Łączna liczba wyświetleń

sobota, 19 stycznia 2013

Part XXIV

*Z perspektywy Oliwi*


-To my zostawimy was samych.- Caroline pociągnęła za sobą Nialla i Liama oraz mocno popchnęłam ciekawskiego Louisa w drzwiach. Podniosłam się z krzesła i miałam zamiar opuścić salę, lecz zatrzymał mnie błagalny ton głosu Harrego.
-Oli, proszę zostań...- szepnął wręcz niesłyszalnie. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech, wypuszczając powietrze z płuc. 
-O co chodzi?- zapytałam najgrzeczniej jak potrafiłam zaciskając zęby. Byłam z nim zaledwie dwa tygodnie, a tyle krzywd zdążył mi wyrządzić. Zastanawiało mnie jedno. Dlaczego po mimo to, że miał dziewczynę, próbował odciągnąć mnie od Liama? Przecież to bez sensu. 
-Usiądź tu.- poklepał krzesło, które stało koło łóżko. Westchnęłam i zajęłam miejsce przez niego wskazane.
-Oli... Ja wiem, że źle cię potraktowałem.- przerwałam mu. Nie miałam zamiaru wysłuchiwać jego tłumaczeń. Marnował mój cenny czas, który ostatnio zmarnowałam właśnie na niego.
-Dość. Nie chcę tego słuchać! Czy do ciebie nie dociera, że wykorzystałeś mnie? Czego teraz żądasz? Twoja dziewczyna zostawiła cię, bo zobaczyła jakim jesteś kretynem? Brawo, wreszcie przejrzała na oczy. Nie wiem co ją oślepiało, może burza tych loków..- ugryzłam się w język, a on delikatnie uśmiechnął.
-Jednak masz do nich słabość..- zacisnęłam pięści.
-Mylisz się Styles. Wszystkie moje słabości wygasły wraz z Nowym Rokiem.- syknęłam groźnie.
-Ja cię wcale nie wykorzystałem! Nie kocham Taylor, już od dawna. Nic do niej nie czuje. To miała być po prostu dobra reklama, a on za bardzo się w czuła. Mam już tego dość. Chcę być przy kimś, na kim mi zależy, a nie przy niej. Może i to fajna dziewczyna, ale nie dla mnie...- chciałam coś powiedzieć, ale przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi. Do środka weszła blondynka, która od razu rzuciła się na Harrego.
-No.. Nic tu pomnie. Do widzenia.- bąknęłam wstałam z miejsca i opuściłam salę.
Tak.. Nie kocha jej, a ciągle z nią jest. Takie żarty to nie ze mną. Wyszłam na korytarz i usłyszałam słowa, które mnie z szokowały i zirytowały jednocześnie.
-Dobrze, w takim razie to koniec. Nie jesteśmy parą.- ciemnowłosa odwróciła się i uderzyła Louisa rozpuszczonymi kosmykami prosto w twarz.
-Caroline!!!- pobiegłam do niej i chwyciłam ją za ramiona.
-Puść mnie!- próbowała się wyrwać, jednak ja byłam silniejsza.
-Posłuchaj mnie! To już wcale nie jest zabawne! Czy ty nie widzisz, jak on cię kocha? Nie dostrzegasz tego jak się stara? Zrywasz z nim co pięć minut i znowu wracasz! Opanuj się! Zachowujesz się jak baba w ciąży, w której nie jesteś. Tak, wiem. Masz raka, ale to nie usprawiedliwia cię od takie traktowania. On po mimo tego, że w każdej chwili może cię stracić jest przy tobie, pomaga ci, troszczy się jak nikt inny. To mnie facet potraktował jak zwykłą zabawkę, a gdy już się pobawił, wyrzucił na śmietnik. Louis jest ideałem mężczyzny. Takiego chłopaka życzę każdej kobiecie, a ty nie potrafisz tego docenić! Szanuj to co masz, bo łatwo możesz to stracić! Ja mam tego serdecznie dość. Do szkoły zostało dwa tygodnie, więc wyjeżdżam! Do widzenia!- powiedziałam jej wszystko co myślałam w tej sprawie. Wiem, że nie powinnam się w to mieszać, ale on jej nic nie zrobił, a ja gdyby miała takie szczęście, była bym najradośniejszą kobietą pod słońcem. Niestety, nie każdemu w życiu się układa. Podeszłam jeszcze do Louisa i mocno go przytuliłam. On od razu odwzajemnił mój gest. To samo zrobiłam z resztą chłopców. Wszystkich zamurowało. Nie potrafili nic powiedzieć. Posyłając im ostatni uśmiech opuściłam szpital. Wsiadłam do swojego Lang Rovera i pojechałam jak najszybciej do domu, by spakować swoje walizki.
Wysiadłam z auta, od kluczyłam drzwi i pobiegłam na górę. Z szafy wyjęłam, trzy duże torby i zaczęłam wrzucać w nie ubrania, buty, kosmetyki, urządzenia elektroniczne i inne ważne rzeczy. Wskoczyłam na łóżko, odpaliłam laptopa i zamówiłam bilet na lot do Polski. Do odprawy została mi godzina. Szybko z bagażami zbiegłam na dół. Wybiegłam z mieszkania, spakowałam rzeczy do bagażnika i usiadłam na miejscu kierowcy. Opaliłam auto i ruszyłam przed siebie prosto na lotnisko. Droga dłużyła mi się nie miłosiernie, a ja ciągle zastanawiałam się, czy podjęłam dobrą decyzję. Po dłuższych przemyśleniach doszłam do wniosku, że tak, więc nie myśląc już o tym zaparkowałam samochód na parkingu, zabrałam swoje walizki i udałam się na odprawę. Usiadłam na swoim miejscu i zapięłam pasy. Głos stewardessy ogłosił, że startujemy. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę jaki błąd popełniłam. Zostawiłam otwartego laptopa na kupnie tego biletu. W duchu modliłam się, żeby nie zobaczyli dokąd się wybrałam.

1 komentarz: