Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 20 stycznia 2013

Part XXVI

*Z perspektywy Oliwi*


Lot dłużył mi się nie miłosiernie, ale już po godzinie zasnęłam. Obudził mnie głos stewardessy.
-Prosimy zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania.- wykonałam jej polecenie i przetarłam zaspane oczy. Nie żałowałam ani trochę, że wróciłam do Polski. Mam nadzieję, że przez te dwa tygodnie przemyśle wszystkie sprawy i odpocznę od szarej rzeczywistości. Ustawiłam się w kolejce do wyjścia i opuściłam wielką maszynę. Udałam się po odbiór bagaży i poszłam na parking szukając auta mamy. Niestety tata wyjechał w dwumiesięczną delegację, a w domu był tylko na święta. Szukałam wzrokiem naszego samochodu, do momentu gdy ktoś zasłonił mi oczy.
-Oliwia!- krzyknął mi znajomy głos.
-Mamo! Tak bardzo tęskniłam!- rzuciłam się w ramiona swojej rodzicielki, a ta uścisnęła mnie mocno.
-Boże, jak tyś wyładniała. Ten Londyn dobrze na ciebie działa.- uśmiechnęłam się radośnie, a w środku, aż pękałam od sarkazmu. W każdym bądź razie, nie chciałam jej obarczać swoimi problemami, gdyż sama miała ich po pęczki. Wsiadłyśmy do czerwonego porshe i skierowaliśmy się do naszego mieszkania.
-Jak tam na studiach?- spytała po chwili.
-Jak na razie świetnie mam same dobre oceny, więc mam nadzieję, że w tym roku też tak będzie.- odparłam i wbiłam wzrok w szybę jak to miałam w zwyczaju. Droga minęła nam szybko i sprawnie, bez żadnych zakłóceń. Dojechałyśmy na miejsce i weszłyśmy do domu. Zdziwiłam się, że matka nie zakluczyła go, ale szybko zorientowałam się o co chodzi.
-Babciu!- wydarłam się i pobiegłam do siwej staruszki, ściskając ją mocno.
-Oli skarbie, jak ja cię długo nie widziałam. Aleś ty wypiękniała!- ucałowała mnie po policzkach i poczochrała po włosach.
-Chodźcie kochaniutkie, zrobiłam kolację.- dochodziła godzina 20:00. Usiadłam razem z mamą i babcią przy stole zajadając się pysznym ryżem z jabłkami, który był jej specjałem.
-Mmmm babciu, ty wiesz co poprawia mi humor.- zaśmiałyśmy się głośno.
-Tak, popieram.- odparła moja mama z wielkim bananem na twarzy.
Zjadłyśmy wszystko do końca, porozmawiałyśmy chwilę i odpoczęłam po podróży.
-Dobra, ja moje drogie zbieram się do pracy. Będę jutro przed 9:00. Paa.- ucałowała mnie w policzek i machając opuściła dom. Westchnęłam ciężko, a babcia od razu zorientowała się, że coś jest nie tak. Ona zawsze to wyczuwa, jest specem, dlatego kocham z nią szczerze rozmawiać, bo zawsze trafnie doradza.
-Dziecko, ja widzę, że coś jest nie tak, proszę opowiedz mi.- pogłaskała mnie po policzku, po którym spłynęła pierwsza łza.
-To przez chłopca.- otworzyłam szeroko oczy, które lśniły jak woda w oceanie.
-Nie ważne, mów o co chodzi skarbie.- pociągnęłam nosem.
-Jakieś trzy tygodnie poznałam dość sławny Boy's Band, One Direction.- babcia zaśmiała się głośno.
-Tych twoich pięciu bogów?- zażartowała, a ja spojrzałam na nią z pod byka.
-Tak właśnie ich. Jeden z nich..- przerwała mi.
-Znam ich z twoich opowieści i zdięć, mów po imieniu.- pokiwałam twierdząco głową.
-Liam starał się o moje względy, Louis zakochał się w Caroline, a Harry we mnie. Wybrałam właśnie jego. Wtedy w Liama wstąpiło coś dziwnego i zaczął się do mnie dobierać, za co oczywiście przeprosił. Z Stylesem układało mi się rewelacyjnie. Z Zayn był moim najlepszym przyjacielem, podobnie jak Niall, lecz przy nim nie miałam poczucia bezpieczeństwa i tych potocznie zwanych motyli w brzuchu.Tuż przed świętami okazało się, że Carmen jest w ciąży.- tu babcia chciała coś wtrącić, a ja nie dopuściłam jej do słowa.
-Daj mi skończyć. Następnie w dzień Sylwestra było najgorzej. Byłam zabawką dla Harrego, na czas gdy nie było przy nim jego dziewczyny, Taylor Swift. Wtedy z płaczem wybiegłam z restauracji, a za mną Zayn. Wyznał mi miłość, pocałował, a ja uświadomiłam sobie, że do niego też czuję miłość, problem w tym, że do Stylesa tak samo. Caroline gdy się o tym dowiedziała wpadła w furię i ciężko go pobiła. Teraz leży w szpitalu z kilkoma połamaniami i złamaniami. Najgorsze jest to, że Car nie była w ciąży, tylko ma raka. Wychodziłam z sali i usłyszałam jak zrywa z Louisem. Zdenerwowana wygarnęłam jej jaką jest idiotką postępując tak z ideałem chłopaka i zmęczona życiem wróciłam do Polski.- skończyłam trzęsąc się i głośno szlochając. Babcia bez słów mnie zrozumiała i mocno przytuliła. Czułam ciepło jakiego mi ostatnio brakowało. Cieszyłam się, że mnie rozumie i liczyłam, że pomoże.
-Wiem, że jest ci trudno. Z Caroline na pewno będzie dobrze. Jeżeli tylko się postara i zadba o siebie w należyty sposób. Co do ciebie? Trudna sprawa. Twoje serce należy do dwóch panów i jak mnie wam będziesz musiała zadecydować tuż po feriach. Nie będą czekać wiecznie. Jeżeli nie kochasz ich, nawet w to nie wchodź, a jeżeli kochasz jednego z nich? Zastanów się dokładnie, przy którym czujesz się najlepiej i który naprawdę cię kocha. Pamiętaj. Wybór należy do ciebie. Nie słuchaj mózgu, tylko serca, bo to one jest tu specem.- pocałowała mnie w policzek.
-A teraz chodźmy już spać. jesteś pewnie zmęczona. Dochodzi 23:00. Dobranoc skarbeńku.- przytuliłam ją i szepnęłam.
-Dziękuję.- puściła mi oczko i zniknęła za drzwiami. Wstałam z krzesła i powędrowałam na górę do swojego pokoju. Rozglądnęłam się po nim i wszystkie wspomnienia wróciły. Całe dzieciństwo. Uśmiechnęłam się delikatnie i szybko przebrałam się w piżamę. Nie miałam siły nawet brać prysznica. Rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy.
-Czemu to musi być takie trudne? Którego kocham naprawdę? A może nikogo z nich?- zadając sobie w kółko te pytanie zasnęłam.
__________________________________________________________________
Hej tu Doma.<3 Oto kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodoba, chodź
muszę przyznać, że wena mnie nie rozpieszcza.:) Prosimy was o komentarze z
szczerymi opiniami. To dla was chwilka, a dla nas pomoc i przyjemność.:D
Miłego czytania.
Doma.<333

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz