Łączna liczba wyświetleń

sobota, 26 stycznia 2013

Do zobaczenia!

Chciałam tylko powiedzieć, że dziś już raczej nie pojawi się żaden rozdział, bo nie wiem czy Carmen da radę. Ja już swój ostatni dodałam. Od poniedziałku zaczynamy szkołę, czyli kolejny jak dobrze pójdzie pojawi się za tydzień i będzie dodany przez Car, a jeżeli nie, to za dwa tygodnie prze ze mnie. Mam nadzieję, że chociaż jednej osobie podoba się nasz blog. Proszę was, głosujcie w ankietach, dodawajcie komentarze. Dzięki temu od razu lepiej nam się pisze.:) Powodzenia w szkole i do zobaczenia, z mojej strony za dwa tygodnie. Pozdrawiam.
Doma.<3








czwartek, 24 stycznia 2013

Part XXXII

Poczułam jak ktoś objął mnie w talii. Otworzyłam powoli jedno, zaspane oko, spoglądając na Liama, który wiercił się nie spokojnie. Zignorowałam to i bardziej wtuliłam się w przyjaciela, cicho ziewając i zaciągając się zapachem jego delikatnych perfum. Z powrotem zasnęłam tym razem bez żadnych zakłóceń. Z jednej strony bardzo cieszyłam się, że Payne do mnie przyleciał, bo taki przyjaciel to naprawdę skarb, ale z drugiej to miał być czas tylko dla mnie. No cóż, może to i lepiej? Długo bym nie pociągła, chociaż bez jednego z tych głupków. Rano do wstania zmotywowały mnie promienie słońca padające wprost na nasze łóżko, które tak rzadko widywałam w Londynie. Zawsze wywoływały na mojej twarzy wielki uśmiech. Po cichu wyślizgnęłam się z łóżka, zabierając luźną kremową bluzkę i czarne rurki. Wręcz na palcach opuściłam swój pokój, kierując się do łazienki. Stanęłam przed lustrem i skrzywiłam się na widok swoich rozwalonych włosów, braku makijażu i worków pod oczami. Przemyłam liczko zimną wodą, umyłam zęby, uczesałam niesforne kosmyki w wysokiego koka i postawiłam na brak make-upu. Przebrałam się w świeże ubrania i wróciłam do sypialni. Liam już nie spał, tylko leżał obserwując sufit.
-Dzień dobry.- zawołałam wesoło, a on od razu spojrzał na mnie.
-Ty już ubrana?- zapytał z zdziwieniem.
-No tak.- podrapałam się w tył głowy.
-Od kiedy jesteś rannym ptaszkiem Oli?- zapytał przewracając się na bok i śmiejąc zaraźliwie.
-Rannym? Nie sądzę. Jest 12:00. Liam, strefa czasowa się zmieniła. Jesteśmy o godzinę na plusie.- wyszczerzyłam się radośnie, a chłopak zmarszczył czoło.
-No tak, to tym razem ja zaszalałem. Ej Daddy...- westchnął cicho, przywołując uśmiech na mojej twarzy.
-Co dziś robimy?- zapytał po chwili mierząc mnie wzrokiem.
-Moja mama jest w pracy, a babcia pojechała odwiedzić znajomą.- usiadłam na skraju łóżka.
-Czyli mamy cały dzień dla siebie.- zwinnym ruchem przyciągnął mnie do siebie i sprawił, że leżałam pod nim. Bitwa na łaskotki się zaczęła. Muszę przyznać, że nie dawał łatwo za wygraną, więc raz byłam na straconej pozycji, a raz odwrotnie. Gdy się zmęczyliśmy, zeszłam z niego i wstaliśmy z łóżka.
-Chodź, dam ci ciuchy mojego taty i zejdziemy zrobić sobie śniadanie.- puściłam mu oczko i pociągnęłam do sypialni rodziców. Kucnęłam przy wielkiej, drewnianej szafie, wyciągając z niej świeżą bieliznę, t-shirt, jeansowe spodnie i polar. Podałam mu to wszystko, a w zamian otrzymałam soczystego całusa w policzek. Zaprowadziłam go do łazienki i poinformowałam, że spotkamy się w kuchni. Zeszłam po schodach na dół i wparowałam wprost w skazane przez siebie miejsce, otwierając lodówkę. Była wypełniona po brzegi. Zabrałam z niej produkty do robienia naleśników i to właśnie zrobiłam na śniadanie. Nakryłam do stołu i nałożyłam gorące na talerze. Postawiłam jeszcze dżemy, czekoladę i syrop klonowy. Zalałam herbatę i w tym momencie do kuchni wszedł wykąpany Liam, co można było stwierdzic, po jego mokrych włosach.
-Mogłaś zaczekać na mnie, pomógłbym ci.- machnęłam ręką.
-Smacznego.- rzuciłam i zabrałam się za swoją porcję.
-Dziękuję, wzajemnie.- widać było, że mu posmakowało, bo zjadł w mgnieniu oka.
-Chcesz jeszcze?- spytałam z rozbawieniem malującym się na mojej twarzy.
-Było pyszne, ale nie wcisnę już więcej. Dziękuję za śniadanie. W rekompensacie pomyje naczynia. Nie znoszę sprzeciwu.- zagroził palcem widząc, że chciałam zaprzeczyć. Westchnęłam i poklepałam go po plecach.
-Dzięki.- pomachałam mu i powędrowałam do salonu. Usiadłam wygodnie na kanapie włączając telewizję. Poszukałam jakiegoś filmu, by był w ojczystym języku Liama i udało mi się. To była komedia. Idealnie. Podwinęłam kolana pod szyję i oplotłam nogi rękoma. Po kilku minutach dosiadł się do mnie Liam, posyłając mi ciepły uśmiech.
-Co oglądamy?- zapytał szturchając mnie w ramię.
-Kevin sam w Nowym Jorku.- chłopak klasnął w ręce i rozsiadł się wygodnie wlepiając swoje brązowe gałki oczne w telewizor. Chwile oglądałam z zaangażowaniem, ale potem znów zatraciłam się w swoich myślach. Ciągle pozostawało mi pytanie, na które nie potrafiłam sobie odpowiedzieć. Kogo kocham bardziej? Czy w ogóle kocham? Harry? Przystojny, szarmancki, pociągający, ale i zarazem irytujący, fałszywy i chamski. Zayn? Również przystojny, kochany, zabawny, jedyny w swoim rodzaju, a wad? Jak dotąd nie widzę. Ale jak to się mówi. W miłości akceptuje się wszystkie wady, czyli jednak Hazza nie jest mi obojętny. Przecież... On mnie nie zdradził. Zdradził Taylor. Mnie wykorzystał i za to go nienawidzę. Zayn mi pomógł, pokochał taką jaka jestem i raczej nie zanosi się na to, by mógł mnie skrzywdzić. Boże! Czuję się jak w programie "Co na to tato?". Czy ja ich kocham? Niestety tak... Nie wiem, którego bardziej, ale wiem, że jedno pytanie mam już z głowy. Odwróciłam głowę i zauważyłam, że Liam przygląda mi się z zaciekawieniem. Uniosłam jedną brew.
-Nie wiem jak to robisz...- parsknęłam śmiechem.
-Ale co?- przewrócił oczami.
-Sprawiasz, że nawet jeden z moich ulubionych filmów, przy tobie staje się nudny.- zarumieniłam się delikatnie.
-Weź, zawstydzasz mnie.- palnęłam go w ramię.
-Ale to prawda. Wiem, że nadal się zastanawiasz, przepraszam, że ci przeszkadzam.- poczochrałam go po wilgotnych włosach.
-Spokojnie. Na jedno pytanie znam odpowiedź. Powoli.- od razu się rozpromienił.
Usłyszałam sygnał mojego telefonu.
-Kto dzwoni?- zapytał, widząc moją niepewną minę.
-Zayn...- przybrał myślący wyraz twarzy.
-Odbierzesz?- zapytał po chwili.
-Nie, ale napiszę mu sms-a.- rozłączyłam połączenie i zaczęłam pisać swoją wiadomość.
"Zayn proszę cię, nie dzwoń do mnie. Zobaczymy się za nie całe dwa tygodnie. Pozdrawiam Oli...". wcisnęłam "wyślij" i wyłączyłam telefon. Payne objął mnie ramieniem i do końca tego dnia oglądaliśmy film. Zasnęłam mu na kolanach więc przeniósł mnie do naszej sypialni.
Usłyszałam jeszcze jak rozmawia przez telefon, ale nie wiedziałam z kim, bo po raz kolejny odpłynęłam.

*Z perspektywy Zayna*

Siedziałem na kanapie i cały czas myślałem tylko o niej. Praktycznie robiłem tak dwadzieścia cztery na dobę, więc to nie było nic dziwnego, przy najmniej dla mnie. Nie mogłem pojąć jak można było wykorzystać tak piękną, zdolną i utalentowaną dziewczynę jak ona. Harry to straszny palant, ale mam nadzieję, że teraz przekonał się na własnej skórze jak to jest stracić kogoś tak ważnego. Z zamysłu wyrwał mnie głos Nialla.
-Stary, ocknij się. Naćpałeś się czy jak?- przewróciłem oczami.
-Nie, Niall. Wszystko w porządku. Idę się położyć wcześniej, jutro odwiedzimy Hazzę. Dobranoc.- nie czekając na jego reakcje skierowałem się do swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko i wyciągnąłem telefon. Wybrałem numer do Oli i próbowałem się do niej dodzwonić. Odrzucała moje połączenia.
Otrzymałem tylko sms-a.
"Zayn proszę cię nie dzwoń do mnie. Zobaczymy się za nie całe dwa tygodnie. Pozdrawiam Oli...".
Szybko napisałem do niej wiadomość w której prosiłem o jaki kol wiek kontakt, lecz nie dotarła, bo wyłączyła swoją komórkę. Westchnąłem ciężko, a po moim policzku spłynęła samotna łza. Kochałem ją, jak ostatni szaleniec. Pragnąłem po raz kolejny poczuć smak jej malinowych ust, przytulić się do niej, czy zobaczyć jej piękny uśmiech. Nie do wiary, że taki frajer miał to na wyciągnięcie ręki i tak zawalił. Głupi ma jednak szczęście. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie zarezerwować lotu do Polski, ale nie chciałem się jej narzucać. Wystarczyło jej już towarzystwo Liama. Obawiałem się jednak, że Payne znów spróbuje ją do siebie przekonać. W duchu miałem nadzieję, że to nigdy nie nastąpi i z taką myślą właśnie zasnąłem.
________________________________________________________________
Ma sa kra... Kompletny brak weny. Chęć na same smutne opowieści. 
Pomocyyyy... Mam nadzieję, że nie zniechęcicie się do mnie, przez
tym czasową blokadę. "Miłego" czytania.
Dobranoooc.<333
Pytania co do bloga? http://ask.fm/DomophonexD
Doma.<3

Part XXXI

*Perspective by Car*
Obudził mnie steeward.
-Proszę się zapiąć. Lądujemy.-rzekł z przeuroczym uśmiechem, po czym oddalił się.
Samolot wylądował miękko i delikatnie. Po chwili byłam już w taksówce. Szybkie londyńskie autobusy wyprzedzały i zostawały w tyle. Zerknęłam na zegarek. 05:48. Trudno. Wzruszyłam ramionami i zamknęłam oczy. Ocknęłam się z pół-snu i znów popatrzyłam w ekran komórki. iPhone wskazywał 06:52. Jakieś cztery minuty później kierowca zatrzymał samochód. Zapłaciłąm należność i wyszłąm z auta. W twarz uderzył mnie lodowaty wiatr. Podeszłam do drzwi i z dużej naramiennej torby z motywem Mickey Mouse wyciągnęłam klucze. Włożyłam jeden z nich do zamka i przekręciłam. Nacisnęłam klamkę i weszłam do ciepłego i pachnącego.. naleśnikami mieszkania?!?! Nie zdejmując butów weszłąm dalej. Cicho weszłam do kuchni. Nikogo w niej  nie było!! Za sobą usłyszałam czyjś oddech. Powoli odwróciłam się i pisnęłam.
-Nie tak głośno -wyszczerzył sie Louis.
-Matko.. Jak Ty mnie przestraszyłeś!!-rzuciłam z wyrzutem i mocno go przytuliłam.
-Stwierdziłem, że jak wrócisz to będziesz głodna i zmęczona. Więc przyjechałem i jestem.-uśmiechnął się szerzej.
-Louis.. Co ja bym bez Ciebie zrobiła.-westchnęłam i ściągnęłam kurtkę.
-Pewnie przyszłabyś padnięta i rzuciłą się na łóżko. Obudziłabyś się koło 14:00 i zrobiłabyś sobie pizzę z mikrofali, bo nie opłaca się jeść śniadania ani gotować obiadu.-nałożył mi dwa panecakes na taerz.
-Jak Ty mnie znasz.-usiadłąm przy stole gotowa do jedzenia.
-Dobrze.
-I krótko-rzuciłam kąśliwie.
-Ale Ciebie łatwo poznać. Tylko musisz się otworzyć.-musnął moje czoło wilgotnymi wargami. Moje serce przyspieszyło.
-Louis.. Wiem, że to nie jest zbyt dobry pomysł, ale możesz ze mną zamieszkać?? Na te dwa tygodnie, dopóki nie wróci Oli?? -spojrzałam mu w oczy.
-Tak. Mogę.--odpowiedział szeptem.
-A zrobisz to??-wpatrywałam się w jego niebieskoszare tęczówki.
-Zrobię. W końcu ktoś musi się tobą zaopiekować.-lekko pocałowałam go w policzek.
-Dzięki.-uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść.
-To ja jadę po rzeczy. Ty zjedz i połóż sie spać. Postaram się być do jakichś 20 minut. Dobrze??-rzucił i zaczął się ubierać.
-Spoko.-moją zmęczoną twarz rozjaśniał coraz to szerszy uśmiech.
Gdy zjadłam te nieszczęsne naleśniki weszłam do swojej sypialni i w ciuchach rzuciłam się na łóżko. Niewiele  myśląc zamknęłam oczy i szara rzeczywistość zamieniła się w tęczową sielankę. Naraz gwałtownie zerwałam się łóżka i wyciągnęłam telefon. Wybrałąm numer Liama.
-Halo??-jego głęboki głos przepełniony był spokojem.
-Hej Li. ChciałamCi tylko powiedzieć, że jestem już u siebie w sypialni i zasypiam przy komórce. -sennie powiedziałam.
-W takim razie dzięki za telefon i dobranoc. Buziaki do snu.-zachichotał.
-Dzięki. Papa. Pozdrów Oli.-rozłączyłam się i przytuliłam do poduchy.
Zasnęłam tracąc kontakt ze wszystkim. Wędrowałam po ścieżkach cichego raju pastelowych barw..
-----------------------
Eloo <3 <3
Tu Car. Bez wenna Car. -.- xdd
Macie maleńką część. Przepraszam, że jest w nim tylko Caroline i Lou, ale nie mam pomysłu na cokolwiek. Mam nadzieję, że popieracie Louline (Lou+caroLINE) Sorry.. wzięło mnie na parringi ;p
Nexta da Doma.
Dobranoc papaa <3

środa, 23 stycznia 2013

Part XXX

*Z perspektywy Liama*


Caroline podwiozła mnie pod dom Oliwi. Nerwy przeszywały każdy zakamarek mojego ciała, sprawiając, że mięśnie miałem jak z waty. Pomimo tego, że poznałem pewną dziewczynę i tak jakaś część mnie należała do tej dziewczyny. Wolnym, niepewnym krokiem podszedłem do drzwi, wielkiego domu. Wziąłem głęboki wdech i zadzwoniłem dzwonkiem. Po kilku sekundach usłyszałem czyjeś kroki.
-Oli gdzieś ty... O przepraszam pana, o co chodzi?- nie zrozumiałem nic co powiedziała do mnie ta kobieta, ale bardzo przypominała Oliwię. Od razu stwierdziłem, że jest jej matką.
-I'm sorry. I don't speak Polish.- błagałem w myślach, by owa kobieta potrafiła rozmawiać w moim ojczystym języku.
-Jest pan anglikiem, młodym... Czyżby jeden z przyjaciół mojej córki Oliwi?- westchnąłem cicho z ulgą.
-Tak, miło mi panią poznać. Przyjechałem w odwiedziny do Oli, jest może w domu?- jej mina od razu przybrała wyraz zmartwienia.
-Nie, nigdzie jej nie ma już od kilku godzin. Jest bardzo późno.- schowała twarz w dłonie.
-Spokojnie, poszukam jej, niech tylko pani powie, gdzie ona może być.- położyłem rękę na jej ramieniu.
-Gdy tu jeszcze mieszkała, często chodziła do parku lub spacerowała na brzegu Wisły.- odparła z nadzieją w głosie. Posłałem jej troskliwe spojrzenie.
-Idę jej szukać. Gdy tylko się znajdzie, wrócimy do domu.- odparłem i szybkim krokiem udałem się w kierunku tej całej "Wisły". Z tego co zapamiętałem z geografii, to o ile dobrze zapamiętałem, największa rzeka w Polsce. Skierowałem się przed siebie, próbując znaleźć wyznaczone miejsce. 

*Z perspektywy Oliwii*

Spacerowałam brzegiem Wisły, przyglądając się blasku księżyca, odbijającego się w wodzie. Co jakiś czas fale uderzały w brzeg, rzeźbiąc ciekawe wzory. Kołyszące się tafle lodowe, powoli pękały, płosząc zimowe ptactwo. W tym roku zima w Londynie była o wiele ostrzejsza niż tu, w Polsce. Z jednej strony bardzo cieszyłam się, że tu jestem, a z drugiej wolałabym siedzieć teraz z tymi wariatami na kanapie oglądając jakieś horrory. Cicho westchnęłam, obserwując mieniący się śnieg. Był mokry i lepki, dlatego świetnie można było lepić z niego różne ciekawe rzeczy. Gdy byłam młodsza często tak robiłam, a potem kończyło się na termometrze w buzi, kubku gorącej herbaty i ciepłym kocu. Gdy chciałam sprawdzić, która jest godzina zauważyłam, że nie mam telefonu, a pamiętałam, że go brałam. Trzęsąc się, panicznie zaczęłam obmacywać każdą część swojej garderoby w celu odnalezienia tak ważnego dla mnie przedmiotu.
Niestety. Nigdzie go nie miałam. Pogrążona w rozpaczy, przysiadłam na dużym kamieniu, popłakując cicho.
Po pewnym czasie ogarnęłam się i pociągając nosem wstałam z miejsca i ruszyłam przed siebie. Postanowiłam odwiedzić jeszcze park. To było coś o czym marzyłam. Ten zalesiony teren sprawiał, że na mojej twarzy mimowolnie pojawiał się uśmiech. Skręciłam z dróżki i krzaczastą drogą weszłam na jego teren. Wszędzie pusto. Trzy lampy na krzyż. Strasznie się tu zmieniło.Te miejsce jeszcze kilka miesięcy temu biło radością, a teraz tylko grozą. Zajęłam jedną z swoich ulubionych ławek, na których kiedyś z Caroline, gdy przyjechała do mnie na wakacje, wyryłyśmy swoje inicjały. Brakowało mi tej wariatki. Może i niesłusznie postąpiła z Louisem, ale ja nadal ją kochałam. Uśmiechnęłam się sama do siebie przypominając sobie sytuację z przed kilku lat. Przymknęłam powieki wsłuchując się w pogwizdujący wiatr.
Robiło się coraz chłodniej, a kurtka, którą miałam na sobie, prędzej nadawała się na wiosenne popołudnia.
Potarłam swoje ramiona, podejmując próbę rozgrzania się. Po jakiś trzydziestu minutach przemarzłam do cna. Postanowiłam, że wrócę już do domu, gdyż było naprawdę późno. Wtedy coś wypadło z jednej z moich kieszeni. nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To był mój telefon. Wyszczerzyłam się sama do siebie jak jakaś wariatka. Ktoś nagle zdzwonił.
-Halo?- spytałam zachrypniętym głosem.
-Oliwia?! Gdzieś ty jest, zdajesz sobie sprawę, która jest godzina?- mama zaczęła na mnie krzyczeć, ale wcale jej się nie dziwię. Należało mi się. Mogło mi się coś stać. Kto to wie.
-Tak mamuś, zasiedziałam się, bardzo cię przepraszam.- zaczęłam kierować się w stronę domu.
-Właśnie miałam ci coś powiedzieć. Dziś przyjechał...- wtedy zderzyłam się z kimś upadając na ziemię.
Podniosłam głowę do góry. Prze de mną stał nieśmiało uśmiechający się Liam. Z rąk wypadł mój iPhone, wyłączając się. Myślałam, że mi się przewidziało i dla pewności przetarłam oczy, mrugając kilkakrotnie, uważając, że to fikcja. Jednak nie, on tam stał. Żywy.
-Liam?- spytałam nie pewnie, a on wyciągnął rękę w moim kierunku. Chwyciłam ją nie pewnie, by już po chwili stanąć z nim twarzą w twarz.
-Oli! Martwiłem się o ciebie.- jednym zwinnym ruchem przyciągnął mnie do siebie, wtulając w swój tors.
-Co ty tu robisz? Skąd wiedziałeś, że tu jestem?- uniosłam jedną brew spoglądając w jego czekoladowe tęczówki. Westchnął cicho.
-Caroline nam powiedziała. Znalazła z Louisem twojego laptopa. Przyleciała razem ze mną.- przerwałam mu.
-Co?!- zatkał mi usta dłonią.
-Spokojnie!Pojechała do swojej matki i za kilka godzin wraca z powrotem do Londynu. Chciała pokazać mi drogę do ciebie.- zmarszczyłam czoło.
-Po co do mnie przyleciałeś?- spytałam, gdy zabrał swoją rękę z moich warg.
-Bo nadal mi na tobie zależy, nie chcę utrudniać ci wyboru, bo wiem, że między nami jest tylko przyjaźń i to się nie zmieni, nawet jakbym bardzo chciał, a ja nie chcę jej niszczyć. Przyleciałem, by cię wspierać no i bałem się, że coś ci się stanie.- zaśmiałam się pod nosem i ucałowałam go w policzek.
-Dziękuję, ci, że jesteś.- wtuliłam się w jego rozpalony tors. Chwycił mnie za rękę.
-Wracajmy. Twoja mama się martwiła. A tak po za tym jest świetna! Zna angielski. I takie pytanie. Mógłbym zostać u ciebie i dotrzymać ci towarzystwa, chyba, że nie chcesz to..- pokręciłam głową z dezaprobatą.
-Nigdy bym cię nie wyrzuciła. Nie po tym co dla mnie robisz i jak wiele znaczysz.- objął mnie ramieniem i szybkim krokiem rozmawiając o aktualnościach wróciliśmy do domu. W progu powitała mnie mama z serią uścisków i całusów.
-Boże córeczko! Nigdy więcej mnie tak nie strasz! Zrozumiano?- potrząsnęła mną delikatnie, a ja pokiwałam twierdząco głową.
-Właśnie, miałam wam kogoś przedstawić. Mamo, babciu to jest Liam.- teraz odwróciłam się do brązowookiego.
-Liam, to jest moja mama Paulina i babcia Grażyna.- chłopak uścisnął ich dłonie, ciepło się uśmiechając.
-Mamo, czy Liam, mógłby zostać ze mną do końca ferii?- zrobiłam maślane oczy.
-Oczywiście Oli.- poczochrała mnie po włosach.
-Jest już późno. Zrobiłam wam talerz kanapek i gorącą czekoladę. Idźcie już spać.- ucałowała nas babcia i pognaliśmy na górę.
-Gdzie chcesz spać?- uśmiechnęłam się do niego.
-Gdzie mi każesz.- przewróciłam oczami.
-Chociaż chciałbym z tobą.- zastanowiłam się przez chwilę i doszłam do wniosku, że to nie zły pomysł. Brakowało mi czyjegoś ciepła.
-Dobra, tylko bez żadnych wybryków Payne.- chłopak uniósł ręce w geście obronnym i zaśmiał się.
Zaprowadziłam go do mojej sypialni.
-Wow, ale tu pięknie.- pokiwał głową z uznaniem.
-Dziękuję.- usiedliśmy na łóżku, rozkoszując się późną kolacją, gdyż dochodziła 2:00 godzina.
-A gdzie masz walizki?- spytałam wybijając się z całkiem innego tematu. Chłopak podrapał się w tył głowy.
-Nie myślałem o pakowaniu się, tylko o tobie.- obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
-Trudno, będziesz chodził w ciuchach mojego taty.- poczochrałam go po włosach.
Pochłonięci rozmową zasnęliśmy w swoich objęciach.
Doszło do mnie, że mój sen się spełnił.
_____________________________________________________________
Wymęczyłam, ale jest. :) Miłego czytania. Dobranoc.<3
Doma.<3

Part XXIX

*Perspective by Car*
Wyrwana z transu usiłowałam zrozumieć głos buczący mi w głowie. Nagle zaczerpnęłam powietrza, jakby ktoś dusił mnie wcześniej pod wodą. Przed oczami pojawiły się ciemne plamy, spodowane chwilowym niedotlenieniem mózgu. Jeszcze kilka głębszych wdechów i byłam opanowana. Louis patrzył na mnie przestraszonym wzrokiem.
-Nic mi nie jest.. -powiedziałam do Niego i wstałam z łóżka. Wyłączyłam laptopa Oliwii i za Louise wyszłam z pokoju przyjaciółki. W salonie siedzieli i kolejno : Zayn, Niall i Liam.
-Niec mi nie jest.- powtórzyłam szeptem. Popatrzyli na mnie zdziwieni. Nie ma się co dziwić. Widać było pomnie, że płakałam, a moja twarz wyrażała głęboki szok.
-Gdzie pojechała??-rzucił cicho Zayn.
-Wróciła do Polski. Car mówi, że pojechała do rodziny. -odparł Zayn.
-Pojadę tam. -ledwo wypowiedziałam te słowa, poczułam pod powiekami łzy. Cały czas pamiętałąm krzywdy wyrządzane mi przez pijanego ojca, czy matkę, zanim odeszła.
-Nie chcę. -zaszlochałam i wtuliłam twarz w ramię siedzącego najbliżej Liama. Zdziwiony moim zachowaniem zaczął gładzić ręką moje plecy.
-Przecież Louis stoi obok Ciebie..-zaczął Niall, ale Zayn prawdopodobnie Go kopnął.
-Ale my nie jesteśmy razem. -Louisowi zadrżał głos.
-I teraz będziesz mi to wypominał??-podniosłam głowę z ramienia brązowookiego chłopaka i poczułąm jak zaczyna wypełniac mnie rozgoryczenie i złość.
-Nie, ale nie musiałaś być taka.. -urwał szukając odpowiedniego słowa.
-No jaka?? -syknęłam ostro.
-Zamknijcie się i pomyślmy co zrobimy.-groźnie rzucił Zayn.
-On ma rację. Nie potrzebnie zacząłem drążyć temat.-uciął Lou.
Fuknęłam wyniośle i podeszłąm do okna.
-Jak mam jechać, to muszę się spakować.-burknęłam niemiło.
-Ja pojadę.-wstałą z kanapy Liam.
-Bo?? Dlaczego Ty??-zdziwił się blondyn.
-Nie wiem. Bo tak. -wzruszył ramionami.
-Ale Liam. Ty nie znasz ani miasta, ani języka. Nie odnajdziesz się tam. Nie chcę nic mówić, ale to tylko kłopot. Muszę jechać ja.-popatrzyłam mu w oczy.
-To jedź ze mną.-lekko się uśmiechnął, a ja otworzyłam szeroko oczy.
-Właściwie, to mogę jechać z Tobą na jeden dzień, oddać Cię w ręce Oli i wrócić tu. -zaczęłam to rozważać.
-Możesz tez odwiedzić rodziców. I wrócilibyśmy w trójkę.-stwierdził.
-Nie!!-krzyknęłam, a chłopcy spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Znaczy się.. Nie.-powtórzyłam normalnym tonem.
-Spokojnie. Cos sie stało?? -zmarszył brwi Lou.
-Tak. Nie. Nic.. Ja pojadę z Liamem i wrócę. Tak. To dobry pomysł.-zaczęłam mówić szybko, żeby mi nie przerwali.
-Ah tak.. To ja się jadę pakować. -Liam ruszył w stronę drzwi.
-Poczekaj. Od razu zarezerwuję lot. -pobiegłąm po mojego laptopa i parę minut później wiedzieliśmy z Liamem, że lecimy jeszcze tego samego dnia. Była godzina 16:56. Samolot wylatywał o 20:00.
-O 19;00 po Ciebie przyjadę. -rzucił Li i wyszedł. Ja słabo się uśmiechnęłam i zabukowałam także bilet powrotny. Miałam wracać o 01:30.
-Czyli będę spowrotem w Londynie koło.. -zaczęłam liczyć czas.
-Koło piątej nad ranem.-dokończył za mnie Malik.
*jakiś czas później*
Siedziałam w samolocie, nieświadomie ściskając dłoń Liama.
-Boisz się lotać??- uśmiechnął się uspokajająco.
-Nie.. Boję się spotkania z matką. -wyszeptałam.
-Dlaczego??-zapytał z ciekawością.
-Bo jej nienawidzę, za wszystkie krzywdy, które mi uczyniła.-rzuciłam mściwie.
-Co?? Oliwia mówiła, że przy waszym wylocie tutaj, twoi rodzice bardzo ciepło was żegnali.-wyglądał na mocno zdezorientowanego.
-Bo to nie byli moi prawdziwi rozdzice. Tylko rodzice Alice. Poprosiłam ich o to, bo najzwyczajniej się wstydzę. -poczułam na policzkach gorący rumieniec.
-A co się stało??-delikatnie pogładził moje włosy.
-Moja matka, wyżywała się na mnie, bo mnie nie kochała. Zostawiła mnie gdy miałam zaledwie 5 lat. Tata trzymała się przez miesiąc. Popadł w alkoholizm. Zaczął się koszmar. Gdy miałam 10 lat było fatalnie. Często próbował mnie zgwałcić, bił mnie, obwiniał za wyjazd mamy. Taka była prawda. To przeze mnie, ale nie ja byłam winna ich wpadce. Bo ja nie byłam planowanym dzieckiem. Wpadli, gdy mama miała 19 a ojciec 20 lat. Szybki ślub i poród. Niby wesoła kochana rodzinka. To było niesamowite. Potem musiałam utrzymać ojca, który  wszystko przepijał. Zmarł, kiedy miałam 16 lat. Wtedy wróciła mama. Zachowywała się tak, jakby żałowałą odejścia. Próbowała to naprawić. Ale ja jej nienawidzę i nigdy jej nie pokocham. Za dużo krzywd.-Li ani razu mi nie przerwał. Tylko delikatnie głaskał mnie dłonią po policzku. Wyczerpany płaczem w domu i opowieścią teraz zasnęłam w ramionach przyjaciela.
Ktoś lekko mnie uderzył.
-Car, wylądowaliśmy.-wyszczerzył sie Liam.
Wyszliśmy z maszyny i po chwili opuściliśmylotnisko.
-Ok. To teraz czekaj chwilę. Dzwonię po taksówkę. -wystukałąm numer na klawiaturze i po chwili siedzieliśmy w taxi.
-Jak myślisz. Co zrobi Oli??-zapytał mnie Li.
-Nie wiem.-pokręciłam głową.
-Zagraniczni?? -rzucił kierowca.
-Tylko kolega. Ja wracam do swoich.-zaśmiałam się.
Liam popatrzył na mnie z zaciekawieniem, a ja przetłumaczyłam mu wymianę zdań z kierowcą.
Także zachichotał.
Gdy zajechaliśmy, pokazałam mu dom i kopnęłam w tyłek.
-Na szczęście.- rzuciłam i pocałowałam Go w policzek.
-Pa. Zadzwoń z Londynu.-mocno mnie objął i zastukał do drzwi.
Ja siedziałam juz w taxi. Znów weszłam do samolotu i po paru minutach od startu zasnęłam.
------------------
eloo kotki!! :/ Wasza Carmen, nie ma weny. Masakra.. Ale wypociłam coś, specjalnie dla Was i mojej Oli, bo zabiłaby mnie, gdybym tego nie dodała. Poza tym coś mi obiecałą ;p
Całusy - Caroline <33

wtorek, 22 stycznia 2013

Głosujcie!

Hej<3. Dodałam kolejne ankiety, bo chcę się dowiedzieć, czy Caroline powinna wrócić do Louisa, czy zainteresować się Niallem? Czy Oli powinna przebaczyć Hazzie? Czy może dać szansę Liamowi lub Zaynowi? Głosujcie, a wasze opinie będą brane pod uwagę i bardzo nam pomogą. Dziś Carmen powinna dodać nowy rozdział. Miłego czytania.;)

Doma&Carmen.<3
Moje bazgroły.:D

Part XXVIII

*Z perspektywy Oliwi*


Zatłoczona Warszawa. Spaceruje po pobliskim parku z słuchawkami w uszach. Obserwuje małe dzieci, ludzi śpieszących się do pracy i coś co boli mnie najbardziej. Zakochane pary. Wciąż nie może dojść do mnie to, że osoba, którą kochałam, potraktowała mnie w ten sposób. Zaciągnęłam się świeżym powietrzem i spuściłam głowę, rozmyślając co będzie ze mną dalej. W pewnym momencie, zaczyna dzwonić mój telefon. Wyciągam go z kieszeni płaszczu i przyciskam zieloną słuchawkę.
Po głosie rozpoznaję, że to moja mama. Wtedy dopiero orientuję się, która jest godzina. Dochodzi 23:00. Przyspieszam kroku, wciąż prowadząc konwersacje z swoją matką.
Wtedy wpadam na kogoś. Szybko unoszę głowę, a telefon wypada mi z ręki. Prze de mną stoi...
-Oli! Oli, skarbie, telefon do ciebie. Proszę odbierz.- obudziła mnie babcia podając słuchawkę w dłoń.
-Halo?- mój głos był strasznie zachrypnięty.
-Oliwia! Boże, gdzieś ty jest?!- wtedy zorientowałam się, że rozmawiam z Liamem.
-Gdzieś, gdzie zapomnę o swoich problemach. Liam, proszę nie dzwońcie do mnie, wrócę za dwa tygodnie. Trzymajcie się. Pozdrów resztę.- usłyszałam jeszcze jego krzyk, ale oddałam telefon babci, rozłączając rozmowę. Źle się czułam... Źle się czułam z tym, że tak traktuję swoich przyjaciół. Niestety musiałam. Nie miałam wyboru. Nie mogłam powiedzieć im gdzie się znajduję. Muszę od tego wszystkiego odpocząć. 
-Wszystko w porządku skarbie?- spytała czule, a ja pokiwałam twierdząco głową.
-Tak.. Jest dobrze. Która jest godzina?- ziewnęłam i przeciągnęłam się leniwie.
-11:30. Śniadanie już gotowe. Zejdź za chwilę, bo wystygnie.- poczochrała mnie po włosach i wyszła.
Wstałam z łóżka i powędrowałam do łazienki, gdzie suszyły się moje ubrania. Umyłam zęby, związałam włosy w niechlujnego koka i zmyłam resztki makijażu. Założyłam potargane jeansy i szeroką czarną koszulkę. Opuściłam pomieszczenie i zeszłam po schodach na dół. Weszłam do kuchni, gdzie na stole leżał talerz z jajecznicą i ciepła kawa. Ucałowałam babcię w policzek i zasiadłam do stołu.
-Smacznego.- rzuciła i opuściła pomieszczenie.
Moja babcia to na prawdę geniusz kulinarny. Nigdy nie jadłam lepszego śniadania. Nawet zamówiona pizza się z tym nie równała. Dopiłam napój do  końca i pozmywałam po sobie naczynia. Kątem oka zauważyłam, że babcia wraz z mamą siedzą w salonie oglądając jakieś nudne seriale. Przewróciłam oczami i wróciłam do pokoju, odpalając komputer. Zalogowałam się na facebooku i Twitterze, a wtedy mina mi zrzedła. Tysiace wiadomości, głównie z tym, że prze ze mnie Hazza leży w szpitalu, że zraniłam go, pobiłam, wykorzystałam. Na te pare tysięcy, tylko kilka było z współczuciem, pocieszeniem... Nie mogłam uwierzyć w to co czytam. Dlaczego ludzie mnie tak nienawidzą? Nawet nie znają prawdy. Po moich policzkach znów zaczęły spływać słone łzy. Ostatnio byłam straszną beksą. Płakałam nawet po kilka razy dziennie. To było nie do uwierzenia. Co ten chłopak ze mną zrobił, co ja zrobiłam z sobą...   Muszę to skończyć. Tylko co? Moje beznadziejne życie, czy tą całą zakichaną sytuację?  Tak raczej to drugie. Popełnienie samobójstwa i tak w niczym nie pomoże, tlko pogorszy sprawę. Weszłam na stronę główną i zaczęłam pisać swoje przemówienie.
"Jesteście niemożliwe. Dlaczego osądzacie mnie, za głupotę swojego idola? Jakbyście się czuły, gdyby wasz chłopak miał dziewczynę, a wami zabawiał się pod niej nieobecność? A potem w jakiś dla was ważny dzień, ona przyleciała by ni stąd ni z owąd i zaczęła go całować, nie zwracając na was uwagi? Nic nie mam do niej, tylko do Harrego. Nie chcę go znać. Tyle i przestańcie mnie hejtować, tylko postawcie się w mojej sytuacji.
Pozdrawiam, Oliwia.xx". To samo opublikowałam na Facebooku i wyłączyłam komputer.
Postanowiłam nie kisić się w domu tylko zaczerpnąć świeżego powietrza. Tak też zrobiłam. Ubrałam czarną kurtkę i brązowe kozaki. Bez słowa opuściłam dom, kierując się wąską ścieżką nad Wisłę. Kochałam tam przesiadywać. W tym miejscu podejmowałam ciężkie i ważne dla mnie decyzję. W tym wypadku " Kogo kocham naprawdę? Harrego czy Zayna? A może żadnego z nich?".

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Part XXVII

*Perspective by Caroline*
Puściłam Louisa i weszłam po schodach na górę. Wprost do pokoju Oliwii. Delikatnie nacisnęłam klamkę i drzwi otworzyły się pod naporem moich palców. Na łóżku leżał pracujący laptop. Podeszłam do niego szybkim krokiem i ruszyłam padem, w celu wyłączenia wygaszacza. Niestety, był na hasło.
-Niech zgadnę.. Harry Styles -mruczałam pod nosem.
-Błąd?!?! -zdziwiłam się.
-Spróbuj "Milkshake City" -rzucił Lou, który patrzył mi przez ramię. Wpisałam słowa i znów wyskoczył error.
-Cholera.. -szepnęłam.
-Best friends.-Louis nachylił się nade mną i wpisał wyrażenie. Wstrzymałam oddech, a On wcisnął klawisz "Enter". Ze świstem wypuściłam powietrze z płuc.
-Dzięki. -powiedziałam tylko i zaczęłam przeglądać na jaki lot Oli zabukowała bilet.
-Polska.. Polska. Wyjechała do Polski.. Wróciłą do domu. Do wspomnień. Do ciepła. Do miejsca, gdzie nie miałą problemów. Gdzie każdy ją kochał. Wróciła do.. Do rodziny.. -mówiłam po polsku.
-Car. Co Ty mówisz?? -zapyta zdezorientowany Louis.
Nie słuchałam Go, tylko skupiłam się na własnych wspomnieniach. Ja nie miałam ciepłej rodziny. Matka zostawiła mnie, kiedy miałąm 5 lat. Opiekował się mną tata. Jednak załamał się po odejściu mamy i zaczął pić.Przez te lata, to ja musiałam zarabiać na siebie i ojca. Przez ten okres czasu, również przeżyłam pierwsze miłości. Było ciężko, nie powiem, że nie. Ludzie mocno mnie ranili. I to nie tylko Ci chłopcy, którzy myśleli, że jestem dziwką i pójdę z nimi do łóżka na edną noc. Na "jeden numerek". Ojciec zmarł, kiedy miałam 16 lat. Wtedy wróciła Ona.. "Ukochana mamunia". Zachowywała sie tak, jakby próbowałą naprawić wszystko co zniszczyła. Było ciężko, ale udawałam, że jest świetnie. Udawałam, że ją kocham, podczas gdy nienawidziłam jej z całego serca. To było straszne, zwłaszcza, że była jedyną osobą, która mi została. Nie miałam już babć, dziadków, cioć czy wujków. Nikogo. Tylko Ją. Dlatego wyjechałam, przy pierwszej możliwej okazji. A teraz, to wszystko wróciło. Po moich policzkach spynęły łzy.
-Ale się nie poddam. Nie teraz. Mimo, że nie mam już dla kogo walczyć, to będę silna i przyżyję. Tyle wycierpiałam, nie tylko po to, żeby umrzeć zraniona. -powiedziałam głośno i nieświadoma mocno ścisnęłam dłoń Louisa.
-Nigdy się nie poddam. -wyszeptałam. W tej chwili ocknęłam się, jak z głębokiego transu. Usłyszałam czyjś głos. Mówił jakby nie z tego pokoju. Słyszałam go w głowie..

niedziela, 20 stycznia 2013

Part XXVI

*Z perspektywy Oliwi*


Lot dłużył mi się nie miłosiernie, ale już po godzinie zasnęłam. Obudził mnie głos stewardessy.
-Prosimy zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania.- wykonałam jej polecenie i przetarłam zaspane oczy. Nie żałowałam ani trochę, że wróciłam do Polski. Mam nadzieję, że przez te dwa tygodnie przemyśle wszystkie sprawy i odpocznę od szarej rzeczywistości. Ustawiłam się w kolejce do wyjścia i opuściłam wielką maszynę. Udałam się po odbiór bagaży i poszłam na parking szukając auta mamy. Niestety tata wyjechał w dwumiesięczną delegację, a w domu był tylko na święta. Szukałam wzrokiem naszego samochodu, do momentu gdy ktoś zasłonił mi oczy.
-Oliwia!- krzyknął mi znajomy głos.
-Mamo! Tak bardzo tęskniłam!- rzuciłam się w ramiona swojej rodzicielki, a ta uścisnęła mnie mocno.
-Boże, jak tyś wyładniała. Ten Londyn dobrze na ciebie działa.- uśmiechnęłam się radośnie, a w środku, aż pękałam od sarkazmu. W każdym bądź razie, nie chciałam jej obarczać swoimi problemami, gdyż sama miała ich po pęczki. Wsiadłyśmy do czerwonego porshe i skierowaliśmy się do naszego mieszkania.
-Jak tam na studiach?- spytała po chwili.
-Jak na razie świetnie mam same dobre oceny, więc mam nadzieję, że w tym roku też tak będzie.- odparłam i wbiłam wzrok w szybę jak to miałam w zwyczaju. Droga minęła nam szybko i sprawnie, bez żadnych zakłóceń. Dojechałyśmy na miejsce i weszłyśmy do domu. Zdziwiłam się, że matka nie zakluczyła go, ale szybko zorientowałam się o co chodzi.
-Babciu!- wydarłam się i pobiegłam do siwej staruszki, ściskając ją mocno.
-Oli skarbie, jak ja cię długo nie widziałam. Aleś ty wypiękniała!- ucałowała mnie po policzkach i poczochrała po włosach.
-Chodźcie kochaniutkie, zrobiłam kolację.- dochodziła godzina 20:00. Usiadłam razem z mamą i babcią przy stole zajadając się pysznym ryżem z jabłkami, który był jej specjałem.
-Mmmm babciu, ty wiesz co poprawia mi humor.- zaśmiałyśmy się głośno.
-Tak, popieram.- odparła moja mama z wielkim bananem na twarzy.
Zjadłyśmy wszystko do końca, porozmawiałyśmy chwilę i odpoczęłam po podróży.
-Dobra, ja moje drogie zbieram się do pracy. Będę jutro przed 9:00. Paa.- ucałowała mnie w policzek i machając opuściła dom. Westchnęłam ciężko, a babcia od razu zorientowała się, że coś jest nie tak. Ona zawsze to wyczuwa, jest specem, dlatego kocham z nią szczerze rozmawiać, bo zawsze trafnie doradza.
-Dziecko, ja widzę, że coś jest nie tak, proszę opowiedz mi.- pogłaskała mnie po policzku, po którym spłynęła pierwsza łza.
-To przez chłopca.- otworzyłam szeroko oczy, które lśniły jak woda w oceanie.
-Nie ważne, mów o co chodzi skarbie.- pociągnęłam nosem.
-Jakieś trzy tygodnie poznałam dość sławny Boy's Band, One Direction.- babcia zaśmiała się głośno.
-Tych twoich pięciu bogów?- zażartowała, a ja spojrzałam na nią z pod byka.
-Tak właśnie ich. Jeden z nich..- przerwała mi.
-Znam ich z twoich opowieści i zdięć, mów po imieniu.- pokiwałam twierdząco głową.
-Liam starał się o moje względy, Louis zakochał się w Caroline, a Harry we mnie. Wybrałam właśnie jego. Wtedy w Liama wstąpiło coś dziwnego i zaczął się do mnie dobierać, za co oczywiście przeprosił. Z Stylesem układało mi się rewelacyjnie. Z Zayn był moim najlepszym przyjacielem, podobnie jak Niall, lecz przy nim nie miałam poczucia bezpieczeństwa i tych potocznie zwanych motyli w brzuchu.Tuż przed świętami okazało się, że Carmen jest w ciąży.- tu babcia chciała coś wtrącić, a ja nie dopuściłam jej do słowa.
-Daj mi skończyć. Następnie w dzień Sylwestra było najgorzej. Byłam zabawką dla Harrego, na czas gdy nie było przy nim jego dziewczyny, Taylor Swift. Wtedy z płaczem wybiegłam z restauracji, a za mną Zayn. Wyznał mi miłość, pocałował, a ja uświadomiłam sobie, że do niego też czuję miłość, problem w tym, że do Stylesa tak samo. Caroline gdy się o tym dowiedziała wpadła w furię i ciężko go pobiła. Teraz leży w szpitalu z kilkoma połamaniami i złamaniami. Najgorsze jest to, że Car nie była w ciąży, tylko ma raka. Wychodziłam z sali i usłyszałam jak zrywa z Louisem. Zdenerwowana wygarnęłam jej jaką jest idiotką postępując tak z ideałem chłopaka i zmęczona życiem wróciłam do Polski.- skończyłam trzęsąc się i głośno szlochając. Babcia bez słów mnie zrozumiała i mocno przytuliła. Czułam ciepło jakiego mi ostatnio brakowało. Cieszyłam się, że mnie rozumie i liczyłam, że pomoże.
-Wiem, że jest ci trudno. Z Caroline na pewno będzie dobrze. Jeżeli tylko się postara i zadba o siebie w należyty sposób. Co do ciebie? Trudna sprawa. Twoje serce należy do dwóch panów i jak mnie wam będziesz musiała zadecydować tuż po feriach. Nie będą czekać wiecznie. Jeżeli nie kochasz ich, nawet w to nie wchodź, a jeżeli kochasz jednego z nich? Zastanów się dokładnie, przy którym czujesz się najlepiej i który naprawdę cię kocha. Pamiętaj. Wybór należy do ciebie. Nie słuchaj mózgu, tylko serca, bo to one jest tu specem.- pocałowała mnie w policzek.
-A teraz chodźmy już spać. jesteś pewnie zmęczona. Dochodzi 23:00. Dobranoc skarbeńku.- przytuliłam ją i szepnęłam.
-Dziękuję.- puściła mi oczko i zniknęła za drzwiami. Wstałam z krzesła i powędrowałam na górę do swojego pokoju. Rozglądnęłam się po nim i wszystkie wspomnienia wróciły. Całe dzieciństwo. Uśmiechnęłam się delikatnie i szybko przebrałam się w piżamę. Nie miałam siły nawet brać prysznica. Rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy.
-Czemu to musi być takie trudne? Którego kocham naprawdę? A może nikogo z nich?- zadając sobie w kółko te pytanie zasnęłam.
__________________________________________________________________
Hej tu Doma.<3 Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodoba, chodź
muszę przyznać, że wena mnie nie rozpieszcza.:) Prosimy was o komentarze z
szczerymi opiniami. To dla was chwilka, a dla nas pomoc i przyjemność.:D
Miłego czytania.
Doma.<333

sobota, 19 stycznia 2013

Part XXV

*Perspective by Car*
Gwałtownie się odwróciłam, a moje rozpuszczone włosy uderzyły mojego byłego już w twarz. Nagle z sali wyszła Oli. Widocznie usłyszała moje słowa, bo teraz ja usłyszałąm od Niej kilka niemiłych, aczkolwiek prawdziwych słów. Podeszła do Louisa i mocno Go przytuliła. Na koniec oznajmiła, że wyjeżdża, do końca ferii. Nie wiedziałam co mam powiedzieć czy zrobić. Zaczynałam żałować, bo powoli dochodziła do mnie prawda, że Louis jest był kimś, na kim mogłam polegać zawsze i wszędzie. Mimo, że znałąm Go tylko 3 tygodnie, to zdążyłam się z Nim związać i zaufałam Mu. Ale złość wzięła górę nad tymi rozmyślaniami. Zorientowałam się, że od około 10 minut stoję z otwartymi ustami, nie wykonując żadnych ruchów. Nagle coś we mnie zaskoczyło.
-Tak nie może być.- szepnęłam na tyle głośno, że chłopcy to usłyszęli. Nie zwracając uwagi na ich wołanie pobiegłam korytarzem i schodami w dół. Wybiegłam przed szpital i zatrzymałąm się gwałtownie.
-OLIWIA!!!! - krzyknęłam, myśląc, że wciąż gdzieś tu jest. Niestety, zdążyła odjechać.
-Caroline, co Ty robisz?!?! -Louis złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Za Nim z budynku wyszła reszta zespołu. Oczywiście oprócz Hazzy.
-Nie. Nie teraz. Puszczaj mnie!! -wyrwałąm dłoń z Jego silnego uścisku i podbiegłam do taksówki.
-Na London Street poproszę. Tylko niech pan jedzie, jakbym miała zaraz urodzić dziecko!! -ostrzegłam go i w tym momencie do auta wszedł Louis.
-A Ty tu czego??-warknęłam.
-Nieważne. Niech pan wreszcie jedzie.-odparł i zwrócił się do kierowcy.
Po około 15 minutach jazdy zatrzymaliśmy się pod moim domem. Wybiegłam z samochodu zostawiając w nim Louisa, który chcąc niechcąc musiał zapłacić. Wszedł za mną do mieszkania. Oliwi już nie było. Westchnęłam rozpaczliwie i odwróciłam się do Louisa, który stał tuż za mną. Dosłownie. Odwróciłam się i prawie zderzyliśmy się nosami.
-Louis chcę, żebyś wiedział, że doceniam wszystko co dla mnie robiłeś i ciągle robisz. Przy okazji, dzięki za taksówkę. -lekko się uśmiechnęłam.
-Musisz wiedzieć, że Cię kocham, ale jest mi ciężko. Bardzo pragnę, żebyś to zrozumiał. Przyda Nam się trochę przerwy. Wiem, że może brzmi to jak rozkaz, żebyś czekał, aż mi się odwidzi, aż do Ciebie wrócę. Ale nie o to chodzi. Znajdź sobie dziewczynę, która będzie Twoją wymarzoną..- w tym momencie Lois mi przerwał.
-Masz rację. A to Ty jesteś moją wymarzoną - przytulił mnie i pocałował. Nie zareagowałam. Było mi tak przykro. Nie chciałam Go ranić, ale mówi się trudno. Delikatnie Go odepchnęłam dając mu do zrozumienia, że  ma przestać. Zrozumiał.
-Czyli nie damy sobie tej szansy?? -wyszeptał patrząc mi w oczy.
-Nie Lou. Nie damy.. -przytuliłam Go najmocniej jak potrafiłam. Stał sztywno, ale po sekundzie poczułam jak Jego silne ramiona oplatają moje ciało..
--------------
Eloo.. Tu Carmen <3
Chciałam Wam powiedzieć, że nie podoba mi się ten rozdział.. W ogóle mam jakiś mdły nastrój, więc nie za bardzo mi szło pisanie tego part'u. Przykro mi, ale Was.. ZSZANTAŻUJĘ!!!! Następny rozdział będzie, jeśli pod tym będą 2 komentarze. Tylko dwa. Nie powinno być trudno. Prawda?? ;>
Okk.. Mniej więcej tyle. Dobranooc <3
Ps. Wiecie, że ostatnio Wasza Carmen ma fazę na Tokio Hotel?? Znowu?? Po jakim roku przerwy znowu jestem (chociaż nigdy nie przestałam) napaloną na Nich Alien. xdd Dobra. Nie męczę.. Buziaczki Car <33 Jednokierunkowych ;*

Part XXIV

*Z perspektywy Oliwi*


-To my zostawimy was samych.- Caroline pociągnęła za sobą Nialla i Liama oraz mocno popchnęłam ciekawskiego Louisa w drzwiach. Podniosłam się z krzesła i miałam zamiar opuścić salę, lecz zatrzymał mnie błagalny ton głosu Harrego.
-Oli, proszę zostań...- szepnął wręcz niesłyszalnie. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech, wypuszczając powietrze z płuc. 
-O co chodzi?- zapytałam najgrzeczniej jak potrafiłam zaciskając zęby. Byłam z nim zaledwie dwa tygodnie, a tyle krzywd zdążył mi wyrządzić. Zastanawiało mnie jedno. Dlaczego po mimo to, że miał dziewczynę, próbował odciągnąć mnie od Liama? Przecież to bez sensu. 
-Usiądź tu.- poklepał krzesło, które stało koło łóżko. Westchnęłam i zajęłam miejsce przez niego wskazane.
-Oli... Ja wiem, że źle cię potraktowałem.- przerwałam mu. Nie miałam zamiaru wysłuchiwać jego tłumaczeń. Marnował mój cenny czas, który ostatnio zmarnowałam właśnie na niego.
-Dość. Nie chcę tego słuchać! Czy do ciebie nie dociera, że wykorzystałeś mnie? Czego teraz żądasz? Twoja dziewczyna zostawiła cię, bo zobaczyła jakim jesteś kretynem? Brawo, wreszcie przejrzała na oczy. Nie wiem co ją oślepiało, może burza tych loków..- ugryzłam się w język, a on delikatnie uśmiechnął.
-Jednak masz do nich słabość..- zacisnęłam pięści.
-Mylisz się Styles. Wszystkie moje słabości wygasły wraz z Nowym Rokiem.- syknęłam groźnie.
-Ja cię wcale nie wykorzystałem! Nie kocham Taylor, już od dawna. Nic do niej nie czuje. To miała być po prostu dobra reklama, a on za bardzo się w czuła. Mam już tego dość. Chcę być przy kimś, na kim mi zależy, a nie przy niej. Może i to fajna dziewczyna, ale nie dla mnie...- chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi. Do środka weszła blondynka, która od razu rzuciła się na Harrego.
-No.. Nic tu pomnie. Do widzenia.- bąknęłam wstałam z miejsca i opuściłam salę.
Tak.. Nie kocha jej, a ciągle z nią jest. Takie żarty to nie ze mną. Wyszłam na korytarz i usłyszałam słowa, które mnie z szokowały i zirytowały jednocześnie.
-Dobrze, w takim razie to koniec. Nie jesteśmy parą.- ciemnowłosa odwróciła się i uderzyła Louisa rozpuszczonymi kosmykami prosto w twarz.
-Caroline!!!- pobiegłam do niej i chwyciłam ją za ramiona.
-Puść mnie!- próbowała się wyrwać, jednak ja byłam silniejsza.
-Posłuchaj mnie! To już wcale nie jest zabawne! Czy ty nie widzisz, jak on cię kocha? Nie dostrzegasz tego jak się stara? Zrywasz z nim co pięć minut i znowu wracasz! Opanuj się! Zachowujesz się jak baba w ciąży, w której nie jesteś. Tak, wiem. Masz raka, ale to nie usprawiedliwia cię od takie traktowania. On po mimo tego, że w każdej chwili może cię stracić jest przy tobie, pomaga ci, troszczy się jak nikt inny. To mnie facet potraktował jak zwykłą zabawkę, a gdy już się pobawił, wyrzucił na śmietnik. Louis jest ideałem mężczyzny. Takiego chłopaka życzę każdej kobiecie, a ty nie potrafisz tego docenić! Szanuj to co masz, bo łatwo możesz to stracić! Ja mam tego serdecznie dość. Do szkoły zostało dwa tygodnie, więc wyjeżdżam! Do widzenia!- powiedziałam jej wszystko co myślałam w tej sprawie. Wiem, że nie powinnam się w to mieszać, ale on jej nic nie zrobił, a ja gdyby miała takie szczęście, była bym najradośniejszą kobietą pod słońcem. Niestety, nie każdemu w życiu się układa. Podeszłam jeszcze do Louisa i mocno go przytuliłam. On od razu odwzajemnił mój gest. To samo zrobiłam z resztą chłopców. Wszystkich zamurowało. Nie potrafili nic powiedzieć. Posyłając im ostatni uśmiech opuściłam szpital. Wsiadłam do swojego Lang Rovera i pojechałam jak najszybciej do domu, by spakować swoje walizki.
Wysiadłam z auta, od kluczyłam drzwi i pobiegłam na górę. Z szafy wyjęłam, trzy duże torby i zaczęłam wrzucać w nie ubrania, buty, kosmetyki, urządzenia elektroniczne i inne ważne rzeczy. Wskoczyłam na łóżko, odpaliłam laptopa i zamówiłam bilet na lot do Polski. Do odprawy została mi godzina. Szybko z bagażami zbiegłam na dół. Wybiegłam z mieszkania, spakowałam rzeczy do bagażnika i usiadłam na miejscu kierowcy. Opaliłam auto i ruszyłam przed siebie prosto na lotnisko. Droga dłużyła mi się nie miłosiernie, a ja ciągle zastanawiałam się, czy podjęłam dobrą decyzję. Po dłuższych przemyśleniach doszłam do wniosku, że tak, więc nie myśląc już o tym zaparkowałam samochód na parkingu, zabrałam swoje walizki i udałam się na odprawę. Usiadłam na swoim miejscu i zapięłam pasy. Głos stewardessy ogłosił, że startujemy. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę jaki błąd popełniłam. Zostawiłam otwartego laptopa na kupnie tego biletu. W duchu modliłam się, żeby nie zobaczyli dokąd się wybrałam.

piątek, 18 stycznia 2013

Part XXIII

*Perspective by Caroline*
Podeszłam do Harry'ego i kucnęłam przy Jego łóżku. Powoli podniósł na mnie swój wzrok. 
-Caroline.. - powiedział z dziwnym grymasem na twarzy. Zachciało mi się płakać. 
-Harry.. Ja chciałam Cię przeprosić. Wiem, że zareagowałam zbyt.. Agresywnie.. - spojrzał na mnie z litością 
-Dobra. Masakrycznie Cię pobiłam, ale ja.. Ja mam problemy i nie mogłam się powstrzymać. Jeszcze jak pokiwałeś tą głową, że Oliwia była zabawką, to nie wiedziałam co robię. Harry.. Przepraszam.. - po mojej twarzy zaczęły spływać perliste łzy. Mój przyjaciel swoją owiniętą w bandaże ręką powoli otarł krople toczące się i spadające w pościel. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Zawsze, kiedy byłam szczera , to patrzyłam ludziom w oczy. 
-Wiesz, że Ci wybaczyłem?? Bo mi się należało?? -uśmiechnął się i powiódł po sali spojrzeniem.
-Oli.. - wyszeptał zmartwiałymi wargami. 
-Ok. To my z chłopakami idziemy do lekarzy się poorientować co i jak, a Wy sobie porozmawiajcie. - powiedziałam szybko i złapałam za rękę Zayna i Liama, którzy stali najbliżej. Wychodząc mocno kopnęłam Louisa, który stał w drzwiach, ale nie miał zamiaru iść. 
-Aua!!- syknął, ale poszedł za Nami. 
Wyszliśmy, zostawiając tę dwójkę samą. 
-Dlaczego mnie kopnęłaś?? -zapytał Louis naburmuszony.
-Bo byś się stamtąd nieruszył. -powiedziałam stanowczo i usiadłam na kolanach Nialla, który siedział na krześle. Obok niego siedział Zayn, Liam i na końcu klapnął zły Louis. 
-Dałabyś spokój.. - zaczął.
-Ja?? Przecież ja NIC nie robię!!
-No właśnie. Nic nie robisz!! I tu jest cały szkopuł. NIC nie robisz. W naszym związku nic się nie dzieje!!- odparł jednym tchem i odwrócił się w stronę wyjścia.
-Ah tak. Więc chodzi Ci o to, że JA, zmagając się z chorobą, poświęcając większość swojego czasu TOBIE, tracąc przyjaciół i tracąc.. TRACĄC ŻYCIE!! NIC nie robię tak??- wyrzuciłam z siebie i podeszłam do Niego bliżej.
-Nie o to mi chodziło.. Ująbym to inaczje, ale ogół - tak. Ty nic nie robisz. Ja się staram, a Ty?? Ty po prostu się bawisz. - Jego oczy błyszczały z wściekłości.
-Jak możesz tak mówić?!?!- gumka do włosów nagle się rozerwałą, 
-Dobrze. W takim razie to koniec. Nie jesteśmy parą. - gwałtownie się odwróciłam i moje rozpuszczone włosy uderzyły mojego eks w twarz..

czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział XXII

                                                                        *Z perspektywy Oliwi*


Zostawiliśmy ich samych. Alice zabrała mnie do kuchni, wskazała krzesło, na którym usiadłam i zaczęła szperać coś w szafkach.
-Napijesz się czegoś?- zapytała po chwili, posyłając mi ciepły uśmiech.
-Jeżeli to nie kłopot, to kawy.- rzuciłam nieśmiało, a ona zabrała się, za gotowanie wody.
Wstawiła czajnik na kuchenkę gazową i usiadła naprzeciwko mnie.
-Nie miałyśmy okazji poznać się lepiej, Alice jestem.- wyciągnęła w moim kierunku dłoń, którą uścisnęłam.
-Miło mi, Oliwia.-odpowiedziałam miło.
-Jak już pewnie wiesz jestem przyjaciółką Caroline, pochodzę z Polski i...- zaśmiałam się głośno.
-Ale ja cię doskonale pamiętam. Carmen, gdy jeszcze mieszkałyśmy w Polsce wiele mi o tobie mówiła.- dziewczyna lekko zdziwiła się na moje słowa.
-Naprawdę? To powiedz o mnie kilka rzeczy.- jak widać, nie uwierzyła mi.
-Nazywasz się Alice Stoner, uwielbiasz śpiewać, wygłupiać się, kochasz Car i Nialla Horana z One Direction.- na ostatnie słowa zarumieniła się.
-Wow, jednak naprawdę wiesz kim jestem.- wyszczerzyłam się do niej.
-Szczerze? To i tak wiem o tobie mało, ale najważniejsze chyba zapamiętałam.- puściłam jej oczko.
-To może teraz ty opowiedz coś o sobie.- zagadnęła po chwili.
-Ja jestem Oliwia MccOwlln, pochodzę z Polski, mam 18 lat, uczę się na KAM w Londynie, mieszkam na London Street.- zaczęłam wymieniać, ale ona weszła mi w zdanie.
-I jesteś dziewczyną Harrego Stylesa.- na te słowa spoważniałam.
-Byłam..- szepnęłam i przełknęłam rosnącą kluchę w moim gardle.
-Ale jak to?- popatrzyła na mnie z nie do wierzeniem.
-Byłam zwykłą zabawką, gdy nie było przy nim Taylor.- prychnęłam gniewnie, a ona przyjrzała mi się badawczo.
-Tej Taylor, Taylor Swift?- kiwnęłam twierdząco głową. Czajnik zaczął wyć. Wstała, podeszła i ściągnęła go z palnika. Zalała wrzącą wodą dwie kawy i dolała mleka. Postawiła szklanki na stole.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się, na ile to było możliwe nie sztucznie i zabrałam jednego dużego łyka. Od razu przeszła mnie fala uspokojenia. Po kilku minutach ciszy, do kuchni wszedł Louis.
-Gdzie Caroline?- zapytałam podchodząc w jego stronę.
-Zasnęła mi na rękach, Oli. Wracajmy już. Zaniosę ją do auta. Bądź za chwilę.- mruknął ponuro i wyszedł.
Dopiłam swoje picie do końca i przytuliłam Alice.
-Dziękuję ci za gościnę. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy. Może Niall wreszcie zobaczy w tobie "tą jedyną".- puściłam jej oczko, a ona wyszczerzyła się radośnie.
-Do zobaczenia Oli.- odprowadziła mnie do drzwi i pomachała na pożegnanie. Weszłam do auta po stronie pasażera. Louis był jakiś nie wyraźny.
-Opowiesz mi co się stało?- zapytałam niepewnie. Chłopak westchnął.
-Oliwia, ona ma raka...- jego głos zaczął się łamać, a mnie po raz kolejny do oczu napłynęła fala słonych łez.
-Czyli nie była w ciąży.- szepnęłam sama do siebie.
-Nie zostawię jej tak, ona musi żyć.- zagryzłam dolną wargę.
-Jesteś prawdziwym chłopakiem, godnym uczuć każdej kobiety. Dziękuję ci za to, że to właśnie ty rozkochałeś w sobie moją Caroline.- chłopak posłał mi blady, ale szczery uśmiech, który z trudem odwzajemniłam. Dojechaliśmy pod dom, Lou wyciągnął Carmen z auta, ja pobiegłam od kluczyć drzwi.
Zaniósł ją do swojego pokoju i wrócił na dół.
-Lou, jest 4:30. Zostań u nas. Przyszykuję ci coś do spania. Jak chcesz możesz spać z...- przerwał mi.
-Nie, nie chcę jej budzić.- pokiwałam głową i pstryknęłam w palce.
-Może chcesz pokój obok niej?- uniosłam pytająco brwi, a on przytaknął.
Zaprowadziłam go do sypialni, dałam szerokie dresy i czarną bluzę.
-Dobranoc.- posłał mi uśmiech.
-Branoc.- wyszłam z jego pokoju i weszłam do swojego. Zabrałam piżamę i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i zmyłam make-up. Przebrałam się w ciuchy do spania i wróciłam do łóżka.
Zmęczona całym dniem momentalnie zasnęłam.
Rano obudziło mnie delikatne szturchnięcie. 
Otworzyłam zaspane oczy i dostrzegłam Louisa.
-O hej.- uśmiechnęłam się i podniosłam do pozycji siedzącej.
-Cześć...Przepraszam, że cię budzę, ale nie chcę chodzić wam po domu, bez pozwolenia, a nie mogę zasnąć.- spojrzałam na zegarek. Dochodziła 10:00.
-Spoko. Poczekaj tu na mnie chwilę. Pójdziemy zrobić śniadanie.- wstałam z łóżka i zabrałam ze sobą świeże ciuchy. W toalecie ubrałam je, związałam włosy w kłosa i umalowałam delikatnie rzęsy tuszem.
Przed drzwiami łazienki siedział Louis. Na mój widok podniósł się i poszliśmy na dół.
Gdy weszliśmy do kuchni, chłopak zaglądnął do lodówki. 
-Nie macie z byt dużego wyboru. Ostatnia wizyta Nialla, nie wyszła wam na dobre.- zaśmiał się pod nosem.
-Spokojnie, możemy zrobić naleśniki. Mąki by chyba nie zjadł?- przewrócił oczami.
-Zdziwiłabyś się.- zmarszczyłam czoło i wyciągnęłam patelnie, rozgrzewając na niej tłuszcz.
Louis zrobił ciasto, a ja zaczęłam nalewać masę na patelnie. Po kilkunastu minutach na stole stały  trzy talerze z plackami. Przybiliśmy sobie piątkę i usiedliśmy, zajadając się smakołykami. Zalałam nam kawy i podałam jedna Louisowi. W tym momencie do kuchni weszła Carmen. Była cała ubrudzona od krwi.
-Jak ty pokrako wyglądasz.- zaśmiałam się.
-Dzięki..- przewróciła oczami i nie mając siły na dalszą konwersacje. Nagle pobiegła do łazienki, a Lou za nią. Opadłam ciężko na siedzenie i schowałam twarz w dłonie. Czy ten koszmar się kiedyś skończy?
Byłam zmęczona przez życie, a dopiero miałam 18 lat.
Po chwili Louis wrócił do kuchni.
-Co jej jest?- zapytałam ze strachem w głosie.
-Wymiotowała. Teraz poszła się umyć i przebrać.- odparł i zajął miejsce obok mnie.
Dokończyliśmy śniadanie i czekaliśmy na Carmen.
-Jestem, nie będę jadła. Jedziemy do Harrego.- powiedziała stanowczo i zaczęła się ubierać.
Gdy już to zrobiła, stanęła przed nami i spojrzała wyczekująco. Podnieśliśmy się z miejsc, i poszliśmy w jej ślady. Zamknęłam dom i wyszliśmy na zewnątrz. Wsiedliśmy do naszego auta. Ja siadłam na miejscu kierowcy, a para "kevinów" z tyłu.
Z piskiem opon ruszyłam w kierunku szpitala. Korki były potężne. No cóż w końcu dzisiaj nowy rok, ale czy będzie lepszy od starego? To się okaże. Po męczarniach dojechaliśmy na miejsce. Zgasiłam silnik i wyszłam na zewnątrz. Za mną podążyła Car z Lou. Zamknęłam wóz i weszliśmy do budynku.
-Spytam się w której jest sali.- odparła, ale ja złapałam ją za rękę.
-Numer dwadzieścia trzy.- przelecieli mnie wzrokiem i niepewnym krokiem udali się za mną.
Otworzyłam drzwi, a oni w ekspresowym tempie znaleźli się przy łóżku Stylesa.
Ja zajęłam miejsce w rogu i obserwowałam całą sytuację. Caroline zaczęła przepraszać go za swoje zachowanie. Nie słuchałam tego co mówili, ale wywnioskowałam, że się pogodzili.
Wtedy oczy Harrego zatrzymały się na mnie.
-Oli..- szepnął.
___________________________________________________________________
Kolejny rozdział jest. Prosimy o komentarze z uwagami, które bardzo nam się
przydadzą. Miłego czytania.
Doma&Carmen.<3

środa, 16 stycznia 2013

Part XXI

-Po prostu nie wiem.. - powiedziałam i poczułam, że zaczyna boleć mnie serce. Krzywdziłam Go. Jego i moich przyjaciół.
-Przepraszam.. - wyszeptałam cicho.
-Przestań!! Cały dzień mnie przepraszasz, a błędy popełniasz dalej!! - krzyczał.
-Dość tego!! Zrozumiano?!?! - usłyszałam krzyk Oliwii.
-Olii!! - podeszłąm do Niej tak szybko jak mi pozwalało osłabione ciało i wysokie szpilki.
-Co zrobiłaś Hazzie.. Nie musiałaś.. Kocham Cię, bo jesteś dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. Ale Harry'ego kocham jak brata, a nawet czuję do Niego coś więcej niż przyjaźń. Fakt, kocham Zayna. Naprawdę Go kocham, ale muszę poczekać aż mózg uspokoi serce. A Ty, czy Ty Go chciałaś zabić?!?! -lekko mnie przytuliła. Zaczęłam płakać. Cały mój makijaż już dawno sprawił, że moja twarz wyglądała, jakbym dostałam latte w ryjek. Łkałam nie mogąc wziąć oddechu.
-Cicho.. Ciichoo.. Cii.. Caroline.. Cicho.. Kochanie.. - Alice popchnęła Oliwię i mocno mnie objęła. Wtulona w jej ramię próbowałam się uspokoić.
-Zostawiamy Was na chwilę samych. -powiedziała Oli i złapała Al za dłoń i uśmiechnęła się do Niej ciepło. Wyszły z pokoju, a ja opadłam na fotel i wtulając się w poduszkę ciągle płakałam. Louis powoli do mnie podszedł i kucnął przede mną. Zmusił mnie, żebym popatrzyła mu w oczy.
-Co się dzieje?? Z Tobą, ze mną.. Z Nami??- łzy płynęły po mojej twarzy.
-Ja nie jestem w ciąży. Louis, kocham Cię, ale nie daję sobie rady.
-Jak to nie jesteś w ciąży?? Skąd wiesz??- jego oczy powiększyły się.
-Byłam u lekarza, bo dostałam okresu. Przestraszyłam się.. Okazało się, że mam.. Raka.. - wybuchnęłam szlochając. Usłyszałam ciche kroki. Przez myśl przeszło mi, że Lou odchodzi, bo nie chce mnie znać. Poczułam silne dłonie, które objęły mnie i pomogły mi wstać. Złapał mnie w talii i nic nie mówiąc kołysał na boki, dając się wypłakać.
-Nie zostawię Cię tak teraz.-wyszeptał.
-Nigdy mnie nie zostawiaj.. - odpowiedziałam równie cicho.
Znowu poczułam się bezpieczna i kochana.
Nogi ugięły się pode mną. Zamknęłam oczy i zaczęłam odpływać czarną nicość.
*jakiś czas później*
Otworzyłam oczy i zobaczyłąm mój pokój. Zerknęłam na zegarek i głośno ziewnęłam. Zwlekłam sie z łóżka i nie zwracając uwagi na to, że wciąż byłam w uwalonej krwią sukience, z rozmazanym make-up'em w rozpizdrzonych włosach zeszłąm na dół, do kuchni.
-Hej.. - powiedziałam cicho do Oliwii, która podawała kawę Louisowi. Odwrócili się w moją stronę.
-Jak Ty pokrako wyglądasz!! - zachichotała Oli.
-Dzięki.. - nie miałam siły na kłótnie. Niby dopiero co się obudziłam, ale wciąż byłam śpiąca.
Lou tylko lekko się uśmiechnął.
-Jest coś na śniadanie?? -zapytałam i nie czekając na odpowiedź pobiegłam do łazienki, pozbywając się zawartości żołądka. Louis trzymał mi włosy, żebym ich po prostu nie obrzygała. Czułam się fatalnie.
-To jest koszmar. -jęknęłam, wstałąm z klęczek i opłukałam twarz.
Prztuliłam się do mojego chłopaka. Chłopaka, który mimo wszystko ze mną jest i cały czas mnie wspiera. Wtulona w Jego tors czułam jego równy oddech i rytmiczne bicie jego serca. Puścił mnie i wyszliśmy z łazienki.
-Chyba nie będę jeść.. Ogarnę się i chcę jechać do Harry'ego. -weszłam po schodach na górę i z krzesła zabrałam czarne rurki i bordowy swetr. Z szafy wyciągnęłam biały t-shirt i bieliznę. Zrzuciłam z siebie wszystko i weszłąm pod prysznic. Szybko załatwiłam sprawę łazienki i po 10 minutach byłam już na dole. Ubrana i umyta, a włosy związałam w warkocza. Spięłam go wsuwkami tak, że tworzył rogalika wokół mojej głowy. Uśmiechnęłam się do Oliwii i Louisa. Powoli ubrałam kozaki i płaszcz. Poczekałam aż Oni też się ubiorą i wyszliśmy z domu.

Rozdział XX

 *Z perspektywy Oliwi*


Otworzył swoje zielone oczy i zaczął jeździć nimi po całej sali. Jego pełen zdziwienia wzrok zatrzymał się na mnie. Przełknęłam głośno ślinę, ale nadal dzielnie znosiłam jego spojrzenie.
-Co ja tu robię?- zapytał niepewnie i chciał się podnieść, ale gdy to zrobił cicho jęknął.
-Masz złamane żebro i kilka zwichnięć.- oznajmił poważnym tonem Liam, a Hazza złapał się za głowę.
-Coś cię boli?- kucnął przy nim Malik, klepiąc po ramieniu.
-Trochę głowa, ale przeżyję.- burknął pod nosem i założył ręce. Przewróciłam oczami i wygodnie usadowiłam się na siedzeniu. Nie mogłam na niego patrzeć. Jak tylko sobie przypomniałam, że jestem zwykłą zabawką, miałam ochotę zniszczyć mu tą ładną buźkę. Ciekawiło mnie też to gdzie jest Taylor, jednak odpowiedź na to pytanie dostałam szybciej, niż myślałam.
-Stary, a co z Taylor? Nie wiedziałem, że się spotykacie.- blondas usiadł na krawędzi łóżka z pytającą miną.
-Nic... Zostawiła mnie.- ujął to tak bez namiętnie, że miałam ochotę wydłubać mu oczy.
Pokręciłam pokryjemu głową z gniewem. Zachowywał się tak, jakby ludzie to były zabawki. Zayn musiał zauważyć moją minę, bo podszedł do mnie i przytulił mnie, przelotnie muskając wargi.
Oczy Harrego automatycznie się powiększyły i wtedy zobaczyłam jak patrzy na Malika z nienawiścią.
-Co ty sobie myślisz?- zacisnął pięści i syknął w stronę Zayna.
-O co ci chodzi?- jego ton był nad zwyczaj spokojny i opanowany.
-Jak to o co?! Do cholery, całujesz moją dziewczynę kretynie!- wydarł się, a ja aż podskoczyłam na kolanach mulata, gdzie aktualnie siedziałam.
-Jak to twoją dziewczyną? Przecież ty chodzisz, a przynajmniej chodziłeś z Talyor! Ja byłam jakąś zabawką na okres gdy nie było jej przy tobie, a ty śmiesz jeszcze do mnie tak mówić? Jesteś śmieszny!- wydarłam mu się prosto w twarz. Wtedy do niego dotarło to co zrobił, ale było już za późno.
-Czy wy jesteście razem?- szepnął, a jego głos zaczął się łamać.
Nasze odpowiedzi były różne. Powiedziałam "nie". Zayn i cała reszta spojrzała na mnie zdziwiona.
-Ale jak to? Oli..- Malik chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
-Zayn, słuchaj ja jednak nie mogę. Nie mogę być z tobą zaraz po rozstaniu. Wiem, że powiedziałam "tak", ale to by było nie fair w stosunku do tego co czuję w środku. Dobrze wiesz, że cię kocham, ale to co czułam do Harrego jeszcze nie wygasło. Chcę się związać dopiero wtedy, gdy będę pewna i żadne myśli nie będą mi zaprzątywać głowy. Czuję się strasznie... Nigdy nie miałam chłopaka i się nie całowałam. To wszystko wydarzyło się dopiero tu, a zdążyłam pocałować i ciebie i ciebie.- zwróciłam się do obu, którzy przypatrywali mi się z zaciekawieniem.
-Wiem, że to trochę dziwne, ale ja tak nie potrafię. Czuję się jakbym działała na dwa fronty. Nigdy nie przypuszczałam, że będę darzyła miłością dwóch facetów na raz. Jestem beznadziejna. Przepraszam was...- wstałam i z płaczem wybiegłam z sali. Nie wiem co się ze mną stało. Miałam dość wszystkiego. Dotarło to do mnie dopiero w drodze do szpitala, że tak naprawdę Harrego też kochałam. W końcu był moim pierwszym chłopakiem, a moje uczucie do niego po mimo tego co mi zrobił, nie wygasło. Może to dlatego, że upłynęło za mało czasu, który ponoć leczy rany i pozwala zapomnieć? Pewna w tym momencie byłam jednego. Daje sobie spokój z chłopakami, dopóki nie poukładam swoich spraw sercowych.
Taksówką dotarłam pod restaurację. Dochodziła 3:00 nad ranem. Zapłaciłam kierowcy i podziękowałam grzecznie. Udałam się do limuzyny, która czekała na mnie i na Carmen. 
-Dzień dobry.- weszłam do środka witając starszego mężczyznę.
-Witaj Oliwio. Gdzie sobie życzysz?- zapytał serdecznie, a ja próbowałam przypomnieć sobie adres mieszkania Alice, który widniał na lodówce, zawieszony przez Caroline.
-Pod MSC.- posłałam mu uśmiech i zajęłam swoje miejsce. Droga minęła nam szybko, a ja tępo patrzyłam w szybę, jakbym szukała w niej rozwiązania, na swoje problemy. 
-Dziękuję panu. Do widzenia.- odpowiedziała, gdy dojechaliśmy na miejsce i opuściłam wóz. Zaczęłam kierować się pod adres, który zapisałam sobie dla pewności w iPhone. Miałam trzydzieści nieodebranych połączeń i dziesięć wiadomości. Wszystkie od Nialla, Liama i Zayna. Jedna wiadomość była od Harrego. Z ciekawości spojrzałam na jej treść.
"Jestem totalnym kretynem... Wiem, że żadne przepraszam nic tu nie zadziała, ale wiedz, że to ciebie kocham i o ciebie będę walczył do końca..Proszę nie zrób nic głupiego. Harry.xx".- otarłam łzę, spływającą po moim policzku, schowałam telefon i stanęłam przed drzwiami, do których zadzwoniłam dzwonkiem.
Otworzyła mi brunetka i na mój widok uśmiechnęła się lecz blado.
-Hej Oliwia.- szepnęła smutno.
-Cześć Alice, jest tu może Caroline?- zapytałam rozglądając się nerwowo po mieszkaniu.
-Tak, ale to chyba nie najlepszy moment na rozmowy, spójrz...- gestem ręki ukazała mi Louisa, kłócącego się z Carmen. Strzeliłam sobie z gołej ręki czoło, a ciśnienie niebezpiecznie mi skoczyło.
-Dość tego! Zrozumiano?!- wydarłam się na cały dom, a oni zamilkli.
_____________________________________________________________________
Kolejny.:) Trochę się pokręciło, ale nie długo wyjdziemy na prostą.:D
Carmen dziś postara się dodać swoją perspektywę, miłego czytania. Jeżeli chcecie
next prosimy o komentarz, lub zagłosowanie w ankiecie, że czytacie.
Doma&Carmen.<3

Rozdział XIX

*Z perspektywy Oliwi*


Gdy oderwaliśmy się od siebie, spojrzałam mu głęboko w oczy. Widziałam, że jest szczęśliwy i naprawdę mnie kocha. Uśmiechnęłam się delikatnie, a on chwycił moją twarz w swoje dłonie.
-Oliwia, jesteś dla mnie wszystkim, zapamiętaj.- powiedział i mocno mnie do siebie przytulił.
Czułam bicie jego serca, ciepło i zapach perfum, który rozpieszczał moje nozdrza. Miałam poczucie bezpieczeństwa, którego brakowało mi przy Harrym. Właśnie, Harry... znowu łzy cisnęły mi się do oczu.
Dlaczego on mi to zrobił? Dlaczego zawsze muszę trafiać na totalnych idiotów. To, że jest gwiazdą nie upoważnia go do traktowania ludzi jak przedmiotów. Byłam bardzo ciekawa co musiała pomyśleć Taylor. Z tego co mi wiadomo to dość ułożona dziewczyna i bardzo pomocna. Nie zasłużyła sobie na takiego bachora.
Pociągnęłam nosem i zacisnęłam wargi. Zayn na moje nieszczęście to zauważył.
-Oli... Ja wiem, że jest ci trudno. Mi też by było, więc doskonale cię rozumiem, ale proszę, daj mi szansę, a postaram się, by każdy twój dzień był lepszy od poprzedniego.- no i znów nie wytrzymałam. Pokapały mi słone krople, ale tym razem szczęścia. Wiedziałam, że komuś na mnie zależy i nie pozwoli mnie nikomu skrzywdzić. Uśmiechnęłam się słodko, a jego mina przybrała rozczulony wyraz.
-Dziękuję Zayn...- i wtedy coś we mnie pękło. To nie Harry był osobą, w której się zakochałam, lecz sam Malik. To przy nim odczuwałam te przyjemne uczucie w brzuchu, to przy nim chciało mi się żyć, to jego naprawdę kocham!
-Zayn!- krzyknęłam, a on stał zdezorientowany.
-O co chodzi, coś się stało?- zapytał z przerażeniem w głosie.
-Nie głuptasie, wreszcie coś do mnie doszło.- chłopak uniósł pytająco jedną brew i przyjrzał mi się z uwagą.
-Taak??- przeciągnął i zbliżył się do mnie.
-To ciebie tak naprawdę kocham! Nie Harrego, tylko ciebie!- przyciągnął mnie natychmiastowo do siebie i po raz kolejny złożył na moich ustach gorący pocałunek. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Oderwałam się niechętnie od mulata, wyciągnęłam go z kieszeni i odebrałam.
-Halo?- rzuciłam miło.
-Oli?! Oli! Jakie szczęście, nawet nie wiesz jak się martwiliśmy!- po głosie rozpoznałam, że rozmawiam z Niallem. Pokręciłam głową z dezaprobatą i cicho zachichotałam.
-Nie potrzebnie, wszystko jest ok.- odpowiedziałam przekonująco.
-Słuchaj, musisz szybko wrócić do klubu. Opowiemy ci o co chodzi na miejscu, nie wlekaj, proszę, do zobaczenia.- rzucił i rozłączył się. Schowałam swojego iPhone'a.
-Co się stało?- mina Malika przybrała pytający wyraz.
-Żebym to ja sama wiedziała. To podobno ważne, więc mamy szybko wracać do klubu.- skinął głową, złapał mnie za rękę i żwawym krokiem wróciliśmy do restauracji, nie klubu. Pijanemu Niallerowi coś się pokręciło. No tak u nich wódka od razu się z tym kojarzy. Dotarliśmy na miejsce i weszliśmy do środka. Na nasz widok Liam z Horankiem wytrzeszczyli oczy.
-Przejdźcie do rzeczy.- machnęłam ręką, a oni potrząsnęli głowami.
-Więc...Na początek bardzo nam przykro, Har...- przerwałam im.
-Nie obchodzi mnie Styles.- najwyraźniej zrozumieli.
-No, bo Caroline jak się o tym dowiedziała, togo pobiła, nie wiem , skąd ta kobieta wzięła tyle siły, ale Hazza leży w szpitalu, a...- poczułam jak robi mi się słabo.
-Coo?!- krzyknęłam tak głośno, że nie którzy nawet przystanęli w tańcu i zmierzyli mnie wzrokiem.
-A co z nią? Przecież ona jest w ciąży!- zakryłam twarz rękami i próbowałam zrozumieć całą tą zakichaną sytuację.
-Siedzi u jakiejś Alice, Louis za nią pojechał.- oznajmił Liam.
-Jedziemy do Harrego.- zakomunikował Zayn i wszyscy pobiegliśmy za nim do samochodu. Razem z Niallem zajęliśmy tylne miejsca i przytuliliśmy się do siebie.
-Ten Sylwester jest beznadziejny...- zrobił smutną minę.
-To wszystko moja wina, gdybym nie pojawiła się w waszym życiu było by ok.- wbiłam wzrok w szybę.
-Co ty wygadujesz? Bez ciebie nie miał bym tego co najważniejsze, miłości.- Liam spojrzał na niego, a potem na mnie.
-To wy jesteście razem?- uniósł pytająco brwi.
-Tak.- szepnął dumnie mulat.
-A ja nie miałbym super przyjaciółki.- przytulił mnie blondas, ja wtuliłam się w jego tors.
-Nie byłoby mamy Direction, takiej prawdziwej.- dodał, gdy Zayn chciał zakomunikować, że to on za nią robi, a raczej robił.
-Dziękuję wam chłopaki. Jesteście kochani.- wyszczerzyli się zabawnie i zaczęli rozmowę, a ja myślałam o Hazzie. Nawet pomimo tego jak chamsko się zachował i tak coś jeszcze do niego czułam, nie tak głębokiego jak do Malika, ale jednak coś.
Dojechaliśmy na miejsce. Wyleciałam z auta i szybko pobiegłam do recepcji.
-Dobry wieczór, gdzie leży pan Harry Styles?- zapytałam zdyszana starszej pani.
-Sala numer 23.- uśmiechnęła się troskliwie, a ja szybko poszłam w tamtą stronę. Otworzyłam drzwi i wolnym krokiem udałam się do jego łóżka. Leżał nieprzytomny, z licznymi bandażami na głowie.
Na ten widok zachciało mi się płakać, ale musiałam być twarda.
Usiadłam obok na krześle i zaczęłam głaskać jego bujne loki.
Poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam starszego pana w białym fartuchu.
-Panie doktorze, co mu jest?- zapytałam lekko wystraszona.
-Ma złamane prawe żebro, zwichniętą rękę i kostkę.- głośno przełknęłam ślinę i zacisnęłam pięść. Caroline przesadziła. Nie chciałam by mieszała się w moje problemy, kocham ją jak siostrę i całkowicie rozumiem jej zachowanie, ale mogła nie targnąć aż w tak brutalny sposób na jego zdrowie.
-Kiedy wyjdzie?- zapytał Niall łamiącym się głosem.
-Za jakieś trzy dni, jak wszystko będzie porządku.- puścił nam oczko i opuścił salę. Wtedy dopiero zorientowałam się, że chłopaki już dotarli.
Zayn podszedł do mnie i mocno przytulił.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz...- pogłaskałam Stylesa po policzku i upadłam na ziemię. Jak się okazało siedziałam na krawędzi, a swoim upadkiem obudziłam Hazzę.
__________________________________________________________________
Kolejny rozdział.:) Tak jak zagłosowałyście, Oli jest z Zaynem.:)

wtorek, 15 stycznia 2013

Part XVIII

*Perspective by Carmen*
Hah.. Dziś Sylwester.. Mamy z Oli fryzjera.
-Pani Caroline Adams!!-zawołała mnie kobieta w średnim wieku, wychylająca się z salonu. Weszłąm, i od razu lekko popchnęła mnie na fotel.
-Widziałam już pani kreację i stwiedziam, że najlepszy będzie kok.-kobieta nakręciła się i nie zwracając uwagi na nic, zaczęła tworzyć moją fryzurę.Mocno ciągnęła moje długie za kolana włosy. Dlatego rzadko chodziłam do fryzjerów, bo miałam je za długie i oni nie potrafili o nie zadbać. I tak nigdy ich nie rozpuszczałam, ale miałam powody. I zna je tylko Al i Oli. Gdy kobieta skończyła, ja otworzyłam z niechęcią oczy. Byłam zrozpaczona, bo wyglądałam koszmarnie. Szybko podziękowałam kobiecie i jak najszybciej opuściłam jej salonik. W drzwiach wpadłam na seksowną wysoką dziewczynę.
-Przepraszam Panią najmoc.. Caroline!!-krzyknęłam Oliwia.
-Bosko wyglądasz!!-jęknęłam i wyszłyśmy z tamtąd. Gdy doszłyśmy do domu natychmiast zaczęłam poprawiać moją "fryzurę". 
-Noo.. teraz to wygląda po ludzku!! - krzyknęłam uradowana po pół godzinie zaplatania i wbiłam się w kiecusię. Zrobiłam bardzo mocny make-up. Ciemno czekoladowy, kawowy i beżowy cień oraz jasno beżowy eyeliner, i czarna mascara. Optycznie powiększał moje śliczne i duże już oczy. Zamaskowałam niedoskonałości cery i na usta nałożyłam ciemnoróżową, wpadającą w beż szminkę. Nałożyłam 15 cm szpilki i zeszłam na dół. Oli oniemiała. Lekko się uśmiechnęłam i po wesołej rozmowie wyszłyśmy z domu. Wsiadłyśmy do limuzyny i dojechałayśmy.
Wyszłam z samochodu i odrazu podszedł do mnie Lou. Przywitałam się z Nim i chłopakami i pewnie ruszyłam przed siebie. Co jakiś czas Louis odpowiadał na pytania w stylu "To Twoja dziewczyna??" itp..
Mocno mnie do siebie przytulał, więc czułam się dobrze i bezpiecznie.
Po chwili weszliśmy na salę i wszystko ucichło. Żadnych dziennikarzy, tylko kilka gwiazd.
Usiedliśmy przy stole i Lou wzniósł za Nas toast. Zaczęły schodzić się gwiazdy. Mój chłopak porwał mnie do tańca.
-Jesteś na mnie zła?? W ogóle się do mnie nie odzywasz.. - zaczął smutno patrząc mi w oczy.
-Nie.. Po prostu dziwnie się dziś czuję, a rano wymiotowałam.- szepnęłam i pocałowałam Go w policzek.
-Jak to.. Nie powinnaś iść do lekarza?? Załatwię Ci wizytę na jutro.- Louis zaczął się denerwować.
-No właśnie dlatego nic Ci nie powiedziałam.. Za bardzo sie wszystkim przejmujesz.-musnęłam Jego usta i po skończonym tańcu wróciłam do stołu. Od razu zauważyłam brak Oliwi.
-Gdzie jest Oli?? - zmartwiłam się.
-Zapytaj Harry'ego..-prychnął ze złością Liam.
-Co się stało??-wstałąm i ruszyłam w stronę Hazzy, który.. trzymał za rękę Taylor Swift!!!!
-Co zrobiłeś Oliwii. Odpowiedz!! - syknęłam groźnie i powoli podążałam w ich kierunku. Louis mocno złapał mnie za rękę i próbował przyciągnąć do siebie.
-Kotku, nie denerwuj się, bo Ci zaszkodzi. Spokojnie, tylko spokojnie. -chyba chciał mnie uspokoić, ale tylko pogarszał sytuację. Wyrwała mu się i pociągnęłam Harry'ego za rękę. Weszliśmy w jakiś korytarz. Chyba prowadził do łazienek. Nie widział nas chyba nikt.
-Gdzie jest Oliwia.. - powiedziałam stanowczo i poczułam na policzkach gorące rumieńce. Zawrót głowy. Zachwiałam się, i złapałam ściany.
-Wszystko w porządku?? - Harry złapał mnie za rękę i w talii.
-Tak.. Ale nie o tym mamy gadać. Dlaczego zrobiłeś to Oliwii??- popatrzyłam mu w oczy. Były zacięte i wyrażały hardość..
-Tak myślałam.. Zabawka, bo masz dziewczynę. Prawda?? - mówiłam opanowanym głosem.
Ku mojemu zdziwieni pokiwał głową. Nie wytrzymałam i mocno dałam mu w twarz. Odwrócił głowę łapiąc się za policzek. Szybko jednak wymierzyłam mu drugi i kolejne. Potem oszło gładko. Dostał z pięści w twarz, z kolana w brzuch i chwilę potem siedziałam na Nim okrakiem, a jego twarz nie wyglądała jak zawsze. Usłyszałam ciche kroki i czyjeś mocne dłonie podniosły mnie na nogi. Harry ciężko dysząc nie potrafił sam wstać.
-Co Ty do cholery zrobiłaś?? Wytłumaczysz mi to??- wrzasnął rozwścieczony Louis.
-Niech On sie wytłumaczy!!
-Teraz?? On sam nie wstanie, a co dopiero ma się tłumaczyć.
Przybiegł Liam, który gdy zobaczył Hazzę i moje zakrwawione ręce i sukienkę wyciągnął telefon i zadzwonił po pogotowie. Wyszłam z restauracji i zapaliłam papierosa. Ze zdenerwowania nie miałąm pojęcia co mam ze sobą zrobić. Alice.. Tak. Wsiadłam w taksówkę i podałam adres. Po 20 minutach dojechałam. Zapłaciłam i wyszłam z samochodu. Zapukałam do drzwi i po chwili czerwonowłosa otworzyła mi drzwi.
Zaczęłam płakać.. Na tylko tyle było mnie stać w tym momencie.
-Car.. Wszystko się ułoży.. Zobaczysz.. - objęła mnie i powoli próbowałą uspokoić.
-Odbierz.. - szepnęła, gdy zadzwoniłą moja komórka.
-H- ha- halo.. - wyjąkałam w słuchawkę.
-Car, gdzie Ty do cholery jesteś?!?!- krzycza Lou.
- U Al.. Louis, przyjedź po mnie..- rozryczałam się w telefon i rozłączyłam.
-Widzisz?? Jest ok.. - uśmiechnęła się zachęcająco.
-JA POBIŁAM HARRY'EGO!!!!!!! - wrzasnęłam i chwiejnym krokiem wstałam.
-I nawet nie wiem, czy to będzie dziecko Lou -odwróciłam się i stanęłam oko w oko z Louisem.
-Jak to nie wiesz.. - wyszeptał..
----------------------------------------
Siema.. :( Muszę Was przeprosić, ale nie dodawałam, bo:
-brak weny,
-brak czasu,
-i tyle, ale lubię dawać kreseczki ^.^
Wgl.l Rozdział wyszedł taki.. nudny.. maślany.. ŻALOWY!!!!! ;,'(
Mam załamkę xdd
Ok. Koniec marudzenia. W nastęnym, obiecuję, że stanie się coś ekstra. Mam już mniej więcej napisany plan, więc wiem ;p
Buziole - Carmen <33

Pytajcie

Pytania co do bloga możecie kierować na Aska. Będziemy odpowiadać i korzystać z porad. :)
Ask Domy: http://ask.fm/DomophonexD
Ask Carmen: http://ask.fm/CarolineAlice1D

Pozdrawiamy, dziś Carmen powinna dodać nowy rozdział.:)

Doma&Carmen

sobota, 12 stycznia 2013

Happy Birthday Malik!



Jak wiecie, dziś nasz Bad Boy z One Direction kończy 20 lat. Niestety Directioners, on już nie jest nastolatkiem. Ale miejmy nadzieję, że dorosłość go nie zmieni. :D


Z tej okazji życzymy mu szczęścia, miłości, spełnienia marzeń, dalszych sukcesów w karierze i oczywiście zdrowia, bo to najważniejsze. Żeby zawsze był tym samym radosnym, miłym, tajemniczym i szalonym chłopakiem. By żadna przykrość lub niepowodzenie nie wpłynęło na to co kocha robić oraz żeby zawsze na YT w każdym filmiku było słychać jego ulubione powiedzonko "Vas Happenin!". <3



No i oczywiście czekamy na koncert.<3













Polish directioners wish happy birthday Malik! <333


piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział XVII

*Z perspektywy Oliwii*


Nadszedł dzień, którego razem z Caroline tak bardzo wyczekiwałyśmy, który zawsze chciałyśmy tu spędzić- Sylwester. Już od kilku dni cały swój wolny czas straciłyśmy  w sklepach, galeriach handlowych i na wystawach. Powodem był brak idealnej sukienki na ten wieczór, a zwłaszcza, że chłopcy zabierali nas do jednej z najbardziej ekskluzywnych restauracji w Londynie, gdzie oprócz nich miało zjawić się kilka innych wielkich gwiazd. Nie chciałyśmy przynieść im wstydu więc rewelacyjny wygląd to była podstawa. Wreszcie po kilku kolejnych godzinach szukania znalazłyśmy coś w sam raz dla siebie. Carmen wybrała sobie piękną sukienkę w kolorze lśniącej kawy, która idealnie podkreślała jej zgrabną talię i smukłe nogi. Buty zakupiła pod ten sam kolor. Jednym słowem wyglądała nieziemsko. Ja natomiast znalazłam dla siebie coś zwykłego, a zarazem magicznego. Moja sukienka biła fioletem po oczach. Jej zwykły krój pozostawiał nie dosyt. Dość duży kwiat zdobiący górną część dodawał uroku. Wrzosowe szpilki idealnie z nią kontrastowały. Zadowolone z zakupów udałyśmy się wprost do fryzjera. Nie było już czasu na powrót do domu, gdyż do zabawy pozostały tylko trzy godziny. Na tą wizytę umówione byłyśmy już od tygodnia, dlatego też nie musiałyśmy czekać w kolejce. 
-Zapraszam pannę Caroline.- odezwał się miły głos kobiety w średnim wieku.
-Słyszysz? Wołają mnie.- pisnęła radośnie.
-No co ty nie powiesz.- przewróciłam oczami na co przyjaciółka zachichotała.
-Czemu mi się tak przyglądasz?- uniosła brew, gdyż zaczęłam mierzyć ją wzrokiem.
-Bo muszę się nacieszyć twoim widokiem, za chwilę będziesz podrasowaną panią Tomlinson.- oby dwie wybuchłyśmy śmiechem, a Car weszła do pomieszczenia. Z nudów zaczęłam przyglądać si swojemu perfekcyjnemu manicure i machać nogami. Ziewnęłam kila razy i wyciągnęłam telefon. Często miałam zwyczaj grać w Angry Birds, a zwłaszcza w takich sytuacjach. Po chwili dostałam sms-a. Weszłam w wiadomości i odczytałam jego zawartość.
"Hej dziewczyny, za jakieś dwie godziny podjedzie pod wasz dom limuzyna, my będziemy czekać na miejscu. Miłej zabawy. Zayn xx". Szybko odpisałam chłopakowi i włożyłam komórkę z powrotem do torebki. Usłyszałam otwieranie drzwi.
-Panna Oliwia?- śmiesznie zaakcentowała fryzjerka.
-Tak.- posłałam jej zabawne spojrzenie, a ona gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Usiadłam na czarnym skórzanym fotelu, tuż przed dużym lustrem.
-Dzień dobry. Przejrzałam wszystkie pani propozycje i wybrałam idealną fryzurę. Niech tylko teraz pani pokaże mi swoją kreację.- nadawała jak katarynka.
-A tak jasne. Już.- z różowej torby wyciągnęłam sukienkę. Przyjrzała się jej i uśmiechnęła.
-Idealna..- zamruczała i zabrała się do roboty. Umyła moje włosy, a pojedyncze kosmyki włosów pofarbowała na złocisty blond. Po zrobieniu pasemek zabrała się za zrobienie mi grzywki na prawą stronę. Zamknęłam oczy i wyobrażałam sobie dzisiejszy wieczór. Miałam cichą nadzieje, że to będzie najlepszy początek Nowego Roku w moim życiu. Nagle poczułam jak kobieta zaczyna mi robić trwałe fale.
-Gotowe.- kiwnęła głową z uznaniem i okręciła mój fotel w kierunku lustra. Zatkało mnie. Nigdy nie spodziewałam się, że będę tak wyglądać.
-Bardzo pani dziękuję, wykonała pani kawał dobrej roboty.- wstałam i mimowolnie przytuliłam kobietę.
-Do usług. Do zobaczenia.- ucałowała mnie w policzek.
-Do widzenia.- pomachałam jej ręką i ledwo co wyszłam, a już wpadłam na jakąś dziewczynę.
-Bardzo cię przepra...Caroline?!- krzyknęłam z ekscytacją w głosie.
-Oli?! Czy to na pewno ty?- wybałuszyła oczy. Zaczęłyśmy się głośno śmiać i przytulać.
-Jak ci pięknie w tej fryzurze.- zachwycała się.
-Tobie to dopiero bosko w tym koku!- pisnęłam na co ona tylko się skrzywiła. Przewróciłam oczami i chwyciłam ją pod rękę. Uśmiech nie schodził nam z twarzy. Szybko pojechałyśmy pod nasz dom. Wyskoczyłyśmy z auta jak oparzone i szybko pobiegłyśmy do środka. Każda z nas pobiegła do swoich pokojów. Wparowałam do łazienki jak wichura. Szybko zdjęłam swoje ubrania i założyłam swoją kreację.
Oczy podkreśliłam tuszem, eyelinerem oraz czarnym cieniem, usta błyszczykiem, a policzki bronzerem. Na koniec umyłam zęby i spojrzałam w lustro. Byłam z siebie dumna. Czułam, że nie zawiodę chłopaków i Harrego. Spełniona wyszłam z łazienki wpakowałam do kopertówki telefon, portfel, kosmetyki i lusterko. Wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach na dół, gdzie czekała już Caroline. Miała bardzo mocny makijaż, który podkreślał jej ciemne oczy. Założyłam szpilki i ubrałam płaszcz. Carmen poszła w moje ślady i po paru minutach byłyśmy już gotowe.
-Jak myślisz? Chłopakom się spodoba?- uniosłam jedną brew.
-No jasne, my im się podobamy w zwykłych ubraniach, a co dopiero w tym.- zażartowała i znowu wywołała  uśmiech na moich ustach. Usłyszałam dźwięk samochodu. Wyjrzałam za okno i zobaczyłam, że na nasz podjazd wjechała czarna limuzyna.
-Caroline, już jest, zbieramy się.- złapałam za kluczę, wyszłyśmy z domu i zamknęłyśmy go.
Z auta wyszedł szofer i odtworzył nam drzwi, za co obdarowałyśmy go wdzięcznym spojrzeniem oraz radosnym "Dzień dobry!". Wnętrze było nowocześnie wyposażone. Duża plazma, stolik z winem i muzyka zapewniły nam wesołą i ciekawą w gruncie rzeczy podróż. Wreszcie dojechałyśmy na miejsce.
-Caroline, to tu.- głośno przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki wdech.
-Spokojnie Oli, będzie ok.- położyła mi rękę na ramieniu w ten sposób dodając otuchy.
Drzwi się otworzyły, a nas oślepił blask fleszy. Zaraz obok limuzyny stali chłopcy. Na nasz widok otworzyli szeroko buzie, a ich gałki oczne powiększyły się do nie realnych rozmiarów.
-O mój boże wyglądacie cudnie!- krzyknął Lou i przyciągnął do siebie Carmen, namiętnie ją całując.
-Tak to prawda.- Hazza delikatnie się uśmiechnął, ale nic więcej nie zrobił. Zdziwiło mnie to trochę, ale zignorowałam to. Liam i Zayn przyglądali mi się łapczywie, a Niall pożerał wzrokiem Car. Cicho zachichotałam i weszliśmy na czerwony dywan. Zadawano nam dużo pytań typu "Louis czy to twoja dziewczyna?", "Kim są te dwie piękności?". Lou oczywiście razem z Caroline szli wtuleni w siebie, a Harry nawet nie złapał mnie za rękę i starał się zachowywać między nami stanowczą odległość. Spuściłam głowę, ale zaraz poczułam, że ktoś obejmuje mnie w talii. Tym kimś okazał się być Zayn. Posłałam mu wdzięczny uśmiech i szłam już trochę pewniej. Weszliśmy do środka, gdzie było znacznie ciszej i nie roiło się od dziennikarzy.  Całą siódemką usiedliśmy przy stoliku wynajętym specjalnie dla nas. Zajęłam miejsce między Zaynem, a Liamem. Na przeciwko mnie siedział Hazza. Starał się omijać mój wzrok co jeszcze bardziej podsycało moją ciekawość. Louis zaczął nalewać nam wino do lampek.
-Moi kochani, za zdrowie, młodość, szczęście i za nasze piękne kobiety.- uniosłam obie brwi i zaczęłam kiwać głową z uznaniem. Zaśmialiśmy się i unieśliśmy lampki stukając o nie. Wypiliśmy ich zawartość i zaśmieliśmy się głośno. Do restauracji zaczęło schodzić się co raz więcej sławnych osób między innymi Justin Bieber, The Wanted, Pitbull, JLO, Bruno Mars i Lady Gaga. Przyglądałam się temu z ekscytacją na twarzy. Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciłam głowę i spotkałam się z oczami Malika. Spuściłam wzrok i zaczęłam konsumować potrawy. Louis poprosił Car do tańca, Liam rozmawiał z jakąś dziewczyną w uroczych loczkach, Niall wsuwał jedzenie, a Harry siedział zamyślony.
-Stary, może zabrałbyś swoją dziewczynę do tańca, a nie siedział jak jakiś przygłup, nawet jak z Niallerem się tak nie zachowujemy. I takie szczęście byśmy docenili.- Malik wygarnął w dość łagodny sposób Stylesowi. Ten tylko groźnie zmierzył go wzrokiem.
-Sorry, ale..- nie dokończył gdyż przerwał mu pisk jakiejś dziwnie mi znajomej blondyny, biegnącej w jego kierunku. Chłopak gwałtownie wstał z miejsca, a ja myślałam, że to jego kolejna fanka. Na twarzy Zayna malował się gniew połączony z radością. Jakby bił się z dwoma przeciwnymi uczuciami.
-Harry!- wtedy dokładnie przyjrzałam się jej twarzy. To była Taylor Swift. Myślałam, że ona i Hazza to bardzo dobrzy znajomi, ale po tym co zobaczyłam, zagotowało mi się w brzuchu i zakręciło w głowie.
Jedna samotna łza spłynęła po moim policzku. gdy dziewczyna skończyła całować Stylesa, natychmiast do nich podeszłam.
-Cześć, jestem Oliwia. Chciałam wam życzyć szczęścia. Na mnie już pora. Miłej zabawy.- wymusiłam się na sztuczny uśmiech i pewnym siebie krokiem opuściłam sale. Byłam z siebie dumna. Dumna z tego, że nie pokazałam mu, że jestem delikatna i czuła, oraz udowodniłam mu, że wcale nie był dla mnie kimś ważnym. Wtedy doszło do mnie co się stało. Łzy samowolnie zaczęły spływać po mojej twarzy. Nic sobie z tego nie robiłam. Biegłam prosto przed siebie. Delikatnie prószący śnieg zdobił moje fale. Myślałam, że to będzie najlepszy Sylwester w moim życiu, że dużo zyskam, a tym czasem straciłam chłopaka, który nie był mi obojętny i wszystko co liczyło się dla mnie. Dobiegłam na most na Tamizie. Oparłam się o barierkę i spuściłam głowę w dół. Wtedy dostrzegłam bransoletkę od Harrego, na której wyraźnie zapewniał mnie, że jego uczucie jest prawdziwe. Okazało się, że byłam tylko zabawką, na okres gdy jego dziewczyna była daleko. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Nigdy nie miałam chłopaka, mówili mi, że nie wiem co tracę, ale jak się okazało miałam słuszność. Nie mam szczęścia do facetów. Nie wiem ile tak stałam, ale w pewnej chwili usłyszałam  wołania. Podniosłam głowę i spojrzałam w lewo.
-Oli!- w moim kierunku biegł Zayn.
-Oli.. Wszędzie cię szukam już od czterech godzin, za chwilę północ.- chwycił mnie za ramiona.
-Wszyscy o tym wiedzieliście...Dlacze...- przerwał mi.
-Nie Oli, nie wiedzieliśmy, zapewniał nas, że dał sobie z nią spokój, ja jednak nie byłem tego taki pewny.  Tak mi przykro. Nie zasłużyłaś na takie potraktowanie.- przytulił mnie mocno do siebie. Czułam bicie jego serca, które z sekundy na sekundę było coraz szybsze i mocniejsze.
-Zayn, ale ja.. ja straciłam wszystko w jeden z najważniejszych dni w roku. Wiesz co to znaczy stracić osobę, na której ci zależy w Sylwestrową noc? Stracić poczucie własnej wartości? Dowiedzieć się, że przez cały czas robiło się za czyjąś zabawkę na okres tymczasowy?- mówiłam z gniewem w głosie, który z każdym słowem się łamał.
-Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, ale wiem jak to jest kochać osobę, która o tym nie wie i nie móc jej nawet tego okazać.- spuścił wzrok.
-Leć do niej, nie stój tu ze mną, przyzwyczaiłam się do tego, że życie mnie nie rozpieszcza. Idź jej to teraz powiedz.-wysiliłam się na uśmiech.
-Mówisz, że mam jej to powiedzieć.. Jesteś pewna? A co jak ona przeżywa trudną sytuację sercową, a ja mogę tylko pogorszyć jej stan?- podrapał się w tył głowy.
-Ona to zrozumie, w końcu sama cierpi.- pociągnęłam nosem.
-Dobrze zrobię to.- powiedział trochę pewniej.
-Leć..-szepnęłam.
-Ale ta osoba jest tu teraz, ze mną...- zaczęłam gwałtownie rozglądać się na boki, ale nikogo nie dostrzegłam.
-Gdzie?- zapytałam cicho.
-Stoi prze de mną. - wtedy otworzyłam szeroko buzię.
-Oliwia...Ja cię kocham. Odkąd cię zobaczyłem poczułem do ciebie coś więcej niż do innych dziewczyn. Myślałem, że to normalne i widziałem jak patrzą na ciebie tamci. Odpuściłem. Jednak to uczucie, gdy cię nie było, lub gdy byłaś w pobliżu nie dawało mi spokoju. Teraz jestem już pewny tego co czuję. Oli...Kocham cię całym swoim sercem, duszą i ciałem i obiecuję ci, że nikt i nic nigdy tego nie zmieni. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, bez ciebie nie ma ono sensu. Moim jedynym marzeniem jest być przy tobie zawsze, budzić się pu twojego boku i przytulać gdy ci smutno...- patrzyłam na niego jak w obrazek.
Jednak bałam mu się zaufać. Czułam, że jest inny, ale sytuacja z Harrym spowodowała, że odczuwałam lęk.
-Oli.. za minutę północ. Żegnamy stary rok 2012 i witamy nowy 2013. Chcę, żebyś od tego Nowego Roku była zawsze u mego boku.- nagle usłyszeliśmy jak Big Ben zaczął bić. Wybiła 00:00. Malik przyciągnął mnie do siebie i namiętnie wpił się w moje wargi. Poczułam dziwne ukucie w brzuchu, którego nigdy nie odczuwałam przy Harrym.  Niebo rozświetliły tysiące błysków i wystrzelanych fajarwerków. Chłopak objął mnie w pasie, nie przestając całować. Wraz z Nowym Rokiem narodziła się nowa, lecz tym razem szczera i prawdziwa miłość.

___________________________________________________________
Obiecany rozdział, po długiej nie obecności. Z tego co wynikło z ankiet, Oli
 zaczyna darzyć uczuciem Zayna. Zachęcamy do dalszych głosowań
i komentowania. Miłego czytania.
Doma&Carmen.<3