Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 18 lipca 2013

Imaginy o Zaynie i Liamie

Hej. :) Dodaję dzisiaj dwa imaginy. :) Więcej na : http://we-are-one-direction.blogspot.com/

Imagin z Zaynem:


Polecam do czytania: http://www.youtube.com/watch?v=bq_PWQTCT2A

______________________________________________________________________

Znów leżał bezwładnie na kanapie, zatapiając lewą dłoń w czarnych włosach, przeczesując je delikatnie
Przed jego oczyma widniała pewna szatynka, której uśmiech w porównaniu z nim, nigdy nie schodził z pełnych karmazynowych warg. Jej tęczówki ilekroć płakała czy przechodziła kryzysy, nadal błyszczały, uwydatniając swój kolor- szary. [T.I] często przebywała w jego towarzystwie nie wiedząc, jak wielką stanowi część jego niegdyś poukładanego świata. Pocieszała go w trudnych chwilach, cieszyła się z jego sukcesów, poprawiała humor i wielokrotnie wyciągała z kłopotów, w które Mulat uwielbiał się pakować.
W oczach innych stanowili przyjaźń tak idealną, że wręcz niemożliwą. Pomimo tego, że ów szatynka posiadała miłość swojego życia, zawsze potrafiła wygospodarować czas dla przyjaciela, który zakochany był w niej po uszy. On nie widział w niej normalnej dziewczyny, tak jak większość. Dla niego była ideałem. Aniołem bez skrzydeł, chodzącym po ziemi. Czymś nieosiągalnym. Po prostu tą jedyną.
Wnet dźwięk dzwonka pobudził Malika do wszelkich działań. Poprawszy swą koszulę, szybkim krokiem ruszył ku drzwiom, za którymi stała jak zwykle rozpromieniona [T.I]. Kobieta widząc swego kamrata, rzuciła się na jego szyję, ściskając najmocniej jak potrafiła. Mulat nie pozostawał dłużny, zapraszając ją do środka. Wszędzie panowała czystość, która u ludzi jego pokroju była czymś normalnym, codziennym. Odsunął krzesło kuchenne, pozwalając jej usiąść. Rozgadana szatynka natychmiast zaczęła opowiadać mu scenariusz ostatnich dni, które spędziła z swoim chłopakiem. Zayn z uśmiechem wpatrywał się w towarzyszkę, udając, że to co mówi, sprawia mu przyjemność. Niestety... Tak nie było. Każde jej słowo, a zwłaszcza imię jej wybranka bolało niczym żyletka, przecinająca dane części ciała, a w tym przypadku- serce. Jedynie widok dziewczyny przyprawiał go o uśmiech. Sposób w jaki poruszała rękoma, ustami.
W pewnym momencie wstała, przechodząc na drugi koniec pomieszczenia w celu odebrania telefonu.

 "When you walk by, I try to say it.
But then I freeze, and never do it.
My tongue gets tied, the words get trapped."

Westchnął cicho, opierając głowę o kant siedzenia. Dokładnie analizował jej zdania i ruchy, które miała w zwyczaju wykonywać w podobnych sytuacjach. W pewnym momencie szatynka uśmiechnęła się szeroko, odkładając komórkę.
-Zayn, słuchaj. Jerom ma dla nas coś w stylu... Niespodzianki. Prosi, byśmy przyjechali do niego za około 15 minut. Pójdziesz ze mną?- zatrzepotała słodko rzęsami, wiedząc, że to podziała na Mulata natychmiastowo.
-Jasne. Chodź.- ukazał rząd równych śnieżnobiałych zębów, delikatnie obejmując ją w talii.

"I hear the beat of my heart, 
getting louder whenever I'm near you."

Ruszyli w stronę czarnego Lang Rovera chłopaka, który był dla niego jak oczko w głowie. Rzecz, z której duma rozpierała go od środka. Otworzył drzwi, wpuszczając szatynkę do środka, a sam okrążył samochód, by zasiąść na miejscu kierowcy. Powoli włożył kluczyki do stacyjki, odpalając silnik. Ruszyli z podjazdu, kierując się w stronę domu znienawidzonego przez niego człowieka, który odebrał mu wszystko.
Włączył radio, w którym leciała jedna z piosenek zespołu, którego był członkiem. Jakie było jego zdziwienie, gdy usłyszał swój głos, wykonujący jedną ze zwrotek utworu "I wish". Policzki chłopaka przybrały odcień czerwieni, a wzrok utkwił w drodze. Kątem oka dostrzegł, że piękna szatynka przygląda mu się z uwagą, jakiej mało. Dojechali... Pospiesznie wysiadł z wozu, wypuszczając z niego [T.I.], która posłała mu wdzięczne spojrzenie. Równym krokiem, ramię w ramię, ruszyli w stronę mieszkania Jeroma, które urządzone było gustownie i nowocześnie.
Wcisnęła dzwonek, by dać znać ukochanemu, że dotarła na miejsce. Raz, drugi... I nic. Cisza. Zdenerwowana chwyciła za klamkę. Drzwi otworzyły się naroścież ukazując wnętrze, w którym panował mrok. Wszystkie rolety, żaluzję i firany, zasunięte były w dół. Wolnym krokiem weszli do środka, rozglądając się na wszystkie strony. W pewnym momencie światła zapaliły się, ukazując wszystkich im dobrze znanych. Rodzinę, przyjaciół, a na przedzie samego chłopaka. Oczy Malika i [T.N.] przypominały małe spodki, błyszczące się płomykiem niewiedzy. Jerom- wysoki blondyn o zielonych tęczówkach, zmierzał w kierunku zdziwionej dziewczyny, która nie wiedziała co ma począć. Jej usta rozchyliły się jeszcze bardziej, gdy mężczyzna uklęknął przed nią na jednym kolanie, wyciągając z kieszeni czarnych rurek, małe bordowe pudełeczko. Uchylił je, ukazując skromny srebrny pierścionek. Dar ten, zapewne wspaniały dla wszystkich, jednej osobie przekreślił życie oraz szczęście. 
- [T.I. i T.N.], czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- w oczach szatynki pojawiły się łzy. Jedyne na co było ją stać to skinięcie głową. Jej teraz już narzeczony, wsunął dowód swojej miłości, na serdeczny palec dziewczyny. Ta rzuciła mu się na szyję, mocno przytulając. Rozległy się głośne brawa i okrzyki radości. Jedynie Mulat z niedowierzaniem malującym się na jego twarzy, wpatrywał się w miłość swojego życia, która powoli przechodziła na nową drogę życia. Narzeczeni oderwali się od siebie, pieczętując nowy rozdział w ich związku, namiętnym pocałunkiem. 

"...Does all the things, I know that I could. 
If only time, could just time back..."

Gdyby tylko zrobił to wcześniej... Gdyby tylko wcześniej powiedział jej jak wiele dla niego znaczy... Jak bardzo ją kocha... Niestety. Jest za późno... Jego ukochana już postanowiła, a jeżeli jest szczęśliwa, to on też będzie, a przynajmniej spróbuje. Rodzina zaczęła podchodzić do zakochanej pary, składając im życzenia, ściskając, całując. Zayn nie zauważalnie opuścił dom, szybkim krokiem kierując się w stronę samochodu. Dla niego to był koniec... Niestety. Nie przyjął tego tak jak chciał... Bał się... Bał się, że już nigdy nie zazna tego szczęścia, co [T.I.]...

"Oh, How I wish that was me..."


Imagin z Liamem


___________________________________________________________

Kolejny miesiąc... Kolejny miesiąc bez ciebie. Dokładnie wyliczam każdy dzień, godzinę, a nawet minutę, kiedy ostatni raz poczułam twoje ciepło. Dotyk warg i dwa słowa, które zniszczyły mój dotychczas poukładany świat- do widzenia. Od tej pory bez przerwy stoisz przed moimi oczyma, uśmiechając się przyjaźnie, jak miałeś w zwyczaju. Ciągle słyszę twój poważny głos, który zawsze doradzał, wspierał i sprawiał, że czułam się wyjątkowa. Wystarczyły nam dwa miesiące, byśmy mogli stworzyć związek, który wydawał się być idealnym, dopóki wakacje nie dobiegły końca. Ty- światowej sławy gwiazda. Ja- zwykła dziewczyna z Polski, która przyjechała do Londynu na obóz językowy. Oby dwoje musieliśmy zejść na ziemię. Wkroczyć w szarą rzeczywistość, która nie zapisała w swym scenariuszu NAS. Wszystko miało być takie jak kiedyś. Ty powrócić miałeś do przyjaciół, z którymi wspólnie podbijałeś scenę, a ja wrócić miałam do swej ojczyzny, by wspiąć się na kolejny etap życia- studia.
Czyż nie proste? Tylko w oczach tych, którzy nie doświadczyli tego na własnej skórze.
Pamiętasz jak to się zaczęło?

Co roku w zwyczaju miałam wyjeżdżać za granicę w celu dokształcania się z języka angielskiego. Rzym, Ateny, Bukareszt, Paryż, Berlin, Madryt. Te miasta były magiczne, jednak nie dorastały do pięt ostatniemu, które odwiedziłam- Londynowi. Wiesz dlaczego? Bo poznałam tam osobę, która już na zawsze pozostanie w moim sercu- ciebie. 6 lipca. Dzień, który pamiętać będę do końca swojego żywota. Dzień, który odmienił moje życie. Z aparatem w dłoniach i wiatrem we włosach, żwawo przemierzałam kolejne londyńskie ulice, by wreszcie znaleźć obiekt godny upamiętnienia. Jedną z moich pasji była fotografia. Poświęcałam jej sporo czasu, a moje zdjęcia wielokrotnie otrzymywały zaszczyt widnienia w niektórych czasopismach. Gdy przeniosłam się do mniej zaludnionej części tego miasta, dojrzałam osobę siedzącą na murku z plecami opartymi o idealnie wyrzeźbioną marmurową kulę. Spoglądała w dół, gdzie słychać było szum Tamizy. Promienie zachodzącego słońca padały wprost na nią, rozpromieniając jej twarz. Widok ten wydawał mi się czymś cudownym, oryginalnym, niezwykłym. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę ów chłopaka, czując że nogi uginają się pod moim ciężarem. 
-Przepraszam?- rzuciłam cicho, a on drgnął. Wolno odwrócił się w moją stronę, lekko rozszerzając oczy. Stałam przed nim uśmiechnięta, zabawnie poruszając aparatem. 
-Wybacz, ale dziś nie rozdaję autografów.- zmarszczyłam brwi. Nie miałam pojęcia z kim rozmawiam. Nie miałam pojęcia ile dała by każda inna dziewczyna by być teraz na moim miejscu.
-Ammm... Jakich autografów?- spytałam, przyglądając mu się z uwagą. Dopiero teraz dostrzegłam rysy jego twarzy. Smukły nos, pełne usta, zarysowane kości policzkowe, gęste brwi i oczy, które najbardziej przyciągnęły moją uwagę. Mieniły się na brązowo w ostatnich promieniach słońca. Włosy miał kręcone, a ich pojedyncze pukle opadały na wysokie czoło. 
-Nie wiesz kim jestem?- rozchylił lekko wargi, jakby nie mógł uwierzyć w to co mówię.
-Yyy... Nie, niestety.- wzruszyłam ramionami.-Chciałam tylko poprosić się o pozowanie do moich zdjęć. Od rana szukam czegoś... Nowego, a ty...- zacięłam się, ale było za późno. Dostrzegłam tylko lekki zarys uśmiechu na jego twarzy.- Wydajesz się być tym, czego poszukuję.- wtedy nie zdawałam sobie sprawy jak wielkie znaczenie mieć będą słowa, które wypowiedziałam pod wpływem impulsu.
-No dobrze...- przeciągnął, powracając do pierwotnej pozycji. Odpaliłam sprzęt, ustawiając odpowiednią ostrość, światło i flesz tak, by nie zaprzepaścić tak idealnej sesji. Włączyłam lampę błyskową, by polepszyć choć odrobinę jakość. Wcisnęłam guzik do połowy, by nakierować się na dobre ujęcie. Udało się. Chłopak siedział tak jak przedtem z głową spuszczoną w dół. Jego tors opinała biała koszulka, a dolną część zdobiły piaskowe rurki. Ciemne loki mieniły się na wiele kolorów, ubarwiając wykonywane zdjęcia.
Po skończonej sesji podeszłam bliżej, wyciągając w jego kierunku prawą dłoń.
-Dziękuję ci za poświęcenie mi swojego czasu.- uśmiechnęłam się nieśmiało ukazując dwa mało widoczne dołeczki w policzkach.
-Nie ma sprawy. Jestem Liam.- tak. To byłeś ty. Uścisnąłeś ją delikatnie, spoglądając na mnie wyczekująco.
-[T.I.].- ukazałeś rząd idealnie równych białych zębów.
-Wiesz... Myślałem nad przysługą za pozowanie... Co byś powiedziała na shake'a?- jedyne na co było mnie stać to skinięcie głową. Ruszyliśmy w stronę wspomnianego przez ciebie MSC, poznając się lepiej.
Powiedziałeś mi kim jesteś, a ja zdradziłam ci skąd pochodzę i czym się znajduje. Tematy, które nas łączyły z tymi, które chcieliśmy poruszać nie miały końca. Od tego przełomowego momentu rozpoczęła się nasza znajomość, która szybko przerodziła się w coś więcej- miłość.
Zakochałam się w tobie jak w nikim innym, pomimo to, że obiecałam sobie tego nie zrobić.
Staliśmy się niemal nie rozłączni. Codziennie spędzaliśmy sporo czasu, zwiedzając różne części Londynu. Poznałeś mnie z swoimi przyjaciółmi, którzy okazali się równie świetnymi ludźmi, jak ty.
Wszystko wydawało się być jak z bajki, dopóki nie nadszedł ostatni dzień mojego pobytu w Anglii. Nasz związek runął. Odszedł w niepamięć. Staliśmy na lotnisku spoglądając w swoje oczy pełne łez. Twój czuły głos, zapewniający mnie o uczuciu, którym mnie darzyłeś, ostatni dotyk twoich warg na moich i chwile w twoich ramionach... 
Przekroczyłam bramkę ostatni raz odwracając się w twoim kierunku, widząc cię na żywo.
-You always will be my summer love, Liam...

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział XLVI

*Z perspektywy Oliwi*


Zaparkowałam tuż obok sklepu, gasząc silnik. Otworzyłam drzwi, czekając aż Malik także opuści samochód. Gdy wreszcie raczył wysiąść, zakluczyłam pojazd i szybkim krokiem ruszyłam w stronę supermarketu. Usłyszałam kroki za sobą i już po chwili szłam ramię w ramię z Zaynem. 
-Ej Oli... Bądź wreszcie łaskawa i odezwij się do mnie.- prychnęłam pod nosem, przechwytując w dłonie wózek. Nie obdarowując chłopaka nawet spojrzeniem, weszłam do środka, rozglądając się po wypełnionych po brzegi regałach. Widziałam tylko jak wywraca oczami i sam zaczyna szukać rzeczy dla siebie. Zgarnęłam trzy bochenki chleba, wrzucając je do wózka, którym pojechałam nieco dalej. W kolejności pakowała ogórki, ketchupy, musztardy, kiełbasę, chipsy, różnego rodzaju napoje i przekąski. 
-Widzę, że pamiętasz jeszcze zwyczaje żywieniowe Horana.- zażartował, a ja puściłam każde jego słowo pomimo uszu. Dostrzegłam jak zaciska pięści oraz szczękę, jednak obiecałam sobie, że nie ulegnę. Zbyt wielkie plamy pozostawił na mojej psychice. Nie mogłam się poddać.
Podeszliśmy do kasy, wyładowując wszystko na ladę. Chłopak zabrał jedną paczkę papierosów, kładąc ją na samym końcu. Wtedy podskoczył w miejscu, biegnąc w głąb sklepu. Uniosłam pytająco jedną brew, ładując zakupy do torby. Po kilkunastu sekundach wrócił z trzema czteropakami piwa.- Jak imprezować, to na całego.- zaśmiał się, puszczając oczko do młodej kasjerki, która dopiero teraz wiedziała z kim ma do czynienia.
-Em... Przepraszam... Wiem, że to nie odpowiedni moment, ale... Czy mogłabym prosić o autograf?- parsknęłam cicho śmiechem, szukając portfela.
-Jasne.- wyszczerzył się wyciągając długopis. Machnął kilka razy prawą dłonią, oddając jej świstek.- Proszę.
-Dziękuję bardzo. Jestem wielką fanką.- uśmiechnęła się nie śmiało, a ja znacząco odchrząknęłam.
-Ile płacę?- rzuciłam, a ona zakłopotana zerknęła na kasę.
-210 funtów.- podałam jej odpowiednią kwotę, zabierając siatki. Nie czekając dłużej na Mulata ruszyłam w stronę samochodu. Otworzyłam bagażnik, wkładając do niego torby. Cicho westchnęłam, odwracając się. 
Przede mną stał Malik z uniesioną brwią.
-Ale tak beze mnie?- wyminęłam go, zasiadając na miejscu kierowcy. Gdy chłopak również poszedł w moje ślady, odjechałam z piskiem opon ku ruchliwej ulicy.
By nie prowokować czarnowłosego do jakichkolwiek konwersacji, włączyłam radio, wsłuchując się w lecącą muzykę. Wystarczyło dwadzieścia minut i mogłam z ulgą opuścić samochód. Dostrzegłam rozłożony w ogrodzie parasol. To właśnie tak powędrowałam, stawiając zakupy na stole.
-Proszę. Wedle życzenia.- uśmiechnęłam się do przyjaciółki, która automatycznie podniosła się.
-Dzięki Oli. Słuchaj, ja pójdę przygotować rzeczy na grilla. Zostań z chłopcami.Wrócę za niedługo.- pokiwałam przecząco głową, szeroko otwierając oczy.
-Nie!- wrzasnęłam, ale widząc ich miny szybko zmieniłam ton.- Znaczy... Nie trudź się. Chętnie zrobię to za ciebie.- przybrała myślący wyraz twarzy, a ja modliłam się by odpowiedź była pozytywna.
-Ja jej pomogę.- przymknęłam oczy, by dać upust emocją. Dlaczego?! Dlaczego on musiał zabrać głos?!
-Harry jest świetnym kucharzem, na pewno nic nie uszkodzi.- Louis przytulił Loczka, który był wniebowzięty. A jednak... Larry nadal istnieje.
-No dobrze. Niech wam będzie, ale jeżeli będziecie potrzebować pomocy, wołajcie!- krzyknęła za nami, jednak nie posłuchałam jej. Już wolałam być sam na sam z Stylesem niż z resztą tego zespołu.
Weszłam do środka, kierując się w stronę kuchni, gdy poczułam mocny uścisk na nadgarstku.
Chłopak oparł mnie o ścianę, unosząc lewą brew.
-Jakiś problem?- rzuciłam z pogardą, jednak on nie odezwał się.
-Tęskniliśmy za tobą Oli. A zwłaszcza Louis i Malik.- zaśmiał się, a ja skrzywiłam się w grymasie.
-Wybacz kolego, ale mi jakąś nie specjalnie było tęskno.- wydęłam dolną wargę, a on wywrócił oczami.
-Chociaż ten jeden wieczór, kiedy jest z tobą twoja przyjaciółka, udawaj, że nas polubiłaś.- zaśmiałam się sarkastycznie.
-To nie jest takie proste jak się wydaje. Nawet najlepszym by to nie wyszło.- puścił mnie odkładając siatki na siedzenia.
-Trzymaj.- podawał mi produkty, które albo zamieszczałam w lodówce, albo odkładałam na półkę. Gdy wreszcie torby były puste, stanęliśmy przy stole, patrząc na siebie pytająco.
-Co robimy najpierw?- zamyśliłam się, jednak szybko ocknęłam.
-Myślę, że kroimy kiełbasę, by już mogli smażyć.- pokiwał głową i zajął się wyznaczoną przeze mnie rzeczą.
Ja natomiast chwyciłam szklanki i miski, napełniając je łakociami, napojami i innymi wysokokalorycznymi przysmakami.
_____________________________________________________________
Heeej! :D Witam was po bardzo długiej nieobecności. Oczywiście
przepraszamy, gdyż nauka i inne obowiązki nie pozwalały na nam wrzucanie rozdziałów.
Teraz postaramy się robić to regularnie czyli co 2-3 dni. Na sam początek krótki, by sprawdzić, czy ktokolwiek jeszcze czyta. :) Liczymy na komentarze. 2- a nowy rozdział pojawi się niebawem. :) Pozdrawiam i życzę miłych wakacji. :D

niedziela, 12 maja 2013

Imaginy o Harrym i Niallu


Na jednym z swoich blogów, w ramach konkursu dodałam 2 imaginy.:) Nie mam czasu  napisać rozdziału, więc daję to. :) Pozdrawiam. :D
~Doma



O Harrym:


Zapewne wielu z was, zastanawia się jak to jest prowadzić podwójne życie... Nie chodzi mi tu o show biznes, codzienność czy romanse... O nie. To o co chodzi mi, [T.I.], zdecydowanie wyróżniającej się od reszty płci żeńskiej, dziewczynie, jest bardziej skomplikowane, niż się wydaje. Nie jestem taka jak reszta moich rówieśniczek, z którymi uczęszczam do trzeciej klasy liceum. Różni nas wiele cech i wyrzeczeń, jednak zdecydowanie najistotniejszą z nich jest to, że nie należę do ich gatunku- człowieka.
Może w połowie, ale jednak. Więc teraz pada pytanie. Kim w takim razie jestem? To trudne do wyjaśnienia. Sporo osób nie uwierzy, w to co teraz powiem, ale niestety. Rzeczywistość jest inna.
Mój prawdziwy dom znajduje się kilkaset metrów pod wodą... Tak. Nie przesłyszeliście się. Tam miałam rodzinę, która opiekowała się mną do momentu, gdy jej życie na tej planecie dobiegło końca. W starciu z inną odmianą syren, bo nią właśnie jestem, zginęli moi rodzice oraz dwójka starszych braci. Zostawili małą pięciolatkę pod opieką chorej już babci, która zdążyła usamodzielnić swoją wnuczkę, opuszczając świat żywych... Tak więc, co robię tu? Wśród ludzi? Prowadzę inne życie. Mam osoby, które zastępują mi rodzicieli, przyrodnie rodzeństwo i tylko jednego, lecz prawdziwego przyjaciela.
Podobno miłość damsko-męska nie istnieje... Owszem. To prawda. Mój "przyjaciel" już od dawna jest kimś więcej, niż tylko druhem. Kiedyś obiecałam sobie, że nie zakocham się w żadnym z przedstawicieli rasy człowieka. Czy dotrzymałam słowa? Bez wątpienia... Nie. Pokochałam go jak nikogo innego, tym samym narażając na niebezpieczeństwo. Spotykaliśmy się regularnie. To w szkole, to w parku, w domu czy z resztą jego przyjaciół. Wielokrotnie próbowałam spełnić ich marzenia, którymi było założenie zespołu i koncertowanie po świecie. Mieli niesamowity dar. Ich głosy, przepełnione magią, razem tworzyły jedność, przepuszczając przez pryzmat muzyki, doskonałość. O tego momentu, minęły trzy lata. Udało się. Osiągnęli swój szczytny cel, zarazem spełniając i mój. Dzięki wielokrotnym namową, kłótnią i radykalnym próbą ściągnięcia ich na casting, udało się stworzyć jeden z najsławniejszych zespołów na świecie.
Czy moje uczucia przetrwały próbę czasu? Bez wątpienia. Ośmielę się rzec, że nasilają się z każdym dniem, spędzonym w jego towarzystwie.

-[T.I.]! Jedziemy!- usłyszałam jego niski, zachrypnięty głos, który za każdym razem wywoływał stado motyli w moim brzuchu. Stukając szpilkami o drewniane schody, trzymając kawałek fioletowej, uszytej z jedwabiu sukni, sięgającej do kostek zeszłam na sam dół, gdzie wraz z swymi towarzyszkami czekała reszta. Liam jak zwykle w garniturze świetnie podkreślającym umięśniony tors, obejmował w pasie szatynkę o kręconych włosach, ubraną w kremowy kostium, która na imię miała Danielle.
Louis, ubrany w bordowe rurki, białą koszulę i szelki, czule całował Eleanor- szczupłą dziewczynę, o brązowych włosach i hipnotyzującym spojrzeniu, której zgrabną talię, podkreślała zwiewna sukienka po kolano. Zayn i Perrie. Wzorowa para. On wystylizowany podobnie jak Payne i ona- blond włosa, z przyjaznym uśmiechem, otrzepująca swoją czerwoną mini.
Niall? On zawsze czuł się dobrze jako singiel. Również w czarnym garniturze oraz włosami postawionymi na żelu, prezentował się nienagannie. I nadszedł czas na niego... Wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta, o kręconych włosach, niesfornie opadających na czoło, zielonych jak pierwszy wiosenny liść, oczach i promiennym uśmiechu, uwydatniającym rząd równych, białych zębów. Ręce chował w kieszeniach czarnych rurek, na które swobodnie opadała szara marynarka. Wpatrywał się we mnie, dokładnie lustrując każdy szczegół. Wolnym krokiem, skierował się w moim kierunku, szepcząc na ucho dwa słowa, które za każdym razem, poprawiały mój humor.- Wyglądasz pięknie.- uniosłam lewy kącik ust ku górze, a on objął delikatnie moją talię. Nie czekając chwili dłużej, opuściliśmy dom, wsiadając do długiej, białej limuzyny, stojącej na podjeździe. Na co wybierała się nasza dziewiątka? Na jedną z najważniejszych dla zespołu uroczystości, a mianowicie, trzeciej rocznicy założenia zespołu. Każdy z swoją partnerką przy boku, bądź ważną dla niego towarzyszką, przemierzał czerwony dywan, skąpany w blaskach fleszy. Uśmiechnięta od ucha do ucha, z Harrym pod rękę, przemierzałam dzielnie drogę, kierując się w stronę przestronnego lokalu, w którym miejsca grzali, najważniejsze osoby w karierze chłopców. JR, rodzina, wytwórnie, producenci, menager, przyjaciele, w tym też my. Wcześniej serdecznie witając przybyłych gości, zajęliśmy miejsce przy wyznaczonym dla nas stoliku. Gustownie urządzony lokal, wprawiał w nastrój, pozwalający na cieszenie się swoją obecnością. Ciągłe znoszenie toastów, wspomnienia, śmiechy i dyskusje, udzielały się każdemu z nas.
Jednak w pewnym momencie, wydarzyło się coś, o czym nie ośmieliłam się śnić w nawet najskrytszych snach.
-Panie, panowie, proszę o uwagę.- Harry, najwidoczniej mocno zdenerwowany, podniósł się z siedzenia, przenosząc swój wzrok na mnie.- Mam wam coś do powiedzenia...A zwłaszcza jednej osobie, która była ze mną od początku... [T.I]...- wyszeptał, sprawiając, że moje serce, zabiło sto razy mocniej.- To właśnie ty pokazałaś mi, czym jest wiara w marzenia, przyjaźń bez zobowiązań, szczerość i bezinteresowność. To ty byłaś ze mną w każdej trudnej sytuacji, przyczyniłaś się do spełnienia moich pragnień i pokazałaś mi czym jest miłość... Tak miłość... Przekonałem się o tym już dawno, jednak wmawiałem sobie, coś, co było nie prawdą... Więc... Chciałbym... Cię o coś poprosić... Czy zostałabyś moją wybranką życia?- w moich oczach zalśniły łzy... Łzy szczęścia, a zarazem ogromnego smutku. Tego się bałam... Nadszedł czas pożegnania.
-Harry... Ja nie mogę...- nastała cisza. Wszyscy zawzięcie wbijali w nas zainteresowane spojrzenia.
-Ale...- zająknął się.  Wybiegłam z budynku, kierując się ku rzece, znajdującej się nie opodal. Nie dostrzegłam jednak, że chłopak biegnie za mną. Powstrzymał mnie przed skoczeniem do wody.
-Harry. Przepraszam... Nie mogę. Kocham cię, ale nie potrafię...- uniósł mój podbródek.
-[T.I.], co stoi na przeszkodzie?- spuściłam wzrok.
-To, że... Jestem syreną...- zamilkł. Stał znieruchomiały, przyglądając się mi z nie do wierzeniem.
-To nie możliwe...- szepnął po chwili, a ja pokręciłam głową, roniąc łzę.
-Jedna realne... Czas się pożegnać...- z całej siły wtuliłam się w chłopaka. Po dłuższej chwili odsunął mnie od siebie, zachłannie wpijając się w usta... Drżące usta, próbujące nie uwolnić wszystkich emocji, targających wnętrzem... 
-Żegnaj...- nie zważając na błagania chłopaka, wskoczyłam do wody, by na zawsze zakończyć jedno z dwóch żyć...

O Niallu :



Życie... Największy prezent, jaki otrzymaliśmy od swoich rodziców. Coś, czego nie kupimy za żadne pieniądze, coś, co dostajemy tylko raz, coś, co tak łatwo stracić. Jednak na świecie istnieją osoby, które utrzymują nas przy nim, sprawiają, że jest lepsze, a wielokrotnie je ratują. Przekonałam się o tym na własnej skórze kilkanaście lat temu...

Ja, [T.I. i T.N.], byłam na pozór szczęśliwą i ułożoną dziewczyną. Jednym z moich nielicznych talentów i pasji stało się pisanie opowiadań. Jak większość nastolatek, zakładałam blogi, tworząc internetowe książki. Nie potrafię opisać słowami, jak wielką radość sprawiał mi każdy komentarz, umieszczony pod danym rozdziałem czy postem. Każde wyświetlenie, powodowało, że uśmiech mimowolnie wskakiwał na moją ponurą twarz. To było coś w stylu oderwania się od szarej rzeczywistości i wkroczenia w świat marzeń... Marzeń, które nigdy się nie spełnią, a przynajmniej tak, jako czternastolatka myślałam...
Z roku na rok moje życie nie ulegało znaczącym zmianą. Ukończyłam gimnazjum z wyróżnieniem, dostałam się do prywatnego liceum, a następnie na studia w Londynie, obejmując kierunek literacki. Tak... Moja miłość z młodości nie wygasła, a wręcz przeciwnie- stała się przyszłym zawodem.
Jako dwudziestoletnia kobieta, wynajęłam mieszkanie, mieszczące się nieopodal uczelni.
Jedyną istniejącą przeszkodą, która mogłaby przekreślić wszelkie starania, włożone w moją edukacje, byłby nagły rozwój choroby, z którą walczę praktycznie od urodzenia- białaczki. Rak nie stwarzał zagrożenia dla mojego życia, to też zbytnio nie przejmowałam się owym schorzeniem.
Ustatkowanie się w nowym kraju nie zajęło mi dużej ilości czasu. Szybko znalazłam przyjaciół, złapałam dobry kontakt z wykładowcami, a nawet znalazłam partnera- Josh'a. Był on dla mnie wielkim wsparciem i miłością, jak się później okazało- ślepą.
Z każdym miesiącem mój stan zdrowia i samopoczucie widocznie ulegały zmianie. Osłabienie, nudności, wypadanie włosów i wiele innych objawów, potwierdziły mój mroczny scenariusz. W listopadzie zapisałam się na wizytę u lekarza pierwszego kontaktu- dr. Williama Rossa. Mężczyzna przeprowadził wszelkiego rodzaju badania, by 10 grudnia, wezwać mnie po odbiór wyników, który przewrócił moje obecne życie, do góry nogami. Okazało się, że białaczka nawróciła, zagrażając mojemu życiu. Przeszczep szpiku kostnego był jedyną nadzieją na przeżycie. Załamałam się. Opuściłam się w nauce, a moje stosunki z Joshem zmieniły się radykalnie. Gdy chłopak dowiedział się, że cierpię na ową chorobę, bez nuty współczucia, znikł. Wstałam rano, szukając go po całym domu, który świecił pustkami. Zabrał swoje rzeczy, zostawiając jedynie kartkę, na której napisane było, iż chce on żyć normalnie, założyć rodzinę i związać się w pełni zdrową osobą. Słowa, które przeczytałam, spowodowały, że załamałam się całkowicie. Czułam się jak ta gorsza część społeczeństwa... Nie potrzebna nikomu. Wtedy, gdy cała nadzieja w przyszłość wygasła, pojawili się oni. Piątka chłopaków, których zapoznałam na wieczorku literackim, organizowanym przez moją uczelnię. Liam Payne, Harry Styles, Zayn Malik, Niall Horan i Louis Tomlinson tworzyli jeden z najsławniejszych Boys Bandów w Wielkiej Brytanii. To właśnie oni zainspirowali mnie w dzieciństwie do pisania... Dzięki nim odkryłam swój talent i pasję. Directionerką, którą byłam już od dawien dawna, byłam i teraz. Nigdy nie spodziewałam się, że spotkam osoby, które w dużym stopniu, przyczyniły się do początku mojej kariery.
Oni jako pierwsi z nielicznych, dowiedzieli się o mojej chorobie. Czy mi współczuli? Ba... Potrafili jeździć po całej Anglii, szukając odpowiedniego dawcy. Jednak najbardziej zaangażowaną osobą był Niall.
Blondyn, pochodzący z Irlandii, o uroczym uśmiechu i niebieskich jak morze oczach.
Z nim zawsze dogadywałam się najlepiej. Zawsze mogłam polegać na jego osobie. Nie spodziewałam się, że tacy ludzie istnieją na tej planecie. To co zrobił dla mnie później, gdy szanse na przeżycie były bliskie zeru, nie równało się z niczym. Gdy moje dni były policzone, a stan zdrowia bliski krytycznemu, chłopak podjął decyzję, o której nie śniłam nawet w najśmielszych snach. Bez mojej zgody stał się dawcą szpiku. Szpiku, który miał uratować moje życie, a przynajmniej przedłużyć je o kilkanaście lat...
Granica, która dzieliła naszą przyjaźń, z miłością, była naprawdę bardzo cienka. Wystarczyło dosłownie kilka dni, bym zakochała się w tym blondynie. Udało się... Szpik się przyjął... Przeżyłam, będąc jedną nogą na tamtym świecie. Uratował rzecz, którą dostajemy tylko raz... Moje życie...
Od tamtego momentu, po dwóch latach, ukończyłam studia, wydając pierwszą książkę, napisaną o nich. Ich przygodach, dzieciństwie, marzeniach i upokorzeniach. Horan stał się najbliższą memu sercu osobą. Zostaliśmy parą. Szczęśliwą parą, wspólnie zarabiającą na swoje utrzymanie. On- światowej sławy gwiazda, ja- jedna z najwybitniejszych pisarek...
-Zaręczeni, po upływie sześciu miesięcy, wzięliśmy ślub, by zaraz po kilku tygodniach, spłodzić swojego pierwszego potomka.- Gregor uśmiechnął się do mnie, ukazując małe, lśniące ząbki.
-Mamusiu, a czy ty będziesz przy mnie zawsze?- jego błękitne, po ojcu oczka, rozbłysły radośnie. Wzięłam małego na ręce, mocno przytulając do serca.
-Słyszysz je?- pokiwał twierdząco głową.
-Ono na zawsze bić będzie dla ciebie, tatusia i siostrzyczki, która niebawem przyjdzie na świat.- pogłaskałam się po brzuchu. Przy szyi poczułam gorący oddech męża, który objął mnie ramieniem, zajmując miejsce obok.
-Mamusia ma rację. Ja także, nie opuszczę was nigdy. Przyrzekam.- jego usta wylądowały na moich, a jedyne co usłyszałam, to głośne oklaski synka...

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział XLV

Hejo! :) Jak na razie taki krótki, ale nie długo pojawią się dłuższe. Mam nadzieję, że skomentujecie. :) Pozdrawiam i zapraszam na inne moje blogi : http://liampayne-mojahistoria.blogspot.com/ i http://onedirection-loveadventure.blogspot.com/.
~Doma
______________________________________________________________

*Z perspektywy Oliwi*

Podczas, gdy reszta śmiała się z Louisa, on siedział, wpatrując się we mnie nieodgadnionym wzrokiem.
Wzruszyłam ramionami i ciężko opadłam na kanapę.
Dokładnie zlustrowałam każdego z nich, włącznie z Caroline, która siedziała koło Harrego.
Skrzywiłam się w widocznym niesmaku. Po kilku minutach wreszcie się opanowali na tyle, by można było z nimi normalnie porozmawiać.
-Myślę, że Louis nie odgryzł by ręki tak ładnej dziewczynie, prawda Marcheweczko?- Styles uśmiechnął się ironicznie, wskazując na swojego przyjaciela, który poruszał zalotnie brwiami.
-Oczywiście, że nie.- zaśmiał się pod nosem, a ja z każdą chwilą traciłam cierpliwość.
-Liam, co ty taki smutny?- Carmen szturchnęła szatyna, który natychmiast potrząsnął głową.
-Ja? Nieee... Zamyśliłem się.- uśmiechnął się sztucznie i przeniósł na mnie smutne spojrzenie. Zmarszczyłam czoło i wbiłam wzrok w Mulata, który zawzięcie sms-ował z kimś przez telefon.
Westchnęłam i wstała, kierując się w stronę wyjścia.
-Ej, ej! Zaraz. Dokąd to się wybiera?- uniósł jedną brew, a ja przełknęłam głośno ślinę.
-Doo.. Swojego pokoju...- jąkałam się, a on schował komórkę do kieszeni.
-Wydajesz się być ciekawą osobą. Chciałbym cię poznać lepiej.- zamarłam. W jego oczach dostrzegłam ten sam błysk co przed kilkoma latami- wtedy, gdy mój koszmar się zaczynał. 
-Mylisz się.- zacisnęłam zęby i odwróciłam się. 
-Oli, mam do ciebie wielką prośbę.- wywróciłam oczami, słysząc głos brunetki.
-Tak???- spytałam, posyłając jej sztuczny uśmiech.
-Pojechałabyś do sklepu po rzeczy na grilla?- ręce mi opadły, podobnie jak szczena. Czytała mi w myślach. Mogłam uciec od tych wrednych...
-Więc...?- odchrząknęła.
-Jasne!- rzuciłam już o wiele radośniejsza niż przedtem.
-Hmm... Przydałaby mi się paczka papierosów. Pojadę z tobą.- Mulat podszedł do mnie, chwytając za rękę.
-Coo?- rozszerzyłam oczy, a reszta umilkła.
-Chodź, nie marudź.- prawie siłą wyciągnął mnie na zewnątrz, pomimo tego, że co chwila się wyrywałam.
-Spier...- przyłożył mi palce do ust.
-E, e , eee... Nie przeklinamy skarbie.- uniósł jedną brew i otworzył mi drzwi. Bez słowa weszłam do samochodu, wkładając kluczyk do stacyjki. Miałam cholerną ochotę odjechać stąd z piskiem opon, zostawiając czarnowłosego samego.
Niestety. Wpakował się swoim tyłkiem i to jeszcze na miejsce pasażera.
Odpaliłam silnik i odjechałam z podjazdu. Zawsze, gdy miałam doła, prowadziłam samochód, z prędkością co najmniej 80 km/h. Widziałam strach w oczach Malika, gdy wyprzedzałam wszystkie pojazdy, z nogą na gazie. Poczułam jak kładzie mi dłoń na kolanie. Poczułam wstręt i obrzydzenie jak przed kilkoma latami.
Strąciłam ją, odkładając rękę na kierownicę.
-Łapy precz.- warknęłam, a on zaśmiał się głośno.
-Oj Oli, Oli, Oli... Widzę, że nic się nie zmieniłaś..- parsknęłam śmiechem, wpatrując się w niego z morderczym spojrzeniem.
-Widocznie mało mnie znasz Zayn. I niech tak pozostanie.- odwróciłam wzrok i resztę drogi spędziliśmy w błogiej ciszy.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Eloo ^.^

Po długiej przerwie witam Was ja!! - Carmen!!
Chciałam Was przeprosić, za braki, ale obie z Miką mamy mało czasu ;/
Spróbuję dodać rozdział jutro, ale nie obiecuję ;]
+ zapraszam na mój nowy blog    goodnightblue.blogspot.com
Buziaki - Car xoxo

środa, 17 kwietnia 2013

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział XLIV

Heejo.:) Kolejny. Następny pojawi się, gdy pod rozdziałem znajdą się dwa komentarze, Pozdrawiam.:D
____________________________________________________________________
*Z perspektywy Oliwi*


Tkwiłam chwilę w jego mocnym uścisku, ale szybko się opamiętałam, odpychając chłopaka i zachowując odpowiednią odległość. Payne najwyraźniej się zakłopotał. Spojrzałam na niego niepewnie.
-Coś jeszcze?- rzuciłam chłodno, a on zmierzył mnie spojrzeniem, uśmiechając się przebiegle.
-Nic.- warkną i opuścił moją sypialnię. Rzuciłam się na łóżko, chowając głowę  w poduszce.
-Nienawidzę ich!- wrzasnęłam, lecz tak by nie usłyszeli. Nie miałam ochoty leżeć, a na pewno nie tu. Wstałam, poprawiając koszulkę. Uchyliłam drzwi balkonowe i weszłam na nie, przymykając za sobą. Rozłożyłam się wygodnie na leżaku, wygrzebując z pod koca paczkę papierosów. Kiedyś w dzieciństwie obiecałam sobie, że nigdy nie będę palić, pić czy ćpać. Jednak życie mnie przerosło. Może i nie ono, jak przeszłość. Zaciągnęłam się dymem, rozchodzącym się przyjemnie po moich płucach. Wypuściłam resztki, ponownie wkładając szluga w usta. Świat, pomimo tego, że mienił się tysiącami różnych barw, ja widziałam tylko jedną- szarą. Towarzyszy mi ona od ukończenia czternastego roku życia, aż do dziś. Wtedy straciłam wiele rzeczy, które wywoływały szczery uśmiech na moich ustach. Nikt nie potrafił przywołać go ponownie. Udało się to tylko Caroline, która jest obecnie, jedną z najbliższych memu zimnemu sercu osób. Nikogo nie dopuszczałam do siebie. Nie potrafiłam nawiązywać nowych znajomości. Zachowywałam się inaczej, co powodowało różne opinie publicznie. Całkowicie nie interesował mnie mój wygląd. Chodziłam w niedopasowanych do siebie szerokich bluzach, w ogóle się nie malowałam, włosy układałam na szybkiego i zaniedbałam figurę przez napychaniem się słodkościami, mającymi zastąpić mi ważną część życia i zalepić dziurę w sercu. Dopiero rok temu doprowadziłam się trochę do ładu. Głównie przez namowy Carmen. To ona nie potrafiła patrzeć jak się marnuję. Popadłam w depresje, która trwa do dziś. Często słyszę tylko "ogarnij się", "zmobilizuj się" itp. To nie jest takie łatwe. Nikt tak naprawdę prócz właśnie Car o tym nie wie. No i teraz Liama, któremu się wygadałam. Sama nie wiem czemu. Wydał mi się taki... Szczery? Prawdziwy? Ufny? Wiem, że popełniłam błąd, za który pewnie w przyszłości zapłacę. Dokończyłam palić i zgniotłam papierosa. Poczułam czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu. To była ona. Caroline. Posłałam jej wymuszony uśmiech. Zaciągnęła się powietrzem i skrzywiła.
-Znowu paliłaś..- bardziej stwierdziła niż spytała. Wzruszyłam ramionami, a on podniosła mój podbródek, przyglądając się badawczo.
-Chodź ze mną na dół. Błagam. Nie chcę wyjść dziwacznie...- przy nich? powodzenia.
-Nie mam ochoty.- bąknęłam, przymykając powieki. Poczułam szarpnięcie i zdenerwowana się podniosłam.
-Czy to w jakiś szczególny sposób odmieni twoje życie?- dziewczyna skinęła głową.-A więc chodźmy, ale wisisz mi za to przysługę.- wywróciła oczami i pociągnęła mnie w stronę schodów. Zeszliśmy na dół kierując się do salonu. Czułam spojrzenie całej piątki na swoim ciele, co nie było zbyt ciekawym doznaniem. Zapewne przeciętna nastolatka zabiła by się za to uczucie, ale niestety nie ja.
-Oo. Oliwia, wróciłaś.- uśmiechnął się zadziornie Tomlinson.
-Tsa...- syknęłam i usiadłam w fotelu, przyglądając się jak napięta atmosfera  zaczyna rosnąć.
Dostrzegłam Payna spoglądającego na mnie z współczuciem?? No  nie wierzę. On? Długo mnie nie było? Fakt, trzy lata.
-Więc tak jak mówiłem. Nagrywamy teraz piosenki do nowego albumu "Take Me Home".-zaczął Harry, patrząc na mnie z wyższością.
-A ty Oli? Czym ciekawym się zajmujesz?- uśmiechnął się Niall. Wydawał mi się dziwnie przyjazny.
-Studiuje na Królewskiej Akademii tak jak Car. W wolnym czasie śpiewam w clubach nocnych. Jak na razie to mi wystarcza.- rzuciłam, a ich wzrok był... Zmieszany, zdziwiony? Sama nie wiem.
-Mogę skorzystać z toalety?- rzucił Malik i wstał z miejsca.
-Jasne.- Caroline wyszczerzyła się jak idiotka, ale tylko w moich oczach. Dziewczyna zaczęła coś opowiadać, a reszta patrzyła na nią z zaciekawieniem.
-Mam nadzieję, że kiedyś zatańczysz i zaśpiewasz dla mnie.- poczułam ciepły oddech w okolicach ucha. Podniosłam głowę, napotykając czekoladowe tęczówki Mulata napełnione pogardą. Przeszło mnie dziwne uczucie, w które nie chciałam wnikać. Zirytowana jego durnymi zaczepkami, postanowiłam się odegrać.
-Ej! Trzymajcie krócej swojego kumpla, bo jego gesty posuwają się trochę za daleko jak na jednodniową znajomość.- warknęłam, a Zayn zatrzymał się w połowie drogi. Widziałam ten strach w jego oczach.
-Nie chcę przeżyć tego co kiedyś.- udałam, że jest mi smutno, ale faktycznie tak było, zawsze jak o tym myślałam.
-O czym ty mówisz?- spojrzeli zdziwieni, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ooo to..- poczułam na sobie morderczy wzrok Malika. Zrezygnowałam.-Too..Tomlinsonie. Boję się, że jak zabiorę mu marchewkę, to odgryzie mi dłoń.- wymyśliłam coś na szybkiego, lecz nie było to zbyt mądre.
Louis przyglądał mi się z uniesioną brwią, a reszta nabijała się z niego.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział XLIII

Kolejny. Mam nadzieję, że się spodoba. Następny za chociaż jeden komentarz. Pozdrawiam.
Doma~
____________________________________________________________


*Z perspektywy Oliwi*

Ten chłopak nie ma za grosza szacunku do drugiej osoby. Zachowuje się jak zwykły ham i prostak. Cała zdenerwowana, płonąc od żaru gniewu i chęci zemsty, kierowałam się w stronę jakiegoś parku by ochłonąć i wszystko na spokojnie przemyśleć. Jednak  zrezygnowałam z tego. Park nie jest jedynym miejscem do refleksji. Zawróciłam, idąc prosto do domu. Znając Caroline nie wróci szybko. Będę miała czas na znalezienie sobie jakiegoś ciekawego zajęcia i wymyślenie jakiejś sensownej wymówki, dlaczego to tak szybko wybyłam z naszego spotkania. No chyba, że szanowny pan Malik będzie na tyle łaskawy i raczy sam opowiedzieć ten powód. Miejmy nadzieję, która jest matką głupich czyt. mnie. Dotarłam do naszego mieszkania i weszłam do niego, a na moją twarz wkradł się  uśmiech. Wreszcie sama. Uśmiechnęłam się chytrze. Na sam początek pobiegłam do kuchni, wyciągając z szafki chipsy, puszkę coli i lody z zamrażalnika. Położyłam to wszystko w salonie i chwyciłam w dłoń pilot od wieży stereo. Włożyłam do niej płytę karaoke. Na początek postanowiłam, że jednak obejrzę jakiś film, a najlepiej z scenkami paranormalnymi. Znalazłam takich na moje szczęście aż trzy. Wybrałam jeden z nich i zasłoniłam żaluzję w całym domu. Z zaciekawieniem, strachem i odgłosem burczącego brzucha siedziałam zapatrzona w film. Trwał dobre dwie godziny. Gdy dobiegł końca, postanowiłam robić coś, co robię zawsze... Gdy Caroline nie ma w domu. Wcisnęłam "play", a z głośników poleciała muzyka. Na początek "Drive by" Train. Śpiewałam głośno, tańcząc i świetnie się bawiąc. Zawsze chciałam spróbować swoich możliwości, ale problemem był niski (niekobiecy) głos i trema. Nie byle jaka. Zawsze, gdy przy kimś śpiewałam, szło mi wiele gorzej niż gdy robiłam to sama. Różnica była wielka, ale tylko ja o niej wiedziałam. Teraz z głośników poleciała Nico "Party Shaker". Byłam w siódmym niebie, dając się ponieść emocją. Gdy skończyłam, rozległy się głośne brawa i gwizdy. Serce mi stanęło, podchodząc do gardła. Odwróciłam się gwałtownie napotykając wzrok przygłupów z One Direction oraz Carmen, która była wyraźnie zdziwiona tym widokiem. Nie ma co się jej dziwić. Nie na co dzień możesz wejść do własnego domu z obcymi ci ludźmi i podziwiać jak twoja przyjaciółka wywija tyłkiem na środku salonu, okropnie przy tym fałszując.
-Wow, to było coś! Szkoda, że musiałaś odejść z ...- przerwałam mu gwałtownie.
-Lokalu. Tak sorry. Ważny telefon.- rzuciłam lodowate spojrzenie Malikowi, który stał jak w jakimś transie i świdrował mnie wzrokiem. Bąknęłam coś pod nosem i cała czerwona chciałam opuścić salon, ale zatrzymał mnie ten przychalst w  lokach.
-Czego?- warknęłam, tak by reszta nie zauważyła.
-Ale tyłkiem to ty umiesz wywijać, nie ma co.- puścił mi oczko, a ja zacisnęłam zęby, powstrzymując się od niemiłego komentarza. Spojrzałam jeszcze na Liama, który uśmiechnął się blado. Opuściłam pomieszczenie, słysząc głos Carmen, proponujący im herbatę. Gdyby wiedziała z kim się zadaje.
Udałam się na górę do pokoju. Rzuciłam się zła na łóżko próbując pohamować napad agresji. A mogło być tak pięknie. A teraz co? Siedzą w moim domu z moją przyjaciółką. To nie dorzeczne. Dlaczego los musi mi podkładać pod nogi tyle przeszkód? Czym sobie zawiniłam? Wtedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Proszę.- rzuciłam obojętnie, spoglądając w okno. Prze de mną pojawił się Payne.
-Cóż za zaszczyt. Czym sobie zasłużyłam?- spytałam z sarkazmem, a on pokiwał głową z dezaprobatą.
-Zrozum Oliwia. Nie chcę się już z tobą kłócić. Proszę. Wybacz mi. Nie robiłem ci nic takiego. Czasem muszę przyznać byłem głupi, ale....- przerwałam mu wrednie.
-Daj spokój. Nikt się nie zmienia. Nie masz powodu by być dla mnie miły, nikt nie ma. Zawsze każdy ocenia mnie pochopnie. Moi prawdziwi przyjaciele zostali w Polsce. Opuściłam ich. Nikt już nigdy nie sprawi, że uśmiechnę się szczerze. Moje życie stało się... Inne? Tak.. Monotonne, zwykłe. Nic mnie nie cieszy. Kiedyś nauka sprawiała mi przyjemność. Różne ładne stroje, chłopacy itd.. A teraz? Już nic. Najprawdopodobniej cierpię na depresję. Tak. Żadne "ogarnij się" mi nie pomoże. Nie kontroluję tego...- zawiesiłam się, a do oczu napłynęły mi łzy. Szatyn podszedł do mnie i niepewnie, lecz mocno przytulił.

sobota, 30 marca 2013

Rozdział XLII


*Z perspektywy Oliwi*

Minęły już dwa tygodnie od felernego dnia, w którym spotkaliśmy Horana i Tomlinsona. Od tamtego czasu, na moje szczęście, w ogóle się z nimi nie kontaktowałyśmy. Caroline ciągle próbuje zrozumieć swój sen, a ja? Siedzę w swoim pokoju, od czasu do czasu wychodząc na balkon. Znów powróciły moje humorki z dzieciństwa. W jednej minucie jestem najszczęśliwszym człowiekiem na tej ziemi, a w kilka sekund później świat zaczyna się walić. Moje myślenie czasem naprawdę mnie załamywało, ale musiałam z tym żyć, niestety... Tego dnia po raz kolejny wstałam dość wcześnie. Pogoda rozpieszczała Londyn już od około miesiąca, a w  moim sercu gościła nadzieja, że tak pozostanie do końca rozpoczynających się wakacji.
Spojrzałam na termometr, który wskazywał ponad 20 stopni na plusie. Uchyliłam cicho drzwi balkonowe i wyszłam na zewnątrz powoli siadając na leżaku. Wiał delikatny wietrzyk, rozwiewający moje niesfornie ułożone kosmyki włosów, ograniczając mi tym widoczność. Położyłam głowę na jednej z poduszek. Było mi tak dobrze. Nie miałam zamiaru ruszać się z tego miejsca nawet na krok. Nic nie było wstanie wyprowadzić mnie z równowagi. Na małym, białym stoliku stało srebne radio. Wcisnęłam guziczek i ustawiłam częstotliwość fali. Z głośników wypłynęły pierwsze dźwięki melodii. Nie słyszałam jej jeszcze nigdy, dlatego bardzo mnie zaciekawiła. Głosy wokalistów były mi dziwnie znajome, ale w tym momencie liczył się tylko tekst. Gdy piosenka dobiegła końca ja nadal leżałam w bezruchu, a w uszach obijały mi się słowa refrenu "They don't know about us"... Oni nie wiedzą o nas... Nagle zrobiłam się senna. Powieki same mi się zamykały. Jedną nogą byłam już w krainie marzeń, z której wytrącił mnie nie tyle czyiś głos, jak krzyk.
-Oli? Oli! Gdzie jesteś?!- usłyszałam wołanie Caroline dobiegające z korytarza. 
-Tutaj!- wrzasnęłam tak, że ptaki przesiadujące w ogrodzie spłoszyły się i odleciały.
Słychać było jak biegnie i po chwili staje przede mną.
-Co się stało?- spytałam, zakrywając usta dłonią i ziewając.
-Jakąś minutę temu napisał do mnie Niall! Zapraszają nas dziś do Nandos! Podobno ma z nimi przyjść trójka innych chłopców.- na ostatnie słowa zadławiłam się wciągając powietrze. Zaczęłam kaszleć, a dłoń mojej przyjaciółki boleśnie wylądowała na moich plecach, powtarzając tą samą czynność wielokrotnie.
-Ała! Już dość! Starczy...- złapałam się za obolałe miejsce. Dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą.
-Widzimy się na dole za pół godziny. Dochodzi 11:00, a w Nandos mamy być o 12:00, także ruchy baby!- złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wejścia do pokoju, zamykając drzwi balkonowe. 
-Ubierz się jakąś ładnie, a nie ciągle szerokie bluzki, okey?- kiwnęłam głową i wręcz siłą wyrzuciłam ją z pokoju. Oparłam się o drzwi i zsunęłam po nich na ziemię. Zakryłam twarz dłońmi. Dlaczego?! Przecież wiedzą, że się nienawidzimy. Mogą się zaprzyjaźniać z samą Carmen, mi do szczęścia są nie potrzebni. Pewnie nie mają kozła ofiarnego i znów zaczną się na mnie wyżywać. A co jak nie będę miała takiego farta jak kiedyś? I On znów mnie zgwałci? Tego bałam się najbardziej. Wstałam z podłogi i podeszłam do szafy wyciągając z niej białe shorty, niebieską bluzkę na ramiączka i różowe sandały na małym koturnie.
Z swoim dzisiejszym zestawem udałam się do łazienki. Stanęłam przed lustrem i prawie wybuchnęłam śmiechem. Wyglądałam komicznie. Włosy rozwalone na wszystkie strony świata, podkrążone oczy i wystający stanik z napisem "I sexy and i know it". Przewróciłam oczami i zabrałam się za poranną toaletę. Umyłam zęby, rozczesałam włosy,  wyjątkowo zostawiając rozpuszczone, zrobiłam bardzo delikatny make-up i spryskałam się ulubionymi perfumami. Ubrałam świeże ciuchy i opuściłam łazienkę. Z pokoju zabrałam małą torebkę wkładając do niej portfel i komórkę z słuchawkami. Zeszłam po schodach na dół, kierując się za zapachem unoszącym się z kuchni. Moim oczom ukazała się niska szatynka trzymająca patelnię w ręku. Moja Caroline. Wiem, że to zabrzmiało dziwnie, ale jak na razie ona była dla mnie jedyną bliską osobą i wsparciem, za co ją kochałam jak siostrę, której nigdy nie miałam.
-O widzę, że już gotowa? Siadaj.- poleciła i postawiła na stole talerz z stosem naleśników. Zjadłam jednego i odstawiłam talerz do zlewu.
-Co tak mało?- rzuciła z uniesioną brwią.
-Nie jestem głodna. To przez ten upał.- skłamałam i chwyciłam puszkę z colą. Wypiłam połowę i ponownie opadłam na swoje poprzednie miejsce. 
-Która godzina??- spytałam zdenerwowana całym tym spotkaniem. Nie należę do ludzi, którzy chętnie spotykając się z wrogami.
-12:05. Możemy już wychodzić.- ścisnęło mnie w dołku, ale starałam się być twarda.
Opuściliśmy dom, zamykając go na klucz i ruszyliśmy uliczką na piechotę. Całą drogę spędziłyśmy w ciszy Caroline, bo spotykała zespół z swojego snu, a ja gdyż dziś miałam stanąć oko w oko z przeszłością.
A co jeśli oni nam coś zrobią? Albo znów zaczną się ze mnie śmiać? Ja ich nienawidzę! Dlaczego ona musi mnie tam ciągnąć?
-Yyy...Oli? Dlaczego patrzysz na mnie jakbyś chciała mnie co najmniej zabić?- spytała, a ja wtedy zorientowałam się, że podczas moich przemyśleń spoglądałam na nią, a ona widziała prawie każdą gestykulację.
-Nie, tylko chciałam cię nastraszyć...Nie wyszło..- zaśmiałam się nerwowo pod nosem. Na moje nieszczęście wreszcie zdaniem Car dotarłyśmy na miejsce.
Weszłyśmy do środka, gdzie roiło się od głodnych ludzi (czyt. klientów). Dziewczyna zaczęła rozglądać się po sali w poszukiwaniu tych przygłupów. Wtedy dostrzegłam jak jacyś chłopacy machają rękoma w naszą stronę. Szturchnęłam Caroline w ramię, a na jej twarzy natychmiast zagościł uśmiech. Chwyciła mnie pod ramię i skierowała się w stronę stolika najbardziej ustawionego w kącie. Gdy zobaczyłam ich, gdy zobaczyłam jego... Wszystko wróciło. Zmienił się. Cholernie się zmienił. Lekki zarost, kruczoczarne włosy z białym pasemkiem po środku. Przełknęłam głośno ślinę. Najwyraźniej tamta dwójka nie powiedziała mu, że to mnie spotkali, a reszta mnie nie poznała. Jedyny pozytyw tej sytuacji.
-Hej dziewczyny!- Louis wstał i przytulił mocno Carmen. To samo uczynił Niall. Już wtedy wyczułam, że coś jest nie tak. Pozostała trójka dziwnie się na mnie spojrzała. Prawie nic się nie zmienili. Liam skrócił trochę włosy, a Harry spoważniał. 
-Chłopacy to jest właśnie Caroline.- wskazał na Car, która lekko się zarumieniła. Wiedziałam...
-A to Oliwia McOwlln.- wszyscy, bez wyjątków dziwnie spojrzeli się na Louisa. Caroline z zdziwieniem, Niall z niepewnością, Harry z uniesioną brwią, Liam z nie do wierzeniem, Zayn z strachem i szokiem w oczach, a ja z rozszerzoną buzią.
-Miło nam.- jako pierwszy ocknął się Payne.
Car ściągnęła swoje okulary, więc poszłam niepewnie w jej ślady. Wtedy cała trójka spojrzała na Louisa kiwającego z uśmiechem głową.
-Oliwia? To naprawdę ty?- Harry wstał z miejsca, a Carmen dziwnie się na nas spojrzała. 
-To może my pójdziemy coś zamówić? Chodź.- Horan chwycił szatynkę za rękę i pociągnął w stronę kas.
-Mówiłem wam? Wróciła.- rzucił Louis obejmując mnie ramieniem, które szybko z siebie zrzuciłam.
-Oli? Nie wierzę!- Payne rozszerzył oczy. Jako jedyny zawsze mi pomagał i karcił chłopaków.
-Nie święty Mikołaj w czerwcu, ale zmartwię was, byliście niegrzeczni, więc nic nie dostaniecie.- wywróciłam oczami. Malik siedział jak wryty i przyglądał mi się z nie do wierzeniem.
-Macie coś jeszcze do powiedzenia?- warknęłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Zmieniłaś się McOwlln.- szepnął mi do ucha Louis. Poczułam nieprzyjemne dreszcze na swojej skórze. Będę musiała odciągnąć od niego Caroline, bo na nią też ma oko i to zbyt "duże".
-Wyładniałaś.- Styles jak zwykle strzelił swój uśmiech numer "4", który nigdy na mnie nie działał i nie zbierało się na zmianę.
-Dobrze, że w tą lepszą stronę, nie to co nie którzy.- przeleciałam ich wzrokiem, głównie zatrzymując się na Louisie. Wiem, że to Malik mnie zgwałcił, ale po mimo tego i tak bardziej nienawidziłam Tomlinsona. 
-Uuu.. Zadziorna.- zaśmiał się irytująco. Miałam ochotę utrzeć mu nosa.
-Pewnie nadal tchórzliwa jak kiedyś.- zaśmiał się Hazza. 
-Nie wiesz dlaczego musiałam opuścić X Factor, więc się nie wypowiadaj popaprańcu.- warknęłam, a on poklepał mnie po ramieniu.
-To może zdradzisz nam ten "ważny problem"?- nad ostatnimi słowami, zrobił cudzysłów w powietrzu.
-Hmm... Pomyślmy... Śmierć matki?- spojrzeli na mnie zszokowani, a wredny uśmieszek Stylesa momentalnie znikł z jego twarzy, chowając przy tym dwa dołeczki.
-Przykro mi..- skomentował Liam. Dobrze, że chociaż on był jeszcze jako tako normalny.
-Spoko.- kątem oka dostrzegłam wracającego Nialla z Caroline. 
-Przepraszam was, muszę na stronę.- rzekłam i szybkim krokiem udałam się w stronę toalet. Cały czas czułam na sobie czyiś wzrok. Przedzierałam się przez tłumy ludzi, by dostać się do wc, ale w ostatniej chwili, ktoś objął mnie w talii i zatkał usta dłonią. Poczułam jak unoszę się na ziemią i zostaję brutalnie wepchana w jakiś kantorek. Sprawca zamknął drzwi, nie zapalając światła, przez co nie mogłam dostrzec jego twarzy. Po chwili puścił mnie i przygwoździł do  ściany.
-Znów się spotykamy McOwlln.- czyiś niski głos szepnął mi wprost do ucha, otulając je ciepłem.
-Kim jesteś? I skąd znasz moje nazwisko?!- warknęłam, próbując się wyszarpać.
-Kim? Skąd? Hahaha... Oj Oli... Ty mnie doskonale znasz.- tym razem szepnął mi wprost w wargi. Odwróciłam głowę na bok.
-Dziś spotkałam tu pięć osób, które znam, więc wiesz. Może mnie oświecisz?- jego głos nie należał do żadnego z chłopaków, gdyż przed chwilą z nimi rozmawiałam i raczej bym ich rozpoznała...
Rozmawiałam... Ale nie z każdym z nich.
-Jestem jednym z nich.- uniosłam ręce, przejeżdżając po jego włosach. Już wiedziałam z kim tu byłam. 
-Malik.. Puść mnie po dobroci.- bąknęłam, a on się cicho zaśmiał.
-No chyba żartujesz... Czekałem na ciebie od czterech lat. Codziennie w nocy przypominał mi się nasz mały incydent... Brakuje mi tego McOwlln, cholernie..- szepnął po raz kolejny w moje ucho, podgryzając jego płatek.
-Nic się nie zmieniłeś. Nadal wredny, nieczuły i odpychający. Mam nadzieję, że kobieta, która pojawi się na twojej drodze nie zostanie potraktowana tak jak ja.- syknęłam i odepchnęłam go.
-Nie zostanie... Jak ty? A kto powiedział, że jakaś będzie? Nie skończyłem z tobą... Teraz gdy Tomlinsonowi wpadła w oko ta laska, nie będzie się wokół ciebie kręcił, a ja...- musiałam mu się jakąś wyrwać, gdyż nie mogłam słuchać tej chorej konwersacji. Odruchowo, mocno ugryzłam go w dolną wargę. Chłopak puścił mnie, łapiąc się za obolałe miejsce, a ja zwinnym ruchem od kluczyłam kantorek i wybiegłam z niego, opuszczając lokal.
___________________________________________________________________
Kolejny, za długą nie obecność. Mam nadzieję, że się spodoba. Doma. <333

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział XLI

Hejo. Tu Doma.:D Trochę się zamieszało, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Prosimy o komentarze.<3
______________________________________________________________

*Z perspektywy Oliwi*

Stałam przy tostownicy, pilnując by nie przypalić świeżo do niej wstawionych kromek chleba. Dziś wstałam wyjątkowo wcześnie jak na czerwcowy dzień. Promienie słońca wpadały bezpośrednio przez średniej wielkości okno z zielonymi firankami. Oparłam się o blat i uchyliłam je lekko, by już po chwili móc zaciągnąć się świeżym powietrzem. Uśmiechnęłam się pod nosem i jednym zwinnym ruchem wyciągnęłam nasze śniadanie. Sięgnęłam do szafki po talerz i w tym momencie usłyszałam głośne krzyki dobiegające z sypialni Caroline. Szybko odstawiłam naczynia i pędem ruszyłam w stronę schodów. Wpadłam do jej pokoju. Leżała na łóżku cała spocona i zapłakana. Podeszłam bliżej niej i szturchnęłam dość mocno w brzuch. Dziewczyna momentalnie otworzyła oczy pełne smutku i przerażenia.
-Płakałaś i krzyczałaś przez sen.- wyjaśniłam, widząc jej pytający wyraz twarzy.
-To był sen?- spytała zdziwiona podrywając się z miejsca. Zmrużyłam oczy.
-Tak, to musiał być sen.- pogłaskałam ją po ciemnych włosach.
-A Lou i chłopcy?!- tym pytaniem całkowicie wytrąciła mnie z równowagi. Nie zupełnie wiedziałam o kogo jej chodzi. 
-Kto? Carmen, przyśniło ci się.- zmarszczyłam brwi, drapiąc się po brodzie.- Opowiesz mi ten sen?- dziewczyna pokiwała twierdząco głową i zaczęła. Zajęło jej to dość długo. Mianowicie akcja toczyła się w ferie świąteczne. Poznaliśmy nie jakiego Liama, Harrego, Louisa, Niall i Zayna. Słysząc jedno z tych imion skrzywiłam się i domyśliłam o kogo jej chodzi. Byłam w związku z Stylesem, podobałam się Paynowi, a potem chodziłam z Malikiem. Ona natomiast wpadła w sidła Tomlinsona.
Dowiedziałam się jeszcze o tym, że była chora na raka, Hazza mnie zdradził i wyjechałam do Polski. Obudziła ją rozpacz po mojej "śmierci" i uderzenie samochodu ciężarowego. Próbowałam udawać, że kompletnie nie wiem o kogo jej chodzi, a nawet wybiłam z głowy głupi pomysł sprawdzania informacji na temat tego zespołu. Byłam trochę poddenerwowana. Zeszłam na dół do kuchni by dokończyć śniadanie. 
Pewnie zastanawiacie się skąd ich znam. Osobiście? Tylko jednego i to aż za bardzo. Po mimo tego, że byłam Polką, mieszkałam kilka lat w Anglii. Uczęszczałam do jednej z tutejszych szkół, w której uczył się też on. To przez niego miałam zniszczone życie. Poniżał mnie, wyśmiewał i przystawiał się w każdej możliwej sytuacji. Wiem, że to okropne, ale nawet... Mnie.. Zgwałcił. W mediach twierdził, że w wieku młodzieńczym przeżył swój pierwszy raz. Tak.. Może on i przeżył, ale ja... Z oczu popłynęło mi kilka łez. Jednak szybko je starłam słysząc krzyki Car.
-Oli! Oni mieszkają niedaleko nas! Czy ty to rozumiesz?!- zacisnęłam zęby. Nie chciałam nigdy ich spotkać, a zwłaszcza jego. Dlaczego jakiś głupi sen miałby teraz wszystko zepsuć?
Dziewczyna szybko zbiegła po schodach, zdradzając mi resztę szczegółów. Przewróciłam oczami i podałam jej talerz z tostami. Zjadłyśmy śniadanie w zupełnej ciszy.
-Idziemy się przejść?- zaproponowała przerywając moje refleksje. Potrząsnęłam lekko głową i uśmiechnęłam się do niej.
-No jasne!- wrzuciłam brudne naczynia do zmywarki i ruszyłam do przed pokoju. Wyciągnęłam z szafki swoje niebieskie adidasy i ubrałam je na nogi. Car poszła w moje ślady i już po kilku minutach byłyśmy gotowe. Zakluczyłam drzwi od domu i schowałam je do beżowej torebki. Założyłam swoje ciemne Ray Bany i wyszczerzyłam się do przyjaciółki.
-Piękny mamy ten czerwiec. Koniec szkoły, wakacje...- westchnęłam rozkoszując się promieniami słońca.
-Idziemy na lody?!- pisnęła wprawiając mnie w napad głupawki. Kątem oka zauważyłam, że dwójka chłopaków przyglądała nam się z rozbawieniem. Wydawali się bardzo znajomi jak widać nie tylko dla mnie, gdyż tak samo przykuli uwagę Caroline. Ni stąd ni zowąd zaczęłyśmy śpiewać piosenki, wygłupiając się przy tym i świetnie bawiąc. Blondyn i chłopak z artystycznym nieładem na głowie przyłączyli się do nas. Po ich głosach serce mi zamarło. Już wiedziałam kogo spotkałyśmy, ale to było nie możliwe, czemu wszystko miało się komplikować? Przybrałam sztuczny uśmiech i dosiadłam się do nich na murku. 
-Ładnie śpiewacie. Jestem Niall.- wyciągnął do nas rękę. Nie musiał mi się przedstawiać. Wiedziałam, że mnie poznał. W końcu nie raz spotkaliśmy się na jakiejś imprezie i sam naśmiewał się ze mnie razem z nimi i Nim.
-A ja Louis.- przyjrzał mi się figlarnie, ale jego uwagę bardziej przykuła Carmen.
-Jestem Oliwia, a to moja przyjaciółka Caroline.- przedstawiłam ją i siebie niepotrzebnie.
Jeszcze cztery lata temu, całą piątką, za czasu ich kariery naśmiewali się ze mnie. Tak.. Też startowałam w X Factorze, ale śmierć matki ściągnęła mnie do Polski...
-Może przejdziemy się na kawę? Znam fajną restaurację.- rzucił farbowany.
-Ja tam wolę Starbucks. Mam ochotę na frappucino.- zachichotała.
Tak też zrobiliśmy. Wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę budynku.
-No więc opowiedzcie nam coś o sobie.- zwrócili się bardziej do Car niż do mnie.
-Jesteśmy Polkami, studiujemy, kochamy muzykę i dobrą zabawę.- na to pierwsze spojrzeli na mnie dziwnie, a ja uśmiechnęłam się głupio.
-To teraz wy.- bąknęłam, żeby nie wyszło, że nie jestem nimi zainteresowana.
-Hmm.. Również tu mieszkamy, mamy własny Boys Band, kochamy imprezować...- zaczęli wymieniać, lecz moja uwaga nie była podzielna. Skupiłam się bardziej na wspomnieniach, które mocno bolały.
Nawet się nie zorientowałam kiedy siedzieliśmy w środku. Gdy chłopacy zsunęli z nosów okulary przeciw słoneczne, Caroline wydała z siebie cichy pisk. Raczej nie sądzę, żeby to było wywołane ich reakcją, bo zaraz koło lady dostrzegłam jej byłego- Frank'a.
Dziewczyna wstała od stołu i pędem ruszyła w stronę  łazienek. Tego się obawiałam. Zostałam z nimi sama.
-Co jej się stało?- spytał Niall. Zebrałam wszystkie siły by móc udzielić im odpowiedzi.
-Spójrzcie tam.- wskazałam palcem, tak wiem, że to nie ładnie, na wysokiego bruneta.- To jej były.- wydali z siebie ciche "aha" i powrócili do picia zamówionych wcześniej napojów.
-Oli! Witaaj! Jest może z tobą Caroline?- wzruszyłam ramionami.
-Sorry Frank, wyjechała...Na... Biegun południowy ratować rekiny.- powstrzymywałam się od wybuchu śmiechem. Brunet dziwnie na mnie spojrzał i odszedł bez słowa. Chłopaki spojrzeli na mnie zszokowani, ale po chwile ocknął się jeden z nich.
-Pamiętasz nas?- szepnął po chwili Louis. Podniosłam oczy i uniosłam jedną brew.
-A powinnam?- przedrzeźniałam się z nimi.
-No raczej tak.- syknął pasiasty. Posłałam mu groźne spojrzenie, przechodzące w krzywy uśmiech na widok wracającej Carmen.
-Spławiłam go, ale pytał o ciebie.- dziewczyna przewróciła oczami.
-Oj tam! Dzięki!- upiła łyk swojej kawy.
Zaczęliśmy się dźgać, powodując napad śmiechu u tych przygłupów. Nie powiem, było całkiem miło, dzięki temu, że była przy mnie Caroline. Rozmawialiśmy dość długo na każdy temat. Po godzinie musieli wracać, więc wymieniając się z nimi numerami, które i tak miałam później zamiar skasować, przytuliliśmy ich na pożegnanie. Zrobiłam to bardzo niepewnie. Z Niallem było nawet miło, ale z Louisem już mniej. Znów uśmiechnął się kpiąco i odszedł w raz z blondasem. Odetchnęłam z ulgą zapominając o towarzystwie Car.
-Oli? Wszystko ok?- spytała, uważnie mi się przyglądając.
-Taak.. Jasne. Chodźmy już.- wysiliłam się na uśmiech i złapałam ją pod rękę.  Opuściliśmy Starbucksa. Droga powrotną stał się mały park biegnący przez środek miasta. W pewnym momencie Caroline zatrzymała się.
-Oli... To byli oni z mojego snu.- przybrałam udawany wyraz zdziwienia i objęłam ją ramieniem.
-Będzie dobrze. To jeszcze nic nie znaczy.- usiadłyśmy na pobliskiej ławeczce.
-Ale... Co teraz będzie? Uznają mnie za wariatkę!- skrzywiłam się.
-Sami nimi są...- szepnęłam pod nosem, co nie umknęło jej uwadze.
-Co?- spytała.
-Niee.. Nic, nic.. Nie wiem co o tym myśleć, ale jak na razie nie przejmujmy się tym. Mamy piękny zachód słońca.. Wykorzystajmy to!- uśmiechnęłam się do niej, a ona odwzajemniła mój gest.
Zgodnie włożyłyśmy słuchawki w uszy, włączając ulubione play listy. Miałam cichą nadzieję, że nie zaproponują żadnego spotkania i Car nie weźmie na nie, powodując powrót złych wspomnień.

Part XL



*Perspective by Car*
Usłyszałam piosenkę Kings of Lion - Sex on Fire wydobywającą się z kieszeni moich szarych rurek.
-Halo?? - rzuciłam zmęczonym głosem.
-Car, Oli miala wypadek. Jest w szpitalu św. Józefa. Przyjedz. - na jednym wydechu rzucił Niall.
-Okk.. Zaraz będe. Papa. - spojrzałam na falujaca Tamize.
- Dobrze. A gdzie właściwie jesteś?? - zapytał uważnie.
- Nad brzegiem Tamizy. Włącz wiadomości. - bezbarwnym tonem rzuciłam.
Po chwili usłyszałam głos spikera telewizyjnego mówiący "znana już dzięki swojej przyjaźni z 1D Caroline Adams, była dziewczyna jednego z członków zespołu Louisa Tomlinsona, stoi właśnie nad brzegiem Tamizy przy Oxford Street i trzydziestej piątej i najwyraźniej probuje popełnić samobójstwo"
-Car!! Ty idiotko!! Jadę po Cb!! - krzyknął Niall.
-Nie. Zobaczymy się w szpitalu. - szepnęłam i powoli zeskoczyłam z murku i z mostu. Stanęłam na asfalcie i popatrzyłam w oczy reporterom, którzy otoczyli mnie ciasnym kołem. Podniosłam dumnie głowę i pobiegłam w str. szpitala. Na szczęście by; blisko, bo nie dałabym rady długo biec. Od kiedy pokłóciłam się z Louisem i wyprowadził się ode mnie, nic nie jadłam. A to było trzy dni temu. Od tamtej chwili nie kontaktowałam z nikim. Po prostu Lou pomagał mi przeżyć. A teraz byłam sama i postanowi;am, ze zakończę to życie. Weszłam do budynku szpitalnego i zaczepiłam pielęgniarkę.
- Gdzie znajduje się Oliwia McOwlln?? - zapytałam ja.
- jest operowana w sali 390. A pani z rodziny??- rzuci;a podejrzliwie.
-Tak jakby
Pobiegłam na drugie piętro i wpadłam w maleńką poczekalnie. Stanęłam z rozwianymi włosami, uwalona błotem, z rozwalonymi spodniami, poobcieranymi kolanami i dłońmi, zdyszana i zapłakana. Piątka chłopaków popatrzyła na mnie dziwnie. Jedynie Niall poderwal sie z miejsca i mocno mnie objal.
- Nigdy więcej nie próbuj robić takich rzeczy. - zauważyłam, ze płakał.
- Nie zrobie juz nic wiecej.
W tym momencie z sali wyszedl lekarz.
- Ci sie pani stalo?? - zaczal ogladac moje dłonie i kolana.
-Wywrocilam sie jak tu bieglam. - odparlam.
Z sali wyszla mloda pielegniarka i powiedziala do lekarza.
- Doktorze, czas zgonu 00:34. Zapisane. - po tych słowach odeszli. Sekundę później wyszła pani chirurg i zwrócila się do Li.
- Przykro nam. Nie udało się jej uratowac. - ze smutkiem potrząsnęła głową. Słysząc te słowa zamarłam.
- Zostałam sama. - wyszeptałam i powoli, jak w transie wyszłam ze szpitala. Za mna szedl Lou i ciągle co mowil. Ale nie wiedziałam co. Zobaczyłam światła i poczułam mocne uderzenie w brzuch.
Otworzylam oczy i ujrzalam Oliwie ze zmartwiona mina.
- Plakalas i krzyczalas przez sen. - pogladzila mnie po czole.
- To byl sen??
- Tak. To musial byc sen. - zachichotala.
- A Lou i chlopcy?? - zapytalam z niedowierzniem.
- Kto?? Przysnilo Ci sie. - zmarszczyla brwi i dodala. - opowiedz mi ten sen.
Za jej namowa opowiedzialam sno-koszmar i, choc Oli stwierdzila zebym tego nie robila, ja sprawdzilam nazwe zespolu w internecie.
Byli z Londynu. I to dokladnie z tej dzielni
I prawdopodobnie z tej dzielnicy co my.
- Oli!! Oni mieszkaja tu niedaleko!! - wrzasnelam, bo moja przyjaciolka byla w kuchni na dole i robila snoadanie. Szybko sie umylam, ubralam krotkie dzinsowe spodenki i luzna koszulke mocno opinajaca sie na biuscie. Zbieglam po schodach i krzyknelam - Po sniadaniu spacer!!
Szybko zjadlysmy tosty z nutella i ubralysmy buty.
- Ale mamy śliczny czerwiec. - westchnela radosnie.
- Chodz na lody!! - pisnęlam radosnie, a dwojka chlopakow w okularach zaczela nam sie ze smiechem przygladac. Zaczęlysmy sie glosno smiac i jak zawsze dostalysmy glupawki. Zaczelam spiewac piosenke Olly'ego Mursa " Heart skips a beat. Oli wraz ze mna, a po chwili dolaczyl sie do nas jeden z chlopcow. Taki farbowany blondyn. Byli ubrani bardzo drogo. Mialam wrazenie, ze ich znam. Potem zaczelam rapowac razem z szatynem w bluzce w paski. Gdy skonczylismy, przysiadlismy na murku i zaczelam I'm Yours by Jason Mraz. Oczywiscie oni wraz ze mna. Znalam ich glosy, ale nie mialam pojecia skad. Po piosence glosno sie zasmialam i rzucilam.
- Chodzicie na kawe.
- Spoko. Jestem Niall. - wyciagnal reke blondyn.
- A ja Louis. - rzucił drugi.
- Ja Oliwia, a to Caroline. - przedstawila nas Oli. I dobrze, bo ja stanelam z otwartymi ustami i wpatrywalam sie w nich zszokowana.
Wiedzialam skad znam te dwojke. To zespol z mojego snu.
- Znam fajna kawiarnie, chyba ze Starbucks?? - usmiechnal sie blondyn.
- Starbucks. Ja chce frapuccino. - ocknelam sie i usmiechnelam.
Poszliśmy w stronę kawiarni i podczas drogi zaczęlismy się poznawać. Opowiedziałyśmy im o tym, ze studiujemy itd. W Starbucksie ściągnęli okulary, a ja wydalam z siebie cichy pisk. Popatrzyli po sobie niespokojnie.
- Przepraszam. Ja.. - urwałam i poszłam w stronę łazienek. Weszłam do kabiny i starałam uspokoic oddech. Nie chodziło o to, ze rozpoznałam chłopaków. Za nimi stal mój były. Podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim. Długie ciemne włosy i ładna twarz. Tak. Zawsze uważałam, ze jestem ładna. No możee nie zawsze. Wyszłam i pewna siebie wróciłam do stolika.
- Poszedł, ale pytał o Cb. - złośliwie rzuciła Oli.
- Oj tam. Dzięki. - uśmiechnęłam i wzięłam łyk kawy, która zamówiła mi Oli.
- Wytłumaczyłam im czemu się darłaś. - dźgnęła mnie palcami pod zebra.
- Przestań!! - zaczęłam się śmiać. Chłopcy patrzyli na mnie jak na debilkę, ale po paru minutach sami zaczęli się śmiać.
Na wygłupach i rozmowach minęła nam cala godzina.
- Musimy lecieć, ale było naprawdę milo. - pożegnaliśmy się i wymieniliśmy numerami. Wyszłyśmy z kawiarni i wracałyśmy parkiem do domu.
- Oli, to byli oni. Oni z mojego snu. - szepnęłam gorączkowo.

----------------
Eloo!! Wrócilam. Po prawie dwoch miesiacach wrocilam do formy. Przedtem opiekowala sie wami Doma, ale teraz obiecuje, ze Was nie opuszcze xdd Mam nadzieje,ze Wam sie podoba ^.^ taki sen!! Mika da next dzis lub jutro. Buziaki, wasza Carmen xoxo

sobota, 9 marca 2013

Rozdział XXXIX

Heej.:) Kolejny:D Pozdrawiam.:)
Doma~
________________________________________________________

Zapukałam do środka z myślą, że będąca w domu Caroline mi otworzy. Jednak pomyliłam się. Dobijałam się do drzwi już około piętnastu minut, na nic. Bezradnie osunęłam się po nich lądując tyłkiem na chłodniej posadzce. Podciągnęłam kolana pod brodę i w tuliłam w nie twarz. Nie chciałam na siebie patrzeć, nie potrafiłam. Nie miałam gdzie się podziać. Przecież nie mogę tam wrócić. Siedziałam tak już z dwie godziny. Wyciągnęłam  z kieszeni wyciszony telefon, gdy właśnie dzwonił Zayn. Zawahałam się czy odebrać, ale podjęłam to wyzwanie.
-Halo?- zapytałam zachrypniętym głosem.
-Oli?! Gdzie ty jesteś!- krzyknął do słuchawki, a ja nieco się skrzywiłam.
-Pod drzwiami mojego domu. Caroline nie ma  w środku.- rzuciłam beznamiętnie.
-Zaraz tam będę.- usłyszałam ostatnie słowa i dźwięk zakończonego połączenia.
Ziewnęłam, zatykając swoje usta. Na polu panował trzydziestostopniowy mróz. W Wielkiej Brytanii panował wielki chaos. Ja siedziałam na zewnątrz w samej bluzce. Powoli traciłam świadomość.
Próbowałam się rozruszać. Mozolnie wstałam i skierowałam się na ulice. Rozejrzałam się w obie strony i weszłam na pasy. Jednak pożałowałam tego. Kilka sekund później usłyszałam głośne trąbienie tira, uderzenie, ból i ciemność.

*Z perspektywy Zayna*

Gdy tylko dowiedziałem się, że Oliwia siedzi teraz na tym siarczystym mrozie czym prędzej ruszyłem do samochodu, by po nią pojechać. Spóźniałem się, bo na ulicy panowały potężne korki. Najwidoczniej  musiał być jakiś wypadek. Coś podpowiadało mi, by wyprzedził wszystkie pojazdy i czym prędzej ruszył pod odm dziewczyn. Tak też zrobiłem. Dojechałem i widok jaki ujrzałem spowodował, że moje serce rozbiło się na miliony ostrych jak żyletka kawałków. Na drodze cała zakrwawiona leżała moja Oliwia. 
Sanitariusze wkładali ją na nosze. Szybko wybiegłem z samochodu, krzycząc w ich kierunku.
-Kim pan jest?- zapytał starszy mężczyzna.
-Jej chłopakiem! Co z nią?!- wymachiwałem rękoma, ocierając co chwila łzy.
-Dziewczyna walczy o życie. Może pan jechać z nami.- te słowa spowodowały napad paniki. Moje ciało momentalnie odmówiło posłuszeństwa. Jak to możliwe?! Dlaczego ona?!
Przed oczami zagościła ciemność, lecz nie zemdlałem, po prostu oślepłem.
-Panie doktorze, ja nic nie widzę.- rzuciłem lekko przerażony.
-Przeżywa pan potężny szok, to minie.- poklepał mnie po ramieniu.
Na sygnale dojechaliśmy do szpitala. Szybko przenieśli ją na salę operacyjną. Usiadłem na krześle i bezradnie schowałem twarz w dłoniach. To musi być tylko jakiś tani sen.
To nie może być rzeczywistość. Moja Oliwia, jest zdrowa i nie walczy teraz o życie.
Boże..Dlaczego! Zadzwoniłem do chłopaków. Byli strasznie zdenerwowani. Od razu wsiedli w samochód i po półgodzinie byli na miejscu. Gdy zobaczyłem Harrego nerwy mi puściły.
-To przez ciebie ona teraz walczy o życie!- wydarłem się na cały szpital.
-Sądzę, że już przegrała.- usłyszałem głos jakiegoś mężczyzny, a słowa te obijały mi się bez przerwy po głowie.

niedziela, 3 marca 2013

Imagin o Niallu

Hej. Dziś dodam imagina o Niallu.
Zapraszam do czytania!:D
Doma~
___________________________________________________________________________
Kolejny dzień trasy koncertowej chłopców, na której jesteś razem z nimi by wspierać ich i podnosić na duchu w trakcie występów i promowania nowej płyty "Take me Home".
One Direction daje dziś występ w Los Angeles o godzinie 15:00, dlatego do przygotowania nie zostało ci za wiele czasu. Z szafy wyciągasz miętowe rurki i jasną tunikę w paski. Biegniesz zająć jedyną wolną łazienkę, do której już zmierza Zayn. Na szczęście jesteś szybsza. Wskakujesz do nie i zamykasz pomimo błagań Mulata.
Stajesz przed lustrem z zaciekawieniem spoglądając w swoje odbicie. Co widzisz? Zwykłą dziewczynę o nie przeciętnej urodzie i pięknych niebieskich oczach oraz długi, jasno brązowych włosach, układających się w lekkie fale. Chwytasz szczotkę i rozczesujesz je zostawiając w spokoju. Myjesz zęby i podkreślasz oczy kredką, a rzęsy tuszem. Wkładasz świeże, wybrane przez siebie ubrania i spryskujesz się ulubionymi perfumami. Gdy jesteś gotowa opuszczasz toaletę, napotykając na sobie wściekłe spojrzenie Zayna. Wszyscy chodzą z ogromnymi uśmiechami na twarzy, prócz Nialla. On jako jedyny jest spięty, zestresowany i lekko wystraszony. Wiedziałaś, że koncerty są dla niego stresujące, ale zawsze sobie jakąś radził.
Gdy wybiła 14:30, pod Tour Busa podjechała czarna limuzyna. Wsiedliście do niej i ruszyliście na halę, na której miał się odbyć koncert. Przyszło mnóstwo fanów. Chłopcy byli rewelacyjni. Wyściskałaś ich wszystkich i po skończeniu sesji fotograficznej i podpisywania płyt, wróciliście z powrotem do siebie.
One Direction, by uczcić udany występ, zaproponowało wam pójście do clubu. Wszyscy byli chętni, prócz ciebie i Horana. Chłopak twierdził, że boli go brzuch i głowa. Zostałaś z nim w razie gdyby mu się pogorszyło. Zaparzyłaś mu ciepłej herbaty i kubkiem w dłoni udałaś się do jego łóżka, siadając na boku.
-Niall, wszystko gra?- blondyn odwrócił się do ciebie lustrując cię swoimi błękitnymi tęczówkami, które tak bardzo kochałaś.
-Tak.- uśmiechnął się delikatnie. Podałaś mu kubek, a on wypił jego zawartość.
Wtedy po raz kolejny spojrzeliście sobie w oczy. Dostrzegłaś w nich radość, szczęście, strach i to co zawsze chciałaś zobaczyć... Miłość...
Horan ujął twoją twarz w dłonie i złożył na ustach delikatny pocałunek. Poczułaś, jak stado motyli tańczy taniec szczęścia w twoim brzuchu. Uśmiechnęłaś się przez pocałunek. Gdy się od siebie oderwaliście, Niall chwycił cię za ręke i wstał z łóżka.
-Idziemy.- rzucił radośnie, a ty oczarowana sytuacją z przed kilku sekund pokiwałaś twierdząco głową.
Wyszliście z Tour Busa. Blondyn wziął cię na ręce i zamknął twoje oczy. Po kilku minutach poczułaś jak stawia cię na ziemi. Odsłonił ci widok, a tobie ukazała się plaża z mieniącym się od zachodzącego słońca, oceanem. Uśmiechnęłaś się sama do siebie i musnęłaś jego policzek. Rozejrzałaś się dokładnie i dostrzegłaś czerwono biały kocyk w kratkę, na którym stał koszyk z jedzeniem, dwie lampki, wino i świece.
-Julka. To wszystko dla ciebie.- chwycił cię za rękę i posadził na przeciwko siebie. Zaczęliście delektować się smakołykami przygotowanymi przez Horanka. Gdy księżyc błysną swoim blaskiem wstaliście, sprzątając po sobie. Chłopak zaproponował ci spacer po plaży. Zgodziłaś się ochoczo i oparłaś głowę na jego ramieniu. Spacerowaliście przy samym przegu, aż wreszcie Niall zatrzymał cię, namiętnie wpijając się w twoje rozgrzane wargi. Całował subtelnie, ale też zachłannie.
-Julia, czy zostaniesz moją dziewczyną?- zapytał z strachem w głosie.
-Oczywiście Niall, z wielką chęcią.- uśmiechnęliście się do siebie i poraz kolejny złączyliście w pocałunku.
Po chwili usłyszałaś szelest w krzakach obok. Oderwałaś się od Horana i spojrzałaś w tamtym kierunku. Po chwili z nich wyskoczyła czwórka świrów w składzie: Liam, Louis, Zayn i Harry.
-Wariaci!- krzyknęliście równocześnie i zaśmialiście się.
-Więc wy to uknuliście?- założyłaś ręce na piersi.
-Oczywiście.- wyszczerzyli się zabawnie.
-Uwielbiam was.- podeszłaś do nich i ucałowałaś w policzek.
-Nie wiesz, czuję się zazdrosny.- Horanka wyróżniłaś najbardziej, całując prosto w usta. Usłyszeliście ciche "Uuuuuuu". Teraz w szóstkę wróciliście do siebie, ale jako już dziewczyna samego Nialla Horana.

Rozdział XXXVIII

Noc spędziłam przyjemnie. Nic nie zakłócało mojego snu. Rano obudziłam się o 6:45. Przeciągnęłam się delikatnie i cicho ziewnęłam, by nie obudzić Malika. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół w długiej, czarnej koszulce. Nikogo tam nie było. Postanowiłam, że na dobry początek dnia zrobię wszystkim śniadanie. Rozważałam wiele opcji, ale jednak padło na naleśniki. Wyciągnęłam potrzebne produkty i podgrzałam tłuszcz na patelni. Wyrobiłam masę i zaczęłam smażyć. W tym czasie zrobiłam jeszcze słodki twaróg. Włączyłam wodę na herbatę i oparłam się o blat, wyciągając gotowe placki. Po dwudziestu minutach skończyłam i wyciągnęłam talerze, rozkładając je na stole. Nałożyłam każdemu po trzy naleśniki i poszłam na górę zbudzić resztę. Pierwsze weszłam do pokoju Nialla.
-Jedzenie...- chłopak zerwał się z łóżka i wybiegł z pokoju. Przewróciłam oczami i udałam się do Louisa.
-Lou, śniadanie na stole.- powiedziałam, a Tomlinson otworzył zaspane oczy i blado się uśmiechnął.
-Już schodzę.- teraz skierowałam się do Liama. Zapukałam i usłyszałam ciche "proszę".
-Liam, zrobiłam naleśniki, zejdziesz?- zapytałam, a on wstał z łóżka i mocno mnie przytulił.
-Dziękuję ci, że mnie wyręczyłaś, ale naprawdę nie musiałaś.- puściłam mu oczko i znikłam za drzwiami, kierując się do Zayna.
Gdy weszłam do środka, nikogo tam nie było. Usłyszałam krzątaninę w łazience i po chwili wyszedł z niej Malik w czarnych rurkach i białej bluzce w ręce. Nie mogłam oderwać wzroku od jego klaty, ale starałam się by tego nie dostrzegł.
-Śniadanie gotowe!- rzuciłam radośnie, a on zaśmiał się i podszedł do mnie, składając na ustach delikatny pocałunek.
Chwycił mnie za rękę i już mieliśmy schodzić na dół, gdy przypomniałam sobie o Stylesie.
-Zaraz wraca.- musnęłam jego policzek i skręciłam w kierunku sypialnie Hazzy.
Zapukałam tak samo jak do Payna.
-Hej.. Jak coś to naleśniki są już na stole.- chciałam wyjść, ale chwycił mnie za nadgarstek.
-A kto robił?- zmarszczyłam czoło.
-Yyy..No.. Ja.- on zaśmiał się sarkastycznie.
-Coś ci nie pasuje?- uniosłam pytająco brew.
-To, że ty je robiłaś.- zacisnęłam mocno pięści.
-Nie mam ochoty, wybacz.- zamknął mi drzwi przed nosem. Momentalnie straciłam chęć do życia. łzy napłynęły mi do oczu, a ja z szlochem wybiegłam z tego cholernego korytarza. Potrzebowałam teraz najważniejszej osoby w moim życiu, mojej przyjaciółki, Caroline. Zbiegłam po schodach na dół i założyłam na nogi swoje ciemne kozaki.
-A ty gdzie idziesz? Jesteś boska, kocham twoje naleśniki!- krzyknął Niall, ale gdy zobaczył moją twarz, od razu ucichł. Uklęknął na de mną i mocno do siebie przytulił.
-Co się stało?- szepnął, głaszcząc mnie po włosach.
-Harry..- poczułam jak jego mięśnie się spinają.
-Niall, ja muszę się wreszcie spotkać z Carmen, proszę nie mów nikomu co się stało. Powiedz, że musiałam szybko wracać, bo dostałam ważny telefon. Dobrze?- spojrzałam na niego błagalnie.
-Ok.- kątem oka dostrzegłam jak Styles schodzi z góry i przyglądam nam się uważnie.
-Widzę, że kolejny amant. Za chłopaka swojej przyjaciółki też się weźmiesz?- wtedy nie wytrzymałam. Wstałam i pobiegłam w jego stronę.
-Co ty sobie myślisz dupku?!- wrzasnęłam, a głosy w kuchni momentalnie ucichły.
-Jaki dupku?! Uważaj co mówisz szmat...- przerwał mu mocny cios wymierzony prze ze mnie w twarz.
Złapał się za bolące miejsce i spojrzał na mnie z grozą w oczach. Po raz pierwszy poczułam jak to jest wywołać u kogoś furię i spotkać się oko w oko z swoim mordercą.
-Co ty zrobiłaś?- zapytał przez zaciśnięte zęby.
-To co widziałeś! Nie pozwolę sobie mnie poniżać! Nigdy! Nie biorę się za każdego lepszego! Moja wina, że byłam ślepo zauroczona jakimś kretynem?!- wydarłam się, a on złapał mnie za nadgarstki i mocno przycisnął do ściany.
-Ślepo?! Wmawiasz to sobie, żeby zapomnieć!- szarpałam się, ale na nic.
Dziwiłam się, czemu chłopcy nie wyszli z kuchni. Powód był prosty. Ten potwór ich zakluczył.
Horan stał wystraszony i nie potrafił ruszyć się z miejsca.
-Nie wmawiam! Czy to moja wina, że Liam był we mnie zakochany?! Że wreszcie odnalazłam swoją miłość i popełniłam największy błąd swojego życia, będąc z tobą?!- pożałowałam tego co powiedziałam. Zapłaciłam za to potężną szramą na lewym oku. Jeżeli nie potraficie sobie wyobrazić to wyglądała ona mniej więcej tak jak u Skazy w Lion King.
Nie wiedziałam jakim cudem mu się to udało, ale poczułam się jak jakiś śmieć.
Kolejne łzy spłynęły mi po policzku. Syknęłam przy tym, gdyż, rana była świeża.
-Jesteś zwykłym dupkiem i tyle! Podnieść rękę na kobietę?! To świadczy tylko o braku twojej inteligencji.
Pamiętaj Styles, to właśnie kobieta dała ci życie, a bijąc ją jesteś zwykłym gównem.- Niall wreszcie oprzytomniał i z całej siły odepchnął go o de mnie. Wybiegłam  z domu jak błyskawica. Nienawidzę go! Całym sercem! Po dwóch minutach dotarłam pod dom. Stęskniłam się za nim.

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział XXXVII

*Z perspektywy Oliwi*

-Napije się pani czegoś?- uśmiechnął się radośnie Liam, wychodząc z kuchni z tacą, na której znajdowało się sześć szklanek z sokiem pomarańczowym.
-Bardzo chętnie, ale mów mi Oli.- powstrzymywałam się, by nie wybuchnąć śmiechem. Poczułam się jak na początku. Wszystkie problemy odeszły w nie pamięć. Oby tak było już do końca. 
Usiedliśmy na kanapie. Z boku Liam, Harry, ja i Zayn, a przy naszych nogach Niall z Louisem.
Uśmiechnęłam się delikatnie do chłopców. Postanowiliśmy zacząć nowe życie. Bez żadnych konfliktów i niepowodzeń. Włączyliśmy jakiś horror jak za dawnych czasów. Przez cały dzień miałam dziwne wrażenie, że o czymś zapomniałam. Wodziłam wzrokiem po całym pokoju, aż napotkałam smutne tęczówki Louisa. 
No tak, Caroline! Jak ja mogłam o niej zapomnieć? Jest moją przyjaciółką, a na dodatek chorą.
W gardle stanęłam mi ogromna klucha.
Nachyliłam się do przodu.
-Louis?- szepnęłam cicho.
-Tak?- odwrócił się w moją stronę. 
-Co z Carmen?- spytałam niepewnie. Chłopak westchnął ciężko.
-Mieszkałem z nią na czas do póki nie przyjedziesz, ale mieliśmy drobną sprzeczkę. Trzyma się dobrze, oby tak było do końca.- posłał mi smutne spojrzenie i odwrócił w stronę telewizora.
Westchnęłam i oparłam się o ramię Malika. Chłopak ucałował mnie w policzek i objął. Kątem oka dostrzegłam niemiłe spojrzenie Stylesa. Zaśmiałam się pod nosem. 
-Nie ma to jak zacząć od początku, nie pomijając niczego.- pomyślałam i wróciłam do oglądania horroru, który w ogóle mnie nie ruszał. Dochodziła godzina 21:00. Po dzisiejszym dniu byłam wykończona, ale starałam się tego nie okazywać chłopcom, którzy palili się do tego by urządzić baaaardzo długi seans filmowy. Przewróciłam oczami i podeszłam do szafki z płytami, bo jak stwierdził Horan, jest moja kolej na wybieranie. Przeszukałam całe pudełko, dopiero po jakiś piętnastu minutach znajdując coś godnego uwagi.
Podałam kasetę Zaynowi. Chłopak spojrzał na napis i lekko się wzdrygnął. 
-"Zemsta po śmierci"??? Na pewno?- widać, że liczył na to, że stroję sobie żarty, ale nie doczekał się żadnej reakcji, która mogła by podtwierdzić jego przemyślenia.
Reszta przełknęła głośno ślinę. Mulat włożył płytkę do odtwarzacza i zajął poprzednie miejsce.
Film się zaczął. Akcja rozkręcała się dość ciekawie, ale mnie jak zwykle nie ruszała. Pomyślicie, że was wkręcam. O nie. Oglądać się nie boję, ale to nie oznacza, że czasami w nocy nie dostaję paniki.
Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam...

Obudziłam się na rękach Zayna niosącego mnie do jak rozpoznałam po stylu, swojej sypialni.
Spojrzałam na niego, a on lekko się uśmiechnął.
-Obudziłaś się?- pogłaskał mnie po włosach, kładąc na swoim łóżku.
-Tak, ale nie szkodzi.- chłopak ściągnął bluzkę i ułożył się obok mnie. Sądzę, że zrobił to specjalnie, ale niestety. Na mnie jego klata nie działała, a przynajmniej teraz.
Podparł głowę na ręce i patrzył na mnie z iskierkami w oczach. Uniosłam jedną brew ku górze, a on przysunął się do mnie składając na moich ustach delikatny pocałunek.
-Dobranoc.- szepnął i objął mnie w talii.
-Branoc.- odparłam i oddałam się w objęcia Morfeusza.
_________________________________________________________________
Kolejny, ale beznadziejny. Przepraszam za brak weny. Miłego czytania.:D
Doma&Carmen.<3

czwartek, 21 lutego 2013

Jakieś pytania związane z 1D?

Heej! Jeżeli macie jakieś pytania związane z 1D i chcecie dowiedzieć się czegoś związanego z blogiem, lub tak po prostu popisać o chłopcach? Zapytajcie nas tu: http://ask.fm/DomophonexD . Jesteście w pełni anonimowi, a my chętnie odpowiemy na każde pytanie.:) Pozdrawiamy!:D
Doma&Carmen.<3