*Z perspektywy Oliwi*
Zostawiliśmy ich samych. Alice zabrała mnie do kuchni, wskazała krzesło, na którym usiadłam i zaczęła szperać coś w szafkach.
-Napijesz się czegoś?- zapytała po chwili, posyłając mi ciepły uśmiech.
-Jeżeli to nie kłopot, to kawy.- rzuciłam nieśmiało, a ona zabrała się, za gotowanie wody.
Wstawiła czajnik na kuchenkę gazową i usiadła naprzeciwko mnie.
-Nie miałyśmy okazji poznać się lepiej, Alice jestem.- wyciągnęła w moim kierunku dłoń, którą uścisnęłam.
-Miło mi, Oliwia.-odpowiedziałam miło.
-Jak już pewnie wiesz jestem przyjaciółką Caroline, pochodzę z Polski i...- zaśmiałam się głośno.
-Ale ja cię doskonale pamiętam. Carmen, gdy jeszcze mieszkałyśmy w Polsce wiele mi o tobie mówiła.- dziewczyna lekko zdziwiła się na moje słowa.
-Naprawdę? To powiedz o mnie kilka rzeczy.- jak widać, nie uwierzyła mi.
-Nazywasz się Alice Stoner, uwielbiasz śpiewać, wygłupiać się, kochasz Car i Nialla Horana z One Direction.- na ostatnie słowa zarumieniła się.
-Wow, jednak naprawdę wiesz kim jestem.- wyszczerzyłam się do niej.
-Szczerze? To i tak wiem o tobie mało, ale najważniejsze chyba zapamiętałam.- puściłam jej oczko.
-To może teraz ty opowiedz coś o sobie.- zagadnęła po chwili.
-Ja jestem Oliwia MccOwlln, pochodzę z Polski, mam 18 lat, uczę się na KAM w Londynie, mieszkam na London Street.- zaczęłam wymieniać, ale ona weszła mi w zdanie.
-I jesteś dziewczyną Harrego Stylesa.- na te słowa spoważniałam.
-Byłam..- szepnęłam i przełknęłam rosnącą kluchę w moim gardle.
-Ale jak to?- popatrzyła na mnie z nie do wierzeniem.
-Byłam zwykłą zabawką, gdy nie było przy nim Taylor.- prychnęłam gniewnie, a ona przyjrzała mi się badawczo.
-Tej Taylor, Taylor Swift?- kiwnęłam twierdząco głową. Czajnik zaczął wyć. Wstała, podeszła i ściągnęła go z palnika. Zalała wrzącą wodą dwie kawy i dolała mleka. Postawiła szklanki na stole.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się, na ile to było możliwe nie sztucznie i zabrałam jednego dużego łyka. Od razu przeszła mnie fala uspokojenia. Po kilku minutach ciszy, do kuchni wszedł Louis.
-Gdzie Caroline?- zapytałam podchodząc w jego stronę.
-Zasnęła mi na rękach, Oli. Wracajmy już. Zaniosę ją do auta. Bądź za chwilę.- mruknął ponuro i wyszedł.
Dopiłam swoje picie do końca i przytuliłam Alice.
-Dziękuję ci za gościnę. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy. Może Niall wreszcie zobaczy w tobie "tą jedyną".- puściłam jej oczko, a ona wyszczerzyła się radośnie.
-Do zobaczenia Oli.- odprowadziła mnie do drzwi i pomachała na pożegnanie. Weszłam do auta po stronie pasażera. Louis był jakiś nie wyraźny.
-Opowiesz mi co się stało?- zapytałam niepewnie. Chłopak westchnął.
-Oliwia, ona ma raka...- jego głos zaczął się łamać, a mnie po raz kolejny do oczu napłynęła fala słonych łez.
-Czyli nie była w ciąży.- szepnęłam sama do siebie.
-Nie zostawię jej tak, ona musi żyć.- zagryzłam dolną wargę.
-Jesteś prawdziwym chłopakiem, godnym uczuć każdej kobiety. Dziękuję ci za to, że to właśnie ty rozkochałeś w sobie moją Caroline.- chłopak posłał mi blady, ale szczery uśmiech, który z trudem odwzajemniłam. Dojechaliśmy pod dom, Lou wyciągnął Carmen z auta, ja pobiegłam od kluczyć drzwi.
Zaniósł ją do swojego pokoju i wrócił na dół.
-Lou, jest 4:30. Zostań u nas. Przyszykuję ci coś do spania. Jak chcesz możesz spać z...- przerwał mi.
-Nie, nie chcę jej budzić.- pokiwałam głową i pstryknęłam w palce.
-Może chcesz pokój obok niej?- uniosłam pytająco brwi, a on przytaknął.
Zaprowadziłam go do sypialni, dałam szerokie dresy i czarną bluzę.
-Dobranoc.- posłał mi uśmiech.
-Branoc.- wyszłam z jego pokoju i weszłam do swojego. Zabrałam piżamę i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i zmyłam make-up. Przebrałam się w ciuchy do spania i wróciłam do łóżka.
Zmęczona całym dniem momentalnie zasnęłam.
Rano obudziło mnie delikatne szturchnięcie.
Otworzyłam zaspane oczy i dostrzegłam Louisa.
-O hej.- uśmiechnęłam się i podniosłam do pozycji siedzącej.
-Cześć...Przepraszam, że cię budzę, ale nie chcę chodzić wam po domu, bez pozwolenia, a nie mogę zasnąć.- spojrzałam na zegarek. Dochodziła 10:00.
-Spoko. Poczekaj tu na mnie chwilę. Pójdziemy zrobić śniadanie.- wstałam z łóżka i zabrałam ze sobą świeże ciuchy. W toalecie ubrałam je, związałam włosy w kłosa i umalowałam delikatnie rzęsy tuszem.
Przed drzwiami łazienki siedział Louis. Na mój widok podniósł się i poszliśmy na dół.
Gdy weszliśmy do kuchni, chłopak zaglądnął do lodówki.
-Nie macie z byt dużego wyboru. Ostatnia wizyta Nialla, nie wyszła wam na dobre.- zaśmiał się pod nosem.
-Spokojnie, możemy zrobić naleśniki. Mąki by chyba nie zjadł?- przewrócił oczami.
-Zdziwiłabyś się.- zmarszczyłam czoło i wyciągnęłam patelnie, rozgrzewając na niej tłuszcz.
Louis zrobił ciasto, a ja zaczęłam nalewać masę na patelnie. Po kilkunastu minutach na stole stały trzy talerze z plackami. Przybiliśmy sobie piątkę i usiedliśmy, zajadając się smakołykami. Zalałam nam kawy i podałam jedna Louisowi. W tym momencie do kuchni weszła Carmen. Była cała ubrudzona od krwi.
-Jak ty pokrako wyglądasz.- zaśmiałam się.
-Dzięki..- przewróciła oczami i nie mając siły na dalszą konwersacje. Nagle pobiegła do łazienki, a Lou za nią. Opadłam ciężko na siedzenie i schowałam twarz w dłonie. Czy ten koszmar się kiedyś skończy?
Byłam zmęczona przez życie, a dopiero miałam 18 lat.
Po chwili Louis wrócił do kuchni.
-Co jej jest?- zapytałam ze strachem w głosie.
-Wymiotowała. Teraz poszła się umyć i przebrać.- odparł i zajął miejsce obok mnie.
Dokończyliśmy śniadanie i czekaliśmy na Carmen.
-Jestem, nie będę jadła. Jedziemy do Harrego.- powiedziała stanowczo i zaczęła się ubierać.
Gdy już to zrobiła, stanęła przed nami i spojrzała wyczekująco. Podnieśliśmy się z miejsc, i poszliśmy w jej ślady. Zamknęłam dom i wyszliśmy na zewnątrz. Wsiedliśmy do naszego auta. Ja siadłam na miejscu kierowcy, a para "kevinów" z tyłu.
Z piskiem opon ruszyłam w kierunku szpitala. Korki były potężne. No cóż w końcu dzisiaj nowy rok, ale czy będzie lepszy od starego? To się okaże. Po męczarniach dojechaliśmy na miejsce. Zgasiłam silnik i wyszłam na zewnątrz. Za mną podążyła Car z Lou. Zamknęłam wóz i weszliśmy do budynku.
-Spytam się w której jest sali.- odparła, ale ja złapałam ją za rękę.
-Numer dwadzieścia trzy.- przelecieli mnie wzrokiem i niepewnym krokiem udali się za mną.
Otworzyłam drzwi, a oni w ekspresowym tempie znaleźli się przy łóżku Stylesa.
Ja zajęłam miejsce w rogu i obserwowałam całą sytuację. Caroline zaczęła przepraszać go za swoje zachowanie. Nie słuchałam tego co mówili, ale wywnioskowałam, że się pogodzili.
Wtedy oczy Harrego zatrzymały się na mnie.
-Oli..- szepnął.
___________________________________________________________________
Kolejny rozdział jest. Prosimy o komentarze z uwagami, które bardzo nam się
przydadzą. Miłego czytania.
Doma&Carmen.<3