Łączna liczba wyświetleń

sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział XIII

*Z perspektywy Oliwi*


Z ruchu ust Caroline, odczytaliśmy, że mamy opuścić pomieszczenie. Tak też zrobiliśmy. Wyszłam ostatnia zamykając za sobą drzwi. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłoniach. Poczułam, że ktoś dosiada się do mnie i obejmuje w pasie. Spojrzałam do góry. To był Louis. No tak, mój przyjaciel. Zawsze mogę na niego liczyć. Uśmiechnęłam się do niego blado.
-Oli, wszystko będzie ok. Uwierz mi Car to twarda sztuka. Nie da sobie przegadać.- zaśmiał się cicho pasiasty. Mój zagubiony wzrok zatrzymał się na Zaynie, który smutno spoglądał w jakiś punkt na podłodze. 
Westchnęłam cicho i wyczekiwałam finału sytuacji.
Siedzieli tam od kilku minut, a dla mnie było to jak wieczność. Usłyszeliśmy kroki, z salonu wyszedł Payne. Nawet nie spojrzał w naszym kierunku, tylko od razu udał się do wyjścia. Weszliśmy z powrotem do salonu, gdzie na fotelu siedziała Caroline.
-Co on sobie myśli?- z niewiadomych powodów zaczęłam czuć napływający gniew.
-Daj mu spokój!- dziewczyna zareagowała dość ostro.
-Po tym co mi zrobił?- zaczęłam się z nią kłócić. Do tej całej konwersacji dołączył też Lou, któremu nieźle się oberwało. Adams pobiegła na górę, a mi nagle całe emocje opadły. Potrząsnęłam głową, jeszcze raz obrzuciłam chłopców spojrzeniem, chwyciłam kurtkę, ubrałam kozaki i wybiegłam z domu. Szłam prosto przed siebie, nie zważając na nic. Wiatr tarmosił moimi włosami, a mróz powodował, że zamarzały. Kompletnie mnie to nie obchodziło. Dotarłam do ścieżki leśnej w jakimś pobliskim parku. Zmęczona oparłam się o drzewo i zjechałam po nim. Podsunęłam kolana pod brodę i schowałam w nich głowę. 
Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? Nie długo zbliżają się święta, a przygotowania wcale nie ruszyły. W ogóle nie jestem w nastroju. Dużo się ostatnio działo, moje życie przewróciło się do góry nogami. Czy tego właśnie chciałam? Moje refleksje przerwała jakaś osoba dosiadająca się do mnie. Gwałtownie podskoczyłam, wpadając w zaspę. Podniosłam się ledwo i popatrzyłam na nią nie pewnie.
-Liam?- okazało się, że dosiadł się do mnie sam Payne, zaszczycając mnie swoją obecnością.
Już chciałam wstać i iść, ale on pociągnął mnie za rękę tym samym karząc dosiąść się do niego. Zrobiłam to z niechęcią, ale chciałam wyjaśnić tą sytuację.
-Proszę, nie uciekaj, przepraszam cię.- dopiero teraz zauważyłam, że chłopak płakał.
-Ja..
-Daj mi dokończyć.- zamilkłam, a on kontynuował.
-Wiem, że źle zrobiłem, ale ja..ja..cię kocham. Kocham cię i nigdy nie przestanę. To nie jest żadne zauroczenie. Wiem, że ty już wybrałaś, nie wiedząc co do ciebie czuję, ale wiedz, że nie chciałem tego. To był impuls, zabrakło mi słów. Po raz pierwszy w życiu. Teraz widzisz, co ze mną robisz. Twoja bliskość powoduje, że ogarnia mnie niesamowite uczucie i nie chcę tego zepsuć przez swoje nieodpowiedzialne zachowanie. Przepraszam cię Oli. Czy dasz mi jeszcze jedną szansę?- moje oczy się zaszkliły. Wrócił mój słodki,uroczy i kochany Liam.
-Tak..Ja bym bez ciebie nie wytrzymała, uwielbiam cię.Tylko, że czuję się podle, przez to, że nie mogę odwzajemnić twojego uczucia...Przeprasza..- zamknął mi usta pocałunkiem, ale nie takim jak wtedy. Teraz zrobił to delikatnie i krótko, jakby bał się mojej reakcji.
-Wybacz, nie chciałem, żebyś tak myślała i chciałem ostatni raz poczuć to uczucie, uczucie którego już nigdy nie doznam.- spuścił głowę. Nie chciałam już go upominać. Przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafiłam.
-Czyli między nami zgoda?- spojrzał w moje oczy z niepewnością. 
-Oczywiście.- wstaliśmy oboje, a ja chcąc rozluźnić atmosferę wepchnęłam go w zaspę śniegu.
-Oli! Hahaha!- zaśmiał się radośnie i podniósł z ziemi. Po chwili to ja w niej leżałam z skwaszoną miną.
Ktoś biegł do nas krzycząc głośno. 
-Co ty do cholery robisz?- Caroline? Ona to wie kiedy się zjawić.
-Odwaliło ci?- Niall złapał go za ramiona.
-Odwalcie się o de mnie!- krzyknął gniewnie i uderzył Horana z pięści w twarz.
-Niall!- pisnęłam. Podbiegłam do blondyna i złapałam z twarz.  Z kieszeni wyciągnęłam chusteczki i wytarłam krew sączącą się z rany.
-Liam.. już to przerabialiśmy..- ciągnęła Car, ale spokojniejszym tonem głosu.
-Starczy tego! Ja z Liamem, już się pogodziliśmy. Dosyć! To rozdział zamknięty.- wydarłam się jak nigdy dotąd. Głodomór i Carmen spojrzeli na mnie z szeroko otwartymi oczami. Poczułam, że zaczyna kręcić mi się w głowie. Po chwili upadłam...
Otworzyłam oczy i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Na fotelu siedziała Caroline wtulona w Louisa. 
Na kanapie leżał Zayn z Liamem, a Niall podrywał lodówkę. Czyli wszystko po staremu. Zraz,zaraz..coś tu nie grało.. Skąd ja wzięłam się w naszym domu? Przecież byłam na spacerze... Podniosłam głowę i spojrzałam w górę. Przyglądała mi się para hipnotyzujących, zielonych tęczówek. Mój  Harry.
-Co ja tu robię? Co się stało?- podniosłam się chwytając za bolącą głowę.
-Oli. Wszystko ok? Zemdlałaś i Liam cię przyniósł.- właśnie Liam! Zerknęłam na niego, a on posłał mi serdeczny uśmiech. Odwzajemniłam i zwróciłam się do Hazzy.
-Tak, ok, tylko boli mnie głowa.- chłopak wstał z miejsca i poszedł do kuchni po leki.
Zayn oglądał album dziwnie mi znajomy. Wtedy zorientowałam się, że należy do mnie. Szybko zerwałam się z sofy i pobiegłam w jego kierunku.
-Malik odłóż to, bo...- poczułam znowu te uczucie. Stanęłam na środku salonu. Wszyscy zamarli i patrzyli na mnie z przerażeniem. Nic już nie widziałam. Ogarnęła mną ciemność. Poczułam, że upadam. Jednak ktoś złapał mnie w talii. Wtedy nic już nie słyszałam. Odpłynęłam.


*Perspective by Caroline*


Oli zemdlała. Już drugi raz dzisiaj. Cicho przeklnęła, zeszłam z kolan Lou i złapałam Harrego za ramię.
-Louis dzwoń po karetkę. Harry, przynieś mi torebkę.- rzuciłam polecenie opanowanym tonem.
Podniosłam jej głowę i oparłam ją na poduszce. Oli leżała w nienaturalnej pozycji. Z jej nosa dosyć mocno sączyła się krew. Harry podał mi torebkę, a ja nie marnując czasu wysypałam zawartość na podłogę.
-Przynieś jeszcze szklankę wody..Louis!- zawołałam chłopaka.
-Słucham cię.- czułam, że drżą mu ręce.
Delikatnie mnie nimi objął.
-Poszukaj tu mokrych chusteczek.- poleciłam i zaczęłam powstrzymywać krwotok Oli.
Hazza podał mi wodę, a Lou chusteczki.
Wilgotną ścierką otarłam jej twarz. Otworzyła oczy.
Usłyszałam wycie karetki. Po paru sekundach zapukało pogotowie. Lou otworzył drzwi. Weszli mówiąc różne słowa... Słowa, które przestałam rozumieć. Oli wstała i razem z Harrym wyszli za lekarzami. Tylko Louis stał w miejscu. Obraz zaczął mi się rozmazywać. Zorientowałam się, że on cały czas coś do mnie mówi. Podbiegł do mnie, bo osunęłam się na ziemię. Coś krzyknął. Młoda kobieta z pogotowia ruszyła w naszą stronę. Otworzyłam oczy i natychmiast zakryłam oczy ręką. Rażąca sala szpitalna. Białe ściany. Ponury pokoik. Na krześle siedziała Oli.
-Jak ci leci?- rzuciła.
-Albo czekaj.. Idę po Louisa.- zniknęła za białymi drzwiami,a po minucie usłyszałam jego głos.
-Jak się czujesz?- zapytał blady jak ściana.
-Dobrze...Trochę boli mnie brzuch...- odpowiedziałam.
-Dlaczego nie powiedziałaś nikomu, że jesteś w ciąży.- stwierdził niż zapytał.
-Nie jestem.- gwałtownie zaprzeczyłam zrywając się z łóżka.
-Nie mogę być...- cicho dodałam i opadłam na poduszki.
-Dlaczego nie?- zdziwiony przyglądał mi się uważnie.
-Bo nie i już. Dziecko teraz sprawi wiele złego.- powoli wyartykułowałam dźwięki. 
-Ile tu leżę?- zmieniłam temat.
 -Sześć godzin. Zapytam lekarza kiedy cię wypuszczą.- wyszedł, a wróciła Oli.
_____________________________________________________________________
Kolejny rozdział.:)
Życzymy miłego czytania.
Doma&Carmen.<3



























1 komentarz: