Łączna liczba wyświetleń

środa, 16 stycznia 2013

Rozdział XX

 *Z perspektywy Oliwi*


Otworzył swoje zielone oczy i zaczął jeździć nimi po całej sali. Jego pełen zdziwienia wzrok zatrzymał się na mnie. Przełknęłam głośno ślinę, ale nadal dzielnie znosiłam jego spojrzenie.
-Co ja tu robię?- zapytał niepewnie i chciał się podnieść, ale gdy to zrobił cicho jęknął.
-Masz złamane żebro i kilka zwichnięć.- oznajmił poważnym tonem Liam, a Hazza złapał się za głowę.
-Coś cię boli?- kucnął przy nim Malik, klepiąc po ramieniu.
-Trochę głowa, ale przeżyję.- burknął pod nosem i założył ręce. Przewróciłam oczami i wygodnie usadowiłam się na siedzeniu. Nie mogłam na niego patrzeć. Jak tylko sobie przypomniałam, że jestem zwykłą zabawką, miałam ochotę zniszczyć mu tą ładną buźkę. Ciekawiło mnie też to gdzie jest Taylor, jednak odpowiedź na to pytanie dostałam szybciej, niż myślałam.
-Stary, a co z Taylor? Nie wiedziałem, że się spotykacie.- blondas usiadł na krawędzi łóżka z pytającą miną.
-Nic... Zostawiła mnie.- ujął to tak bez namiętnie, że miałam ochotę wydłubać mu oczy.
Pokręciłam pokryjemu głową z gniewem. Zachowywał się tak, jakby ludzie to były zabawki. Zayn musiał zauważyć moją minę, bo podszedł do mnie i przytulił mnie, przelotnie muskając wargi.
Oczy Harrego automatycznie się powiększyły i wtedy zobaczyłam jak patrzy na Malika z nienawiścią.
-Co ty sobie myślisz?- zacisnął pięści i syknął w stronę Zayna.
-O co ci chodzi?- jego ton był nad zwyczaj spokojny i opanowany.
-Jak to o co?! Do cholery, całujesz moją dziewczynę kretynie!- wydarł się, a ja aż podskoczyłam na kolanach mulata, gdzie aktualnie siedziałam.
-Jak to twoją dziewczyną? Przecież ty chodzisz, a przynajmniej chodziłeś z Talyor! Ja byłam jakąś zabawką na okres gdy nie było jej przy tobie, a ty śmiesz jeszcze do mnie tak mówić? Jesteś śmieszny!- wydarłam mu się prosto w twarz. Wtedy do niego dotarło to co zrobił, ale było już za późno.
-Czy wy jesteście razem?- szepnął, a jego głos zaczął się łamać.
Nasze odpowiedzi były różne. Powiedziałam "nie". Zayn i cała reszta spojrzała na mnie zdziwiona.
-Ale jak to? Oli..- Malik chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
-Zayn, słuchaj ja jednak nie mogę. Nie mogę być z tobą zaraz po rozstaniu. Wiem, że powiedziałam "tak", ale to by było nie fair w stosunku do tego co czuję w środku. Dobrze wiesz, że cię kocham, ale to co czułam do Harrego jeszcze nie wygasło. Chcę się związać dopiero wtedy, gdy będę pewna i żadne myśli nie będą mi zaprzątywać głowy. Czuję się strasznie... Nigdy nie miałam chłopaka i się nie całowałam. To wszystko wydarzyło się dopiero tu, a zdążyłam pocałować i ciebie i ciebie.- zwróciłam się do obu, którzy przypatrywali mi się z zaciekawieniem.
-Wiem, że to trochę dziwne, ale ja tak nie potrafię. Czuję się jakbym działała na dwa fronty. Nigdy nie przypuszczałam, że będę darzyła miłością dwóch facetów na raz. Jestem beznadziejna. Przepraszam was...- wstałam i z płaczem wybiegłam z sali. Nie wiem co się ze mną stało. Miałam dość wszystkiego. Dotarło to do mnie dopiero w drodze do szpitala, że tak naprawdę Harrego też kochałam. W końcu był moim pierwszym chłopakiem, a moje uczucie do niego po mimo tego co mi zrobił, nie wygasło. Może to dlatego, że upłynęło za mało czasu, który ponoć leczy rany i pozwala zapomnieć? Pewna w tym momencie byłam jednego. Daje sobie spokój z chłopakami, dopóki nie poukładam swoich spraw sercowych.
Taksówką dotarłam pod restaurację. Dochodziła 3:00 nad ranem. Zapłaciłam kierowcy i podziękowałam grzecznie. Udałam się do limuzyny, która czekała na mnie i na Carmen. 
-Dzień dobry.- weszłam do środka witając starszego mężczyznę.
-Witaj Oliwio. Gdzie sobie życzysz?- zapytał serdecznie, a ja próbowałam przypomnieć sobie adres mieszkania Alice, który widniał na lodówce, zawieszony przez Caroline.
-Pod MSC.- posłałam mu uśmiech i zajęłam swoje miejsce. Droga minęła nam szybko, a ja tępo patrzyłam w szybę, jakbym szukała w niej rozwiązania, na swoje problemy. 
-Dziękuję panu. Do widzenia.- odpowiedziała, gdy dojechaliśmy na miejsce i opuściłam wóz. Zaczęłam kierować się pod adres, który zapisałam sobie dla pewności w iPhone. Miałam trzydzieści nieodebranych połączeń i dziesięć wiadomości. Wszystkie od Nialla, Liama i Zayna. Jedna wiadomość była od Harrego. Z ciekawości spojrzałam na jej treść.
"Jestem totalnym kretynem... Wiem, że żadne przepraszam nic tu nie zadziała, ale wiedz, że to ciebie kocham i o ciebie będę walczył do końca..Proszę nie zrób nic głupiego. Harry.xx".- otarłam łzę, spływającą po moim policzku, schowałam telefon i stanęłam przed drzwiami, do których zadzwoniłam dzwonkiem.
Otworzyła mi brunetka i na mój widok uśmiechnęła się lecz blado.
-Hej Oliwia.- szepnęła smutno.
-Cześć Alice, jest tu może Caroline?- zapytałam rozglądając się nerwowo po mieszkaniu.
-Tak, ale to chyba nie najlepszy moment na rozmowy, spójrz...- gestem ręki ukazała mi Louisa, kłócącego się z Carmen. Strzeliłam sobie z gołej ręki czoło, a ciśnienie niebezpiecznie mi skoczyło.
-Dość tego! Zrozumiano?!- wydarłam się na cały dom, a oni zamilkli.
_____________________________________________________________________
Kolejny.:) Trochę się pokręciło, ale nie długo wyjdziemy na prostą.:D
Carmen dziś postara się dodać swoją perspektywę, miłego czytania. Jeżeli chcecie
next prosimy o komentarz, lub zagłosowanie w ankiecie, że czytacie.
Doma&Carmen.<3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz