo kochałaś.
-Tak.- uśmiechnął się delikatnie. Podałaś mu kubek, a on wypił jego zawartość.
Wtedy po raz kolejny spojrzeliście sobie w oczy. Dostrzegłaś w nich radość, szczęście, strach i to co zawsze chciałaś zobaczyć... Miłość...
Horan ujął twoją twarz w dłonie i złożył na ustach delikatny pocałunek. Poczułaś, jak stado motyli tańczy taniec szczęścia w twoim brzuchu. Uśmiechnęłaś się przez pocałunek. Gdy się od siebie oderwaliście, Niall chwycił cię za ręke i wstał z łóżka.
-Idziemy.- rzucił radośnie, a ty oczarowana sytuacją z przed kilku sekund pokiwałaś twierdząco głową.
Wyszliście z Tour Busa. Blondyn wziął cię na ręce i zamknął twoje oczy. Po kilku minutach poczułaś jak stawia cię na ziemi. Odsłonił ci widok, a tobie ukazała się plaża z mieniącym się od zachodzącego słońca, oceanem. Uśmiechnęłaś się sama do siebie i musnęłaś jego policzek. Rozejrzałaś się dokładnie i dostrzegłaś czerwono biały kocyk w kratkę, na którym stał koszyk z jedzeniem, dwie lampki, wino i świece.
-Julka. To wszystko dla ciebie.- chwycił cię za rękę i posadził na przeciwko siebie. Zaczęliście delektować się smakołykami przygotowanymi przez Horanka. Gdy księżyc błysną swoim blaskiem wstaliście, sprzątając po sobie. Chłopak zaproponował ci spacer po plaży. Zgodziłaś się ochoczo i oparłaś głowę na jego ramieniu. Spacerowaliście przy samym przegu, aż wreszcie Niall zatrzymał cię, namiętnie wpijając się w twoje rozgrzane wargi. Całował subtelnie, ale też zachłannie.
-Julia, czy zostaniesz moją dziewczyną?- zapytał z strachem w głosie.
-Oczywiście Niall, z wielką chęcią.- uśmiechnęliście się do siebie i poraz kolejny złączyliście w pocałunku.
Po chwili usłyszałaś szelest w krzakach obok. Oderwałaś się od Horana i spojrzałaś w tamtym kierunku. Po chwili z nich wyskoczyła czwórka świrów w składzie: Liam, Louis, Zayn i Harry.
-Wariaci!- krzyknęliście równocześnie i zaśmialiście się.
-Więc wy to uknuliście?- założyłaś ręce na piersi.
-Oczywiście.- wyszczerzyli się zabawnie.
-Uwielbiam was.- podeszłaś do nich i ucałowałaś w policzek.
-Nie wiesz, czuję się zazdrosny.- Horanka wyróżniłaś najbardziej, całując prosto w usta. Usłyszeliście ciche "Uuuuuuu". Teraz w szóstkę wróciliście do siebie, ale jako już dziewczyna samego Nialla Horana.

Rozdział XXXVIII

Noc spędziłam przyjemnie. Nic nie zakłócało mojego snu. Rano obudziłam się o 6:45. Przeciągnęłam się delikatnie i cicho ziewnęłam, by nie obudzić Malika. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół w długiej, czarnej koszulce. Nikogo tam nie było. Postanowiłam, że na dobry początek dnia zrobię wszystkim śniadanie. Rozważałam wiele opcji, ale jednak padło na naleśniki. Wyciągnęłam potrzebne produkty i podgrzałam tłuszcz na patelni. Wyrobiłam masę i zaczęłam smażyć. W tym czasie zrobiłam jeszcze słodki twaróg. Włączyłam wodę na herbatę i oparłam się o blat, wyciągając gotowe placki. Po dwudziestu minutach skończyłam i wyciągnęłam talerze, rozkładając je na stole. Nałożyłam każdemu po trzy naleśniki i poszłam na górę zbudzić resztę. Pierwsze weszłam do pokoju Nialla.
-Jedzenie...- chłopak zerwał się z łóżka i wybiegł z pokoju. Przewróciłam oczami i udałam się do Louisa.
-Lou, śniadanie na stole.- powiedziałam, a Tomlinson otworzył zaspane oczy i blado się uśmiechnął.
-Już schodzę.- teraz skierowałam się do Liama. Zapukałam i usłyszałam ciche "proszę".
-Liam, zrobiłam naleśniki, zejdziesz?- zapytałam, a on wstał z łóżka i mocno mnie przytulił.
-Dziękuję ci, że mnie wyręczyłaś, ale naprawdę nie musiałaś.- puściłam mu oczko i znikłam za drzwiami, kierując się do Zayna.
Gdy weszłam do środka, nikogo tam nie było. Usłyszałam krzątaninę w łazience i po chwili wyszedł z niej Malik w czarnych rurkach i białej bluzce w ręce. Nie mogłam oderwać wzroku od jego klaty, ale starałam się by tego nie dostrzegł.
-Śniadanie gotowe!- rzuciłam radośnie, a on zaśmiał się i podszedł do mnie, składając na ustach delikatny pocałunek.
Chwycił mnie za rękę i już mieliśmy schodzić na dół, gdy przypomniałam sobie o Stylesie.
-Zaraz wraca.- musnęłam jego policzek i skręciłam w kierunku sypialnie Hazzy.
Zapukałam tak samo jak do Payna.
-Hej.. Jak coś to naleśniki są już na stole.- chciałam wyjść, ale chwycił mnie za nadgarstek.
-A kto robił?- zmarszczyłam czoło.
-Yyy..No.. Ja.- on zaśmiał się sarkastycznie.
-Coś ci nie pasuje?- uniosłam pytająco brew.
-To, że ty je robiłaś.- zacisnęłam mocno pięści.
-Nie mam ochoty, wybacz.- zamknął mi drzwi przed nosem. Momentalnie straciłam chęć do życia. łzy napłynęły mi do oczu, a ja z szlochem wybiegłam z tego cholernego korytarza. Potrzebowałam teraz najważniejszej osoby w moim życiu, mojej przyjaciółki, Caroline. Zbiegłam po schodach na dół i założyłam na nogi swoje ciemne kozaki.
-A ty gdzie idziesz? Jesteś boska, kocham twoje naleśniki!- krzyknął Niall, ale gdy zobaczył moją twarz, od razu ucichł. Uklęknął na de mną i mocno do siebie przytulił.
-Co się stało?- szepnął, głaszcząc mnie po włosach.
-Harry..- poczułam jak jego mięśnie się spinają.
-Niall, ja muszę się wreszcie spotkać z Carmen, proszę nie mów nikomu co się stało. Powiedz, że musiałam szybko wracać, bo dostałam ważny telefon. Dobrze?- spojrzałam na niego błagalnie.
-Ok.- kątem oka dostrzegłam jak Styles schodzi z góry i przyglądam nam się uważnie.
-Widzę, że kolejny amant. Za chłopaka swojej przyjaciółki też się weźmiesz?- wtedy nie wytrzymałam. Wstałam i pobiegłam w jego stronę.
-Co ty sobie myślisz dupku?!- wrzasnęłam, a głosy w kuchni momentalnie ucichły.
-Jaki dupku?! Uważaj co mówisz szmat...- przerwał mu mocny cios wymierzony prze ze mnie w twarz.
Złapał się za bolące miejsce i spojrzał na mnie z grozą w oczach. Po raz pierwszy poczułam jak to jest wywołać u kogoś furię i spotkać się oko w oko z swoim mordercą.
-Co ty zrobiłaś?- zapytał przez zaciśnięte zęby.
-To co widziałeś! Nie pozwolę sobie mnie poniżać! Nigdy! Nie biorę się za każdego lepszego! Moja wina, że byłam ślepo zauroczona jakimś kretynem?!- wydarłam się, a on złapał mnie za nadgarstki i mocno przycisnął do ściany.
-Ślepo?! Wmawiasz to sobie, żeby zapomnieć!- szarpałam się, ale na nic.
Dziwiłam się, czemu chłopcy nie wyszli z kuchni. Powód był prosty. Ten potwór ich zakluczył.
Horan stał wystraszony i nie potrafił ruszyć się z miejsca.
-Nie wmawiam! Czy to moja wina, że Liam był we mnie zakochany?! Że wreszcie odnalazłam swoją miłość i popełniłam największy błąd swojego życia, będąc z tobą?!- pożałowałam tego co powiedziałam. Zapłaciłam za to potężną szramą na lewym oku. Jeżeli nie potraficie sobie wyobrazić to wyglądała ona mniej więcej tak jak u Skazy w Lion King.
Nie wiedziałam jakim cudem mu się to udało, ale poczułam się jak jakiś śmieć.
Kolejne łzy spłynęły mi po policzku. Syknęłam przy tym, gdyż, rana była świeża.
-Jesteś zwykłym dupkiem i tyle! Podnieść rękę na kobietę?! To świadczy tylko o braku twojej inteligencji.
Pamiętaj Styles, to właśnie kobieta dała ci życie, a bijąc ją jesteś zwykłym gównem.- Niall wreszcie oprzytomniał i z całej siły odepchnął go o de mnie. Wybiegłam  z domu jak błyskawica. Nienawidzę go! Całym sercem! Po dwóch minutach dotarłam pod dom. Stęskniłam się za nim.