Gwałtownie się odwróciłam, a moje rozpuszczone włosy uderzyły mojego byłego już w twarz. Nagle z sali wyszła Oli. Widocznie usłyszała moje słowa, bo teraz ja usłyszałąm od Niej kilka niemiłych, aczkolwiek prawdziwych słów. Podeszła do Louisa i mocno Go przytuliła. Na koniec oznajmiła, że wyjeżdża, do końca ferii. Nie wiedziałam co mam powiedzieć czy zrobić. Zaczynałam żałować, bo powoli dochodziła do mnie prawda, że Louis
-Tak nie może być.- szepnęłam na tyle głośno, że chłopcy to usłyszęli. Nie zwracając uwagi na ich wołanie pobiegłam korytarzem i schodami w dół. Wybiegłam przed szpital i zatrzymałąm się gwałtownie.
-OLIWIA!!!! - krzyknęłam, myśląc, że wciąż gdzieś tu jest. Niestety, zdążyła odjechać.
-Caroline, co Ty robisz?!?! -Louis złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Za Nim z budynku wyszła reszta zespołu. Oczywiście oprócz Hazzy.
-Nie. Nie teraz. Puszczaj mnie!! -wyrwałąm dłoń z Jego silnego uścisku i podbiegłam do taksówki.
-Na London Street poproszę. Tylko niech pan jedzie, jakbym miała zaraz urodzić dziecko!! -ostrzegłam go i w tym momencie do auta wszedł Louis.
-A Ty tu czego??-warknęłam.
-Nieważne. Niech pan wreszcie jedzie.-odparł i zwrócił się do kierowcy.
Po około 15 minutach jazdy zatrzymaliśmy się pod moim domem. Wybiegłam z samochodu zostawiając w nim Louisa, który chcąc niechcąc musiał zapłacić. Wszedł za mną do mieszkania. Oliwi już nie było. Westchnęłam rozpaczliwie i odwróciłam się do Louisa, który stał tuż za mną. Dosłownie. Odwróciłam się i prawie zderzyliśmy się nosami.
-Louis chcę, żebyś wiedział, że doceniam wszystko co dla mnie robiłeś i ciągle robisz. Przy okazji, dzięki za taksówkę. -lekko się uśmiechnęłam.
-Musisz wiedzieć, że Cię kocham, ale jest mi ciężko. Bardzo pragnę, żebyś to zrozumiał. Przyda Nam się trochę przerwy. Wiem, że może brzmi to jak rozkaz, żebyś czekał, aż mi się odwidzi, aż do Ciebie wrócę. Ale nie o to chodzi. Znajdź sobie dziewczynę, która będzie Twoją wymarzoną..- w tym momencie Lois mi przerwał.
-Masz rację. A to Ty jesteś moją wymarzoną - przytulił mnie i pocałował. Nie zareagowałam. Było mi tak przykro. Nie chciałam Go ranić, ale mówi się trudno. Delikatnie Go odepchnęłam dając mu do zrozumienia, że ma przestać. Zrozumiał.
-Czyli nie damy sobie tej szansy?? -wyszeptał patrząc mi w oczy.
-Nie Lou. Nie damy.. -przytuliłam Go najmocniej jak potrafiłam. Stał sztywno, ale po sekundzie poczułam jak Jego silne ramiona oplatają moje ciało..
--------------
Eloo.. Tu Carmen <3
Chciałam Wam powiedzieć, że nie podoba mi się ten rozdział.. W ogóle mam jakiś mdły nastrój, więc nie za bardzo mi szło pisanie tego part'u. Przykro mi, ale Was.. ZSZANTAŻUJĘ!!!! Następny rozdział będzie, jeśli pod tym będą 2 komentarze. Tylko dwa. Nie powinno być trudno. Prawda?? ;>
Okk.. Mniej więcej tyle. Dobranooc <3
Ps. Wiecie, że ostatnio Wasza Carmen ma fazę na Tokio Hotel?? Znowu?? Po jakim roku przerwy znowu jestem (chociaż nigdy nie przestałam) napaloną na Nich Alien. xdd Dobra. Nie męczę.. Buziaczki Car <33 Jednokierunkowych ;*
Genialne.nest please
OdpowiedzUsuń